Toruński zespół rockowy KAJOA zapowiada debiutancki album o tytule Fale po wielu latach istnienia. Porozmawialiśmy z Michałem Maliszewskim o płycie i nie tylko.
Może cofniemy się na początku naszej rozmowy do przeszłości. Skąd pomysł, aby zespół nazwać słowem „kajoa”?
W języku polskim nie ma takiego słowa, jest to więc słowo wymyślone. Przy wymyślaniu nazwy naszego zespołu ważny był jej aspekt fonetyczny i graficzny, czyli nazwa musiała dobrze brzmieć i dobrze wyglądać w zapisie, a poza tym zawierać w sobie jakiś rodzaj tajemnicy, która jest ważnym aspektem każdej twórczości. Uznałem, że słowo KAJOA spełnia te wymogi. Poza tym wymowa nie stanowi problemu dla obcokrajowców, co może być istotne dla działalności poza Polską.
KAJOA powstała w roku 1986. Dlaczego postanowiliście założyć formację? Jak wyglądały wasze początki?
Początkowo KAJOA to była grupa złożona z trzech chłopaków, którzy razem spędzali ze sobą czas, a jeden z nich – obecny perkusista – wymyślił, żeby stworzyć zespół. Uczyliśmy się grać na instrumentach, ja zacząłem pisać piosenki, graliśmy pierwsze próby, aż drogą ewolucji osiągnęliśmy stadium gotowości koncertowej.
W 1997 roku do grupy dołączyła Iwona Zuchniak. Jak to się stało?
Poznaliśmy Iwonę, gdy śpiewała w innym zespole. Bardzo nam się spodobał jej głos i zaprosiliśmy ją do współpracy.
KAJOA zaprzestała swoją działalność muzyczną w 2002 roku i można powiedzieć, że wróciła do pracy po siedemnastu latach. Co się stało, że przerwa trwała tyle czasu? I czemu postanowiliście wrócić?
W 2002 nie nastąpiło żadne przełomowe wydarzenie, które by zamroziło nasz zespół. Nie było żadnej kłótni, ani innego kataklizmu. Chyba w naturalny sposób wygasła jakaś część naszego zapału i energii. Zaczęliśmy grać w różnych formacjach. Po pewnym czasie okazało się jednak, że wszyscy mamy poczucie niespełnienia i świadomość, że KAJOA do końca się jeszcze nie wypowiedziała, że chcemy wrócić i znowu razem tworzyć. Wróciliśmy więc z nowym zapałem, dużą porcją doświadczeń i silną determinacją do dalszych działań.
Początek nagrań nowej płyty zbiegł się z ogłoszeniem pandemii koronawirusa, co wywarło wpływ na tematykę utworów. To oznacza, że pierwotnie kompozycje miały być zupełnie inne?
Gdy zaczynaliśmy pracę nad płytą, nie była jeszcze jasno sprecyzowana jej tematyka, a wybór nagrań dopiero się kształtował. Ogłoszenie pandemii nadało pewien kierunek twórczy, kierując moja uwagę jako autora tekstów na kruchość i znikomość ludzkiego życia, niepewną sytuację społeczną, przemijanie w czasie. Żyjąc i podejmując każdy rodzaj ludzkiego działania, mamy nad sobą widmo końca wszystkich spraw. Myślę, że to właśnie o tym w dużej mierze opowiada album Fale.
No właśnie. Mimo dorobku nagraniowego, to nie mieliście żadnego albumu. Fala jest tym pierwszym, debiutanckim. Z jakiego powodu tak to się potoczyło?
Bywaliśmy już w sytuacjach, gdzie wydawało się nam, że już za chwilę wydamy płytę, a jednak okoliczności się zmieniały i perspektywa wydania krążka się rozmywała. Pojechaliśmy na przykład na duży festiwal, gdzie mówiono nam, że jedna poważna firma jest nami zainteresowana i żebyśmy nie podejmowali rozmów z innymi firmami. A potem pana wytypowanego do rozmów z nami zwolniono z tej firmy i zaczynaliśmy starania od nowa. Może kiedyś wydamy na krążku piosenki z wcześniejszych lat, ale póki co, nastawiamy się na wypuszczenie w świat nowych nagrań.
Fale to także pierwszy singiel. O czym utwór opowiada?
Ta piosenki jest o tym, o czym cała płyta. O tym, że jesteśmy tu tylko na chwilę, i że wszystko w nas i wokół nas przemija.
Czy będzie jeszcze jeden kawałek promocyjny?
Tak, właśnie wybraliśmy utwór na drugiego singla. Jego tytuł brzmi Jutro.
Kiedy płyta Fale zostanie wydana?
W połowie maja, a wydawcą jest Fundacja Wspieramy Kulturę SztukArt.
Jak stoicie z koncertami? Będziecie chcieli promować Falę na żywo?
Oczywiście! Planujemy koncert promocyjny w Toruniu, a także w innych miejscowościach. O wszystkich wydarzeniach będziemy informować na naszej stronie na Facebooku.