Marita Volodina (Stridulum): Na wszystko, co dobre i wartościowe, trzeba czasem cierpliwie poczekać [wywiad]

0
348

Co oznacza Stridulum? Oprócz tego, że jest to zespół, którego muzyka mogłaby być ścieżką dźwiękową obecnych czasów? O co chodzi z czernią i czerwienią, która przewija się w sferze wizualnej tego zespołu? Czy tworzenie we dwójkę jest trudne, a może wręcz przeciwnie? Na te i inne pytania odpowiedziała Marita Volodina. Zapraszam!

W jakich okolicznościach powstało Stridulum?

Tak naprawdę idea stworzenia zespołu tkwiła w mojej głowie od bardzo dawna, ale z uwagi na fakt, że zależało mi na współpracy z kimś o podobnej wrażliwości i poczuciu estetyki, proces formowania Stridulum opóźnił się nieco w czasie… Jestem jednak zdania, że na wszystko, co dobre i wartościowe, trzeba czasem cierpliwie poczekać. Gdy spotkałam na swojej drodze Arka i zaczęliśmy pracować nad pierwszymi utworami, stało się dla mnie jasne, że to właściwa konstelacja i właśnie w takiej formie będziemy tworzyć.

Jakbyś miała opisać komuś Wasz zespół i Waszą twórczość, co byś powiedziała?

Chyba przede wszystkim to, że gramy muzykę, która mogłaby być ścieżką dźwiękową naszych czasów – zimnych i smutnych. Stridulum to refleksja nad kondycją współczesnego świata i tęsknota za pięknem i delikatnością, które szara rzeczywistość często nam odbiera. Odnosząc się do warstwy muzycznej sensu stricte – nie chcę deklarować przynależności do żadnych ram gatunkowych, bo bardzo ich nie lubię. Często jesteśmy klasyfikowani jako dark wave i zapewne jest to sugestia pozwalająca słuchaczom umiejscowić nas gdzieś na mapie muzycznych terytoriów. Rdzeniem jest elektronika, jednak nasze brzmienie ewoluuje i sama nie wiem, jak będzie ono wyglądało w przyszłości. Nie spodziewam się jednak melioratywnych form – jestem pewna, że nie potrafimy takich tworzyć.

fot. Klara Puzoń

Co znaczy Stridulum? To jest nawiązanie do filmu z 1979 roku (po polsku Goście)?

Nazwa Stridulum nie jest związana w żaden sposób z filmem. Edukacja uniwersytecka z zakresu łaciny pozostawiła w mojej głowie wiele inspirujących słów. „Stridulum” to jedno z nich. Oznacza ostry, przenikliwy dźwięk. Myślę, że celnie oddaje ono specyfikę naszej muzyki.

Czy to, że tworzycie ten projekt we dwójkę, jest dla Was trudne? Zwykle w zespołach są 4-5 osób, czasami więcej…

Osobiście uważam, że tworzenie zespołu we dwójkę tak naprawdę ułatwia wiele spraw – od tych bardziej przyziemnych po merytoryczną zawartość muzyki. Znacznie łatwiej ustalić termin nagrań, wspólnej sesji zdjęciowej czy kręcenia teledysku, gdy trzeba to konsultować nie z kilkoma, ale jedną osobą. Znacznie łatwiej doprecyzować też idee i inspiracje, które wpływają na kształt naszej muzyki. I choć z doświadczenia wiem, że praca w pełnym zespole niewątpliwie ma wiele zalet, forma duetu w Stridulum sprawdza się doskonale.

Jak to się stało, że zaczęłaś śpiewać? Że zajęłaś się muzyką?

To w zasadzie nigdy nie była decyzja, bo decyzją jest coś, co w pewnym momencie postanawiasz zrobić. Ja po prostu wiedziałam od zawsze, że jest to coś, co pozwala mi wyrażać się w najpełniejszy sposób – nie było potrzeby podejmowania decyzji, bo było to częścią mnie od zawsze. Śpiewam od momentu, w którym nauczyłam się artykułować dźwięki. Pochodzę z bardzo muzykalnej rodziny, więc było to bardzo naturalne. Inny scenariusz nigdy nie wchodził w grę.

fot. Klara Puzoń

Z tego, co wiem, odpowiadasz za teksty. Co jest Twoją inspiracją?

