Killsorrow o „Wasteland Chronicles”: Poszliśmy na całość [wywiad]

0
264
Wasteland Chronicles
fot. oficjalny profil Killsorrow na Facebooku

Zespół Killsorrow właśnie wydał swoją najnowszą płytę – Wasteland Chronicles. Za miks, mastering i produkcję odpowiadał Fredrik Nordström, który współpracował m.in.: z Arch Enemy, In Flames lub Sabatonem. O współpracy z „Panem Szwedem”, zmianach w składzie, procesie powstawania płyty i wszystkim, co czeka odbiorców w związku z premierą albumu chłopaki opowiedzieli w poniższym wywiadzie. Zapraszam!

Cześć! Od poprzedniego wywiadu dla KM, którego udzielił Michał, minęły nieco ponad 2 lata. Opowiedzcie proszę, co się pozmieniało u Was w zespole?

Michał: Poszliśmy na całość – chyba po raz pierwszy jesteśmy w takim składzie, w którym ani możliwości personalne, ani finansowe nas nie zatrzymały. To jest pierwsza nasza płyta, przy której każdy element układanki jest taki, jak sobie tego życzymy. Nie kuleje warstwa wideo czy warstwa graficzna. Wszystko jest dokładnie takie, jak miało być.

Kamil: Dojrzeliśmy muzycznie i jeszcze bardziej przesiąkliśmy postapo, o czym może świadczyć chociażby nazwa albumu – Wasteland Chronicles 😉

Niedawno zmienił się Wasz skład – do Killsorrow dołączył Krystian. Jak Wam się pracuje razem?

M: Tutaj można by naprawdę dużo napisać… Temat drugiej gitary w Killsorrow był zawsze skomplikowany. Z Kamilem współpracujemy od lat i obaj wiemy już, że trzeba mieć kilka cech które determinują bycie członkiem zespołu. Do tej pory zwykle czegoś brakowało – albo zapału, albo systematyczności, albo życie układało się nie tak, jak by się tego chciało. Na tę chwilę Krystian ma te wszystkie cechy, które są nam potrzebne i jest fajnym gościem. 

Krystian: Mi się pracuje fantastycznie – jest dobra chemia między nami. Wszedłem bez kompleksów i wydaje mi sie, że wpasowałem sie bardzo szybko zarówno muzycznie, jak i tak po ludzku. A muzycznie było mi zawsze po drodze – już przed dołączeniem do Killsorrow bardzo lubiłem ich utwory, więc nauka nowych i starych kawałków przychodziła mi stosunkowo łatwo i przede wszystkim – z dużą przyjemnością. Wydaje mi się, że w końcu znalazłem zespół, w którym wszyscy patrzymy w tym samym kierunku i idziemy tam razem.

Kamil: Krystian jest przede wszystkim sprawnym gitarzystą – czuje naszą muzykę i „jara się” nią tak jak my. Wniósł swoje spostrzeżenia i świeży powiew do zespołu. Mamy pewność, że wszyscy dążymy w tym samym kierunku.

Paweł: Krystian jest bardzo skupiony i entuzjastyczny. Motywacja i systematyczna praca w ogarnięciu materiału są kluczowe. Utwory Killsorrow pozornie wydają się być intuicyjne, jednak wielu gitarzystów ma skłonności do przeszacowywania swojej intuicji i łapania spraw w locie. Warto nie zdawać się jedynie na fantazję i kłaść odpowiedni ciężar na systematyczność.

fot. oficjalny profil Killsorrow na Facebooku

3 listopada miała premiera Wasza trzecia płyta – Wasteland Chronicles. Czy proces pracy nad tym albumem mocno różnił się od poprzednich wydawnictw?

M: Podstawowy proces pracy przebiegał bardzo podobnie – mamy już doświadczenie z kilku płyt, które działa jak potrzeba. Jednak w przygotowanie śladów włożyliśmy więcej pracy, techniki i serca. Jak to ujął jeden z naszych realizatorów – dostał “złote ślady”, czyli takie, których strach ruszać, żeby czegoś nie spieprzyć (śmiech). Z mojej strony, miałem kilka nieprzespanych nocy, zwyczajnie bojąc się, że Fredrik mi napisze: Co ty mi, kolego z Polski, za gówno wysyłasz?! 😀 Ostatecznie napisał, że dostał kawał dobrej muzy i żebyśmy to pchali do dobrych wytwórni. No, zobaczymy 😉

Kamil: Wykorzystaliśmy doświadczenia z poprzednich wydawnictw i wdrożyliśmy je przy okazji tworzenia tego albumu. Ja mam poczucie, że jest to najbardziej dopracowany materiał w historii Killsorrow. Praca nad numerami w salce prób, szlifowanie, nagrania i miksy są klasę wyżej niż dotychczas, czego potwierdzeniem jest współpraca z producentem Frederikiem Nordströmem.

Co było największym wyzwaniem podczas powstawania tego albumu?

M: W moim przypadku pogodzenie pracy zespołu i rodziny. Mam cudowną, roczną córeczkę Michalinę i wspaniałą żonę, którym chcę poświęcać swój czas, a praca i zespół to trochę jak dwa etaty. 

Krystian: Nauczenie się wszystkich utworów w chyba miesiąc i potem jeszcze nagranie swoich śladów – największe muzyczne wyzwanie, z jakim się do tej pory mierzyłem.

