Ice Nine Kills zagrali długo wyczekiwany koncert w warszawskiej Progresji! Ich supportem byli Last Penance.
Na Last Penance nie zdążyłam – przyznaję się bez bicia. Ale prawdą jest też, że to Ice Nine Kills mnie interesowali – support nie była dla mnie istotny.
Idąc na giga Ice Nine Kills, niczego się nie spodziewałam. A już na pewno nie spodziewałam się aż tak fantastycznego koncertu! Setlistę otwierał singiel Hip To Be Scared. Zespół wykonał również takie numery, jak Meat&Greet, Funeral Derangements, The Shower Scene, The American Nightmare, Thank God, It’s Friday czy Welcome to Horrorwood. Każdy utwór był poprzedzony stosownym intrem.
Ice Nine Kills nie poprzestali na odegraniu swoich utworów. Na scenie pojawili się również statyści w adekwatnych kostiumach, na przykład w kostiumie rekina, Jasona Voorheesa z Piątku trzynastego czy policjanta i Hannibala z Milczenia owiec. Zespół bowiem poprzez stroje i rekwizyty nawiązywał do filmów, którymi inspirowane były konkretne piosenki. Na przykład Hip To Be Scared był inspirowany filmem American Psycho, zatem Spencer przechadzał się po scenie w stosownym płaszczu i z siekierą. The Shower Scene jest oczywistym nawiązaniem do filmu Psychoza, więc odegrano kultową scenę z morderstwem pod prysznicem. Thank God, It’s Friday nawiązuje do serii filmów Piątek trzynastego – nie mogło więc zabraknąć statysty wystylizowanego na ikonicznego mordercę. Inspiracją dla IT Is The End był film To na podstawie powieści Stephena Kinga, więc na scenie pojawiła się kultowa postać w żółtym płaszczu przeciwdeszczowym, papierowym statkiem i czerwonymi balonami… oraz Spencer w stroju klauna. Przy The American Nightmare, inspirowanym Koszmarem z ulicy Wiązów, Spencer nosił rękawicę niczym Freddie z serii tychże horrorów.
Jak widać, INK mieli wszystko dopracowane tak, aby show było kompletne. I idealnie im to wyszło! Ja nie mogłam oderwać oczu od sceny – po prostu chłonęłam wszystko, co tam się działo!
Czy warto było iść?
Po tym koncercie mogę też śmiało powiedzieć, że Ice Nine Kills dołączyli do grona moich ulubionych zespołów, a Spencer – ulubionych frontmanów. Zachęcał fanów do wspólnej zabawy i przez cały czas dawał z siebie wszystko. Gdybym bardzo chciała się do czegoś przyczepić, to bym powiedziała, że brakło mi interakcji z publiką. Jednak tak kompletne i rewelacyjne show jest w stanie to zrekompensować!
Na pewno jeszcze nieraz pójdę na ich koncert!