Obawiam się, że nie zaskoczę oryginalnością i powiem to, co zapewne mówi wielu artystów: inspiracją jest dla mnie wszystko, co dostrzegam wokół i co na mnie w bezpośredni lub pośredni sposób wpływa. Jako osoba o wysokiej wrażliwości, jestem zupełnie świadoma, że postrzegana przeze mnie rzeczywistość zawsze przefiltrowana jest przez – niekiedy bardzo przytłaczające – miriady emocji. Czasem wystarczy słowo-klucz, wokół którego buduję tekst, czasem to pojedyncze doświadczenie, a czasem po prostu uczucie, jakie we mnie ono wywołuje. To wszystko w oczywisty sposób manifestuje się w moich tekstach.

Niedawno wydaliście album Paradigm. To Wasz drugi album. Czy proces jego powstawania bardzo się różnił od tworzenia Soothing Tales of Escapism?

Odnoszę wrażenie, że każde nasze kolejne wydawnictwo bardzo różni się od poprzednich, nie tylko w warstwie merytorycznej, ale także w kwestii przygotowania i tworzenia. Za każdym razem staramy się pójść o krok dalej, spróbować nowych środków wyrazów i nastawić się na inną optykę, spojrzeć na proces tworzenia z innej perspektywy. Jesteśmy otwarci, zadajemy dużo pytań, wiele spraw poddajemy w wątpliwość. Chyba to pozwala nam się nieustannie rozwijać.

Co było największym wyzwaniem podczas pracy?

Zdecydowanie miks i mastering. Uwielbiam pracować nad utworami, uwielbiam proces nagrywania, ale moment, gdy album trzeba zmiksować, jest dla nas zawsze ogromnym wyzwaniem. Przede wszystkim dlatego, że w pewnym momencie przychodzi zmęczenie materiału – trudno wtedy się zdystansować i na chłodno ocenić, czy wszystko brzmi wystarczająco dobrze. Gdy pracujesz nad piosenkami, wkładasz w nie całe serce i całym sercem je kochasz. Ale potem musisz ich słuchać bez przerwy godzinami, dopracowywać ich brzmienie przez co najmniej kilka, czasem kilkanaście dni z rzędu i stajesz się po prostu nimi potwornie zmęczony. Dopiero dłuższa przerwa po miksach sprawia, że ponowny odsłuch – gotowej już – płyty, sprawia przyjemność.

fot. Klara Puzoń

Album jest utrzymany w kolorach czerni i czerwieni. Czy te kolory coś symbolizują, czy jest to jedynie kwestia estetyki?

Czerń i czerwień to kolory dla nas szczególnie ważne, towarzyszące nam na co dzień, więc inkorporacja ich na potrzeby zespołu wydawała się rzeczą oczywistą. Czerń jest z nami od samego początku istnienia, ale ponieważ czerwień ma dla nas równie istotne znaczenie, wraz z działaniami promocyjnymi Paradigm włączyliśmy ją nieco szerzej w warstwę wizualną. 

Upraszczając, czerń powiązana jest z pojęciem utraty, ale też bezkresu. A my bardzo staramy się tak postrzegać świat – bo niewątpliwie oparty jest on na utracie, ale ciemna otchłań wcale nie musi być pustką. Może to duża przestrzeń, która stwarza ci możliwości, by ją zapełnić. Może trudne doświadczenia są po to, byś był bardziej kreatywny i potrafił na smutku i rozpaczy zbudować coś, co pozwoli ci być silniejszym. A jeżeli opłakujesz utratę kogoś lub czegoś, to znaczy, że czujesz, a to jest cholernie ważna i dobra rzecz. 

Czerwień z kolei nawiązuje do krwi – motywu, który sukcesywnie pojawia się w naszych tekstach. Staramy się, by tej krwi u nas było dużo – bo tak długo, jak tę krew masz, to żyjesz.

Planujecie jakieś koncerty po Nowym Roku? Czy raczej chcecie skupić się na samym tworzeniu muzyki, a nie graniu jej na żywo?

Zdecydowanie mamy plany koncertowe, ale nie jest to dla nas priorytet, ponieważ zaczęliśmy już tworzyć materiał na nowe wydawnictwo i to na nim chcielibyśmy się skupić. Kilka dat koncertowych jednak z pewnością się pojawi.

Dziękuję bardzo za Twój czas 🙂

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments