Electric Callboy zagrali 18 marca w Warszawie w klubie Progresja!
18 marca zespół Electric Callboy zagrali jeden z trzech koncertów w Polsce – tym razem w Warszawie. Oprócz tego, 17 marca grupa pojawiła się we Wrocławiu, a 19 marca – w Gdańsku. Koncert wrocławski i warszawski zostały wyprzedane. Na trasie Tekkno Tour ’23 towarzyszyły i dalej towarzyszą Future Palace oraz Holding Absence.
Na pierwszy ogień – Future Palace
Warszawski koncert Electric Callboya odbył się w klubie Progresja. Jako pierwsi na scenę weszli Future Palace. Niemiecka grupa zagrała takie numery, jak: Flames, Paradise, Hands Up lub Ghost Chapter. Mimo braku świateł, ekranu diodowego i innych szmerów-bajerów, FP radzili sobie nieźle – wokalistce udało się poderwać warszawską publikę do zabawy. Widownia reagowała entuzjastycznie na widok zespołu, wspólnie z Marią klaskała i skandowała. Nie znałam wcześniej Future Palace, ale bawiłam się bardzo dobrze. Duże wrażenie zrobił na mnie wokal Marii – jak ta dziewczyna się wydarła, to aż mnie ciary przeszły! Jak dla mnie super!
Drugi support – Holding Absence
Dla publiczności super, ale dla mnie już nie, był występ Holding Absence. Grupa zagrała takie piosenki, jak: Afterlife, Like A Shadow lub Coffin. Podczas tego ostatniego publiczność włączyła latarki w telefonach i uniosła je ku górze, co wprowadziło całkiem przyjemny klimat. Jednak dla mnie występ HA to było głównie miotanie się wokalisty po scenie i tegoż machanie nogą. Nie porwało mnie to – kiedy idę na koncert, oczekuję energii i jakiejś charyzmy od zespołu, zwłaszcza od frontmana/frontmanki. Maria ma tę charyzmę i ją chciałam oglądać – Lucasa nie. Było to dla mnie bardzo nijakie 40 minut. Trochę szkoda…
Showmani w czystej postaci – Electric Callboy
I wreszcie nadszedł czas na gwiazdę wieczoru – Electric Callboya. Zespół zagrał swoje najnowsze utwory, w tym: Tekkno Train, Hypa Hypa, Spaceman, Hate/Love, We Got the Moves, Arrow of Love lub MC ThunderII (Dancing Like A Ninja), a ze starszych: Supernova i Best Day.
Powiem tak: nie spodziewałam się takiego show! Ekran diodowy, konfetti, wstążki spadające z sufitu, światła, wyrzutnie ognia… Poczułam się trochę jak na koncercie Kiss – pomijając plucie krwią, zianie ogniem, scenografię oraz klimat legendarnego zespołu… Jednak dla mnie EC umieją zrobić bardzo konkretne show! Oprócz oprawy pirotechnicznej, muzycy mieli fantastyczny kontakt z publiką – żartowali, zachęcali do wspólnego śpiewania… Podobało mi się również to, że podczas wykonywania Hypa Hypa i We Got the Moves zespół muzycy mieli na sobie te same kostiumy, co w teledyskach do tych singli. Świetne też było to, że chłopaki mówili po polsku – „Kurwa” czy „Ja pierdolę” w ich wykonaniu wywołało entuzjastyczną reakcję fanów. Moją zresztą też…
Podsumowując…
Koncert Electric Callboya jest dla mnie czymś, czym koncerty powinny być – energią, rewelacyjną atmosferą, świetną imprezą i czystą przyjemnością. Sądzę, że nawet bez konfetti, ognia i świateł, EC rozwaliliby system! Czuć od nich charyzmę, energię i, patrząc na nich, wie się, że to nie są ludzie z przypadku – to są właściwi ludzie na właściwym miejscu. Mega szacun!
To był zdecydowanie jeden z najlepszych koncertów, na jakim byłam! Na pewno jeszcze nieraz wybiorę się na giga chłopaków, kiedy tylko znowu pojawią się w naszym kraju!