Przy okazji genialnego festiwalu, jakim niewątpliwie jest Trzciamajka, miałam okazję spotkać się w pięknych okolicznościach przyrody i festiwalowego klimatu ze świetnym artystą. Rozmowa z Rafałem Karwotem z TABU, to bardzo miłe doświadczenie. Zapraszam do lektury.
Natalia Nazar: Gracie ostatnio bardzo dużo koncertów. Jak się z tym czujecie? Nie jesteście zmęczeni tym, że tyle pracy musicie w to wkładać?
Rafał Karwot: Pracowaliśmy na to 15 lat, jaramy się tym że nic nie dostaliśmy za darmo, że to co teraz ma miejsce wypracowaliśmy ciężką pracą. Nie żałujemy żadnej chwili, żadnego koncertu, żadnego wyjazdu, aczkolwiek nie jest to lekki chleb. To nie jest tak, że sobie po prostu jeździmy i gramy koncerty. Spędzamy w busie bardzo dużo czasu. Chłopaki pracują na etatach i pogodzić jedno z drugim, to nie lada wysiłek. Jutro musimy wcześnie rano wyjechać, żeby mogli wrócić, trochę odpocząć i normalnie w poniedziałek iść do pracy. Następny koncert gramy w środę, potem w piątek, w sobotę dwa i w poniedziałek kończymy w Berlinie. To jest piękne, ale wyczerpujące i fizycznie i psychicznie. Ja to wiem i oni to wiedzą.
NN: Jak to jest spełniać swoje marzenia?
RK: Zajebiście. Mogłoby tak już zostać na zawsze. Jest fajnie, gramy, jesteśmy cały czas w trasie i wszystko się dobrze układa. Bardzo dobrze razem się bawimy.
NN: Czy uważasz, że da się wyżyć z muzyki reggae w Polsce?
RK: Da się! Np. Bednarek, Mesajah, więc dlaczego nam ma się nie udać? Fajnie jakby się udało, ale też nie chcę doprowadzić do sytuacji, że mamy ciśnienie na to, żeby non stop grać koncerty. Prócz zespołu każdy ma jakieś zajęcie i jesteśmy w takiej sytuacji, że nic nie musimy, możemy zrobić sobie półroczną przerwę i damy sobie radę.
NN: Skąd bierze się hejt na polskie reggae?
RK: Nie ma hejtu na polskie reggae. Ludzie jarają się polskim reggae. Jest parę osób, które twierdzą, że prawdziwe reggae, to tylko to z Jamajki, a polskie jest be, jest niedobre, niefajne. My się dobrze bawimy i mam głęboko w poważaniu to, co myślą malkontenci, czy obrońcy „prawdziwego reggae”. Dajemy z siebie wszystko i reggae’owe kapele robią wszystko, żeby grać na takim poziomie, żeby zadowolić swoją publiczność. Dzisiaj graliśmy koncert i widziałaś, co się działo, jaka wspaniała była energia, ile radości daliśmy sobie nawzajem.
NN: Czym różni się granie na małej imprezie, jak Trzciamajka, od grania na przykład na Przystanku Woodstock?
RK: Potrzebujemy energii od ludzi. Czy tę energię da nam 10 osób, czy nam da 20 000, nie ma to dla nas znaczenia. Potrzebujemy dostać zwrot tego, co staramy się przekazać publiczności. To jest najważniejsze. Chcemy dać ludziom radość, przyjemność, odpoczynek i tego samego oczekujemy od nich.
NN: A jak z Woodstockiem na Ukrainie? Jak to wyglądało? Jak dojazd? Czy były jakieś problemy?
RK: Koncert był w piątek więc wyjechaliśmy już w czwartek, żeby się nie spóźnić J, bo wiedzieliśmy, że będzie problem na granicy. Staliśmy tam 5 godzin. Spaliśmy w namiotach, tak jak wszystkie zespoły które tam grały, było swojsko. Na całym festiwalu panowała całkiem inna energia niż na festiwalach w Polsce , nie wiem do końca jak to opisać, ale to było piękne. Jesteśmy po takim miesiącu, że trudno nam spaść na ziemię: zaczęliśmy od Wodzisławia – od naszego festiwalu, później graliśmy na polskim Woodstocku w Kostrzynie, pojechaliśmy na Woodstock ukraiński byliśmy w Ostródzie na największym festiwalu muzyki reggae w kraju, do Trzcianki przyjechaliśmy z festiwalu w Darłowie. 6 razy na tak!
NN: Piękny miesiąc, tyle rewelacyjnych festiwali.
RK: Tak jak wspominałem , dostaliśmy tyle energii od tych wszystkich ludzi że jeszcze lecimy wysoko w chmurach, obyśmy nigdy już nie musieli lądować 😉
NN: We wrześniu macie ostatni zaplanowany koncert. Musicie odpocząć i co dalej? Będziecie mocno działać w sprawie nowej płyty?
RK: Cały czas robimy materiał pomimo tego, że nie mamy na to zbyt dużo czasu, gramy koncerty, ale myślimy też o płycie, a raczej o kolejnych singlach, z nich chcemy kiedyś złożyć całą płytę.
NN: Świetne jest to, że od kwietnia cały czas gracie.
RK: Ten sezon jest naprawdę piękny.
NN: Fajnie, że zawiązała się przyjaźń między Wami a WOŚPem. Zagraliście na finale w Warszawie, teraz Przystanek Woodstock.
RK: Jest dobry lot między nami a WOŚPem.
NN: Jurek bardzo Was lubi.
RK: O to trzeba zapytać Jurka, ale chyba jest jakaś chemia w powietrzu J, WOŚP to nie tylko Jurek , tam jest masa wspaniałych ludzi, z którymi łączy nas wspólny lot!
NN: Pozostaje mi życzyć owocnej pracy, jak największej ilości koncertów.
RK: Dziękuję, zdrowia mi życz 😉
NN: Tego zawsze. Dziękuję za rozmowę.