Siema Ziemia to młody, nietypowy, a zarazem oryginalny zespół z Polski. Właśnie wydali swoją EP-kę i o tym porozmawialiśmy.
Zacznijmy od początku. Kim jesteście?
Jesteśmy czwórką przyjaciół z Poznania. Znamy się od czasów licealnych, chociaż z Kacprem – od studenckich.
Konkretnie! (śmiech) Jaką muzykę tworzycie i do jakiej grupy odbiorców chcielibyście najbardziej dotrzeć?
Długo szukaliśmy naszego głosu w muzyce. Chcieliśmy budować powtarzalne, muzyczne struktury, które znane są z muzyki klubowej lub sceny techno – jednocześnie łącząc to z dziedziną improwizacji. Cel, który nam przyświecał był z pozoru bardzo prosty – chcieliśmy przenieść specyfikę improwizacji instrumentalnej w przestrzeń muzyki klubowej, która ze swym dziedzictwem związanym z live-actami jest nam bardzo bliska. Jednocześnie sfera muzyki instrumentalnej granej w mantryczny, bardzo repetytywny sposób, jest dla nas ciągle przestrzenią eksploracji. Chcieliśmy, żeby nasza muzyka – pomimo swej powtarzalności i z pozoru nieczułej specyfiki – trafiła w samo sedno ludzkiego istnienia, w istotę egzystencji, która odpowiedzialna jest za poczucie jedności z naturą. Przy tworzeniu naszej EPY także przyświecał nam ten cel, ale zaczęliśmy eksperymentować z materią improwizacji i kompozycji nie tylko w przestrzeni ściśle usystematyzowanych beatów, lecz w swobodnej, utrzymanej w wolniejszym tempie stylistyce podobnej do old schoolowego breakbeatu. Na początku lat ’90 gatunki te swobodnie się mieszały w klubowych przestrzeniach i stało się naszą inspiracją do zrealizowania EPY.
Co chcecie przekazać słuchaczom dzięki swojej twórczości?
Nasza twórczość jest dość swobodna w interpretacji, więc nie chcemy nikomu narzucać naszej woli. Dobrze nam się pracuje i jesteśmy szczęśliwi, kiedy możemy oddać część siebie w postaci kompozycji, improwizacji. Jest w tym pewnego rodzaju pozytywistyczny duch – nie oczekujemy od nikogo dosłownej i bardzo ścisłej interpretacji naszego działania. Bardzo daleko nam od tworzenia muzyki na potrzebę manifestacji określonych postaw. Dla każdej słuchającej osoby te utwory mogą wyrażać dowolną treść. Słuchalibyśmy ich podczas jazdy na deskorolce, spotkań ze znajomymi, podróżowania i każdej aktywności, która związana jest z byciem „tu i teraz”, ponieważ jest ona skorelowana z duchem kolektywnej improwizacji, która dla nas jest metaforą świadomego przeżywania.
Wydaliście EP-kę – Epa 1. Dlaczego właśnie mini-album, a nie pełny krążek?
Na razie wydaliśmy pierwszą część większej całości, która ukażę się na wiosnę przyszłego roku. Nie chcemy teraz zdradzać więcej szczegółów o zbliżającym się wydawnictwie.
Rozumiem. A co oznacza Epa 1? Przyznam szczerze, że ja w pierwszej chwili pomyślałam, że to będzie pierwsza EP-ka. Właśnie z powodu cyfry „1” w tytule.
To prawda, jest to pierwsza EP-ka, a nazywa się tak, ponieważ zawarta na niej muzyka jest mocna i bezkompromisowa.
Napisaliście, że nasza EP-ka jest wynikiem eksploracji takich gatunków jak breakbeat, lo-fi beaty, avantgarde-jazz, synth wave, a nawet hip-hopu w kontekście improwizacji. Czy dobrze czujecie się w takich, dość nietypowych, gatunkach muzycznych?
Wszyscy dojrzewaliśmy, grając jazz. Tam są nasze korzenie, dlatego tak mocno polegamy na improwizacji i spontaniczności. Jednak jazz to nie wszystko. Każdy z nas czerpie wiele inspiracji z hip-hopu, muzyki opartej na powtarzalnych strukturach, breakbeat’u i synthwave’u. Dorastaliśmy w latach dziewięćdziesiątych. Brzmienia tamtych lat są w nas mocno zakorzenione, nadają naszej muzyce sentymentalnego wymiaru.
To teraz ostatnie pytanie. Jest jeden utwór z gościnnym udziałem OLY.. Jak doszło do tej współpracy i jak ona przebiegała?
OLY. jest nam bliska zarówno ze względu na jej artystyczne poszukiwania nie tylko na polu muzycznym, ale także sztuk wizualnych. Jesteśmy przyjaciółmi, więc współpraca była dla nas oczywistym krokiem. Ze względu na naszą znajomość współpraca przebiegała tak samo, jak i praca w naszym „instrumentalnym fyrtlu”.