Kamil: Chyba ilość nieoczekiwanych komplikacji, z którymi musieliśmy się zmierzyć – począwszy od tego, że wyjeżdżając na nagrania bębnów do Legionowa po 2km zepsuło mi się auto i musiałem kombinować alternatywny transport… 

A druga rzecz – to chyba presja, związana z tym, że tworzymy coś, z czego jesteśmy dumni i zawsze chcieliśmy mieć materiał na takim poziomie. Teraz warto, żeby płyta dotarła do szerszego odbiorcy, a wiadomo, że rynek jest trudny 😉

P: Chyba tak jak mówi Michał – połączenie codzienności z dopilnowaniem spraw związanych z nagraniami i produkcją.

Za miks, mastering i produkcję płyty odpowiada Fredrik Nordström ze szwedzkiego Studio Fredman (współpracował m.in.: z Sabatonem, Arch Enemy czy In Flames). Jak doszło do Waszej współpracy?

M: Zależało nam, żeby nie brzmieć po polsku. Tutaj w większości jest trochę kwadratowe, szufladkowe myślenie, a my bardzo tego nie chcieliśmy. Pierwotnie nagrania miały iść do Piotra Łukaszewskiego (Ptaky) – byliśmy z nim już nawet ustawieni. To łebski gość i robi światową muzę. Posłaliśmy też stary materiał do kilku studiów za granicą – w tym, z głupa i nie licząc na nic, do Fredrika. Ten jednak szybko odpisał, że mu się to granie podoba i ma wolny termin zaraz po Sabatonie (śmiech). No, i wiele się nie zastanawialiśmy, ale, że on to weźmie na siebie i wyprodukuje, to się nie spodziewaliśmy. Raczej sądziłem, że da jakiemuś swojemu pomagierowi: „Masz zespół z Polski, poćwicz sobie” 😉 Chyba faktycznie spodobało mu się Killsorrow. 

fot. Zbigniew Józefczyk oraz Michał Xaay Loranc

Jak Wam się pracowało?

M: Kilka dni wcześniej Krystian widział się z Jeffem Loomisem przy okazji urodzin i gadali na temat Fredrika – Jeff bardzo go chwalił pod względem współpracy. Miał totalnie rację, bo już pierwsze miksy to były poprawki czysto kosmetyczne: głośniej ciszej. Poprawiliśmy tylko brzmienie werbla. Fredrik nie dostał od nas żadnych referencji brzmieniowych – tak jak wspominałem, nie chcemy brzmieć jak inny zespół. Po pierwsze, totalnie czuł, co robi, po drugie – całkowicie się na tym zna. Słowem: profesjonalista. 

P: W dużym stopniu zdaliśmy się na Fredrika, jeśli chodzi o miks płyty. Celowo nie nakierowaliśmy go na żadne referencyjne brzmienia. Kiedy dostaliśmy pierwsze miksy, chyba dominującym wrażeniem było: „Ale dziwnie, inaczej niż się spodziewałem”. Ale za każdym kolejnym przesłuchaniem rosło to w nas, i ostatecznie sugestie zmian miały charakter kosmetyczny. 

Kamil: Jeśli chodzi o bębny, to Fredrik przedstawił listę swoich wymagań odnośnie śladów, jakie chce dostać do obróbki. Przekazałem ją do Henia (Heinrich House Studio), który złapał się za głowę… Ale potem zakasał rękawy, wyjął najlepsze mikrofony, jakie ma, odprawił swoje gusła, żeby beczki brzmiały przestrzennie i potężnie… I dostarczyliśmy „Panu Szwedowi” materiał na światowym poziomie.

3 listopada odbył się koncert premierowy. Zapowiedzieliście, że płyta nie będzie dostępna online w dniu premiery. Kiedy znajdzie się na streamingach? Skąd w ogóle taka decyzja, żeby zaczekać z publikacją materiału z płyty?

M: Przygotowaliśmy tryptyk w postaci trzech wideo opowiadających jedną spójną historię. Premiera pierwszego singla łączy się z premierą płyty. Inne zespoły puszczają single przed premierą płyty. Pomyśleliśmy, że po co ludzie, którzy chcą jej posłuchać, mają czekać. Singiel pojawi się na portalach streamingowych, a płyta – fizycznie. Jesteśmy dumni z tego materiału, ale rozumiemy też, że jak się coś komuś podtyka pod nos, to tym nosem kręci. Kolejne wideo pojawi się za jakiś czas, a dopiero trzecie zamknie tryptyk i wtedy płyta pojawi się na streamingach. 

Krystian: Zależy nam na tym, żeby zainteresowanie nie osłabło. Nagraliśmy fantastyczny materiał, na który po prostu warto czekać.

Kamil: Killsorrow to przede wszystkim energia na scenie. Każdy, kto nas zobaczy, stwierdza: „Na płycie brzmiało spoko, ale na żywo to jest dopiero cios!”. I dlatego chcemy docenić odbiorców koncertów – dać im pierwszeństwo do przesłuchania materiału jako wspomnienie minionego wieczoru z Killsorrow. W dniu premiery udostępniliśmy jeden utwór z płyty wraz z teledyskiem. Fabularnie będzie to pierwsza część z cyklu Wasteland Chronicles, a kolejne już czekają w kolejce na dysku 😉 Chcemy zapewnić odpowiednią uwagę każdemu numerowi z płyty, bo naprawdę ciężko było wybrać „najlepszy”.

Bardzo dziękuję za Wasz czas 🙂

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments