Polski zespół muzyczny Nocny Stróż powrócił po blisko dwudziestu latach z nowym materiałem. Dlaczego tak długo ich nie było i co teraz się u nich dzieje?
Zaczynaliście swoją pracę jako zespół Nocny Stróż pod koniec lat dziewięćdziesiątych, graliście przez pięć lat i zakończyliście działalność. Co się wówczas stało?
Zespół zawiesił działalność z przyczyn dość prozaicznych. Ktoś założył rodzinę, ktoś wyjechał za granicę do pracy. Ci, którzy zostali „przy muzyce”, postanowili pograć z kimś innym, bo być może nastąpiło lekkie zmęczenie materiału. Czasem tak bywa, że dla higieny lepiej odpuścić na jakiś czas. Z każdej złej sytuacji można jednak wyciągnąć jakieś pozytywy i w tym przypadku każdy z nas nabrał przez te kilka ładnych lat różnego doświadczenia.
Wróciliście po dwudziestu latach z nowymi osobami w zespole – dołączył Zbyszek Florek i Mateusz Senderowski. Skąd taka decyzja o reaktywacji?
Mieszkając razem w jednym mieście, mieliśmy ze sobą kontakt i przede wszystkim dobre relacje. W takim przypadku, tak naprawdę wystarczy jedna rozmowa, by uruchomić procedurę. Nocny Stróż od zawsze grał w składzie bez klawiszy, ale za to z dwiema gitarami. Przy reaktywacji pomyśleliśmy, iż dobrym ruchem będzie zaproszenie do zespołu klawiszowca, który wniesie do brzmienia zespołu dużo nowych możliwości, a w czasach, gdzie w muzyce środka ważna jest przestrzeń i elektronika to będzie dobry ruch. Tu pojawił się Zbyszek, świetny muzyk, melodyk i kompozytor. Za bębnami usiadł młody, zdolny perkusista, Mateusz.
Czy według was, i przy waszym doświadczeniu muzycznym, wrócić z zespołem po dwudziestu latach jest czymś prostym, czy jednak trudnym?
W naszym przypadku było to dość proste. My przez ten cały czas zawieszenia zespołu, pozostaliśmy czynnymi muzykami. Osobiście nie wyobrażam sobie nie mieć kontaktu z instrumentem przez kilkanaście lat i nagle znów zapałać miłością do muzyki i reaktywować zespół. Coś by mi tu nie grało. (śmiech) Z drugiej strony, pewną trudnością mogło być to, że płyta jest złożona w większości z kompozycji które powstały 20 lat temu. Oczywiście staraliśmy się nadać bardziej współczesne brzmienie kawałkom, ale czuć, że to trochę numery z „tamtych” lat. Czy to minus? Nie wiem. Wydaję mi się, że przede wszystkim są to fajne piosenki i takie też opinie często słyszymy. Poza tym chyba najważniejsze jest to, żeby grać to co czujemy.
Album W którą stronę to tak naprawdę wasze pierwsze oficjalne wydawnictwo. Minęło już troszkę czasu od premiery. Jesteście z płyty zadowoleni?
Ogólnie tak, choć normalną rzeczą jest, że już dziś byśmy pewnie kilka dźwięków zmienili… Nie jestem zwolennikiem ślęczenia w studiu nad materiałem i ciągłego zmieniania koncepcji. Lepiej jest moim zdaniem nagrać i wydać materiał, a nowe przemyślenia wdrożyć przy okazji kolejnej płyty. Pamiętam czasy, gdy pisało się w domu wypracowanie do szkoły, a na drugi dzień rano chciało się połowę zmieniać. Tym sposobem można było się nieźle zapętlić. (śmiech) Oczywiście od strony komercyjno-medialnej zawsze chciałoby się więcej. Ale cieszy nas to, że nasze piosenki można usłyszeć w radio. Krok po kroku mamy nadzieję docierać do coraz szerszej grupy odbiorców.
Mamy aż jedenaście kompozycji utrzymanych w pop-rockowej konwencji. Domyślam się, że w takich gatunkach czujecie się najlepiej?
Tak, choć wczoraj mieliśmy spotkanie w sali prób i wspólnie ustalaliśmy co się może wydarzyć przy nagraniu kolejnego materiału. Padły wstępne deklaracje o pójściu bardziej w przestrzeń i elektronikę. Nadal jednak będziemy poruszać się w konwencji piosenek popowych z delikatnie przybrudzoną gitarą. Nie mamy jednak zamiaru grać rzeczy, które nie będą nam smakowały.
W którą stronę tworzyliście z plejadą uznanych artystów i twórców – Andrzej Krzywy, Filip Sojka, Marek Dutkiewicz, Damian Sikorski, Patrycja Kosiarkiewicz… Jak wyglądały te wszystkie współprace?
Współprace przebiegły nadzwyczaj gładko, sprawnie i miło. Andrzeja Krzywego spotkaliśmy przy okazji koncertu DeMono w naszym mieście. W rozmowie zaproponowaliśmy mu udział w naszej płycie. Andrzej zgodził się bez problem, pod warunkiem wybrania sobie piosenki, w której miałby się udzielić wokalnie – to oczywiste. Filip Sojka to nasz krajan i po koleżeńsku zgodził się nagrać swoją partię basu do jednej z piosenek. Gdy powstawał utwór dla Andrzeja, postanowiliśmy odezwać do Marka Dutkiewicza, bo potrzebowaliśmy pióra mistrza. Damian Sikorski to Inowrocławianin, który przewinął się swego czasu przez szeregi Nocnego Stróża, więc nie mogło go zabraknąć na płycie. No i Patrycja Kosiarkiewicz – wokalistka, kompozytorka, tekściarka. Bardzo chcieliśmy mieć tekst jej autorstwa i udało się!
O czym jest wasza płyta? Jakie tematy poruszyliście w tekstach?
Rozstrzał jest dość szeroki, jednak ogólnie można spiąć to klamrą – miłość, przyjaźń, proza życia.
W utworze Bądź blisko wykorzystaliście głos waszego zmarłego kolegi – Roberta Mycy Kowalskiego. Czy możecie coś więcej o tym powiedzieć?
Robert MYCA Kowalski to wywodzący się z Inowrocławia świetny rockowy wokalista, który niestety zmarł trzy lata temu. Kiedyś wpadliśmy na pomysł, by w studiu u Zbyszka zarejestrować dwa numery, Gasną Światła i Bądź Blisko, w których Robert wspomógł w refrenach wokalnie Michała. Teraz, przy nagrywaniu tej płyty wpadliśmy na pomysł, by wykorzystać ślady z jego głosem z tamtej sesji. Oprócz walorów muzycznych chcieliśmy, by Myca miał swój udział w tej płycie. To było dla nas niezwykle ważne…
Macie jakieś zaplanowane koncerty w najbliższym czasie?
Pracujemy w tej chwili nad przyszłym sezonem. Nocny Stróż bardziej nadaje się na koncerty plenerowe, dlatego też zimą skupimy się na pracy nad nowym materiałem. Mamy potwierdzonych kilka koncertów w przyszłym roku. O wszystkim będziemy na bieżąco informować na naszym FanPage’u.