Dotarła właśnie do nas bardzo smutna wiadomość o śmierci wokalisty Linkin Park – Chestera Benningtona. Jego ciało znaleziono około godziny 9 rano czasu lokalnego, w jego domu w Palos Verdes Estates w Los Angeles. Prawdopodobnie powiesił się.
Na razie nie są znane powody tego kroku. Jego teksty często mówiły o depresji i walce z uzależnieniem. Przykładem jest chociażby utwór Nobody Can Save Me z ostatniej płyty Linkin Park, One More Light, czy też singiel Heavy – “I don’t like my mind right now/Stacking up problems that are so unnecessary… If I just let go, I’d be set free”.
Wieczorem miałam pisać zupełnie inny artykuł – o nowym teledysku Linkin Park, który ukazał się dzisiaj – Talking to Myself. Właśnie zaczęłam, gdy kolega z redakcji napisał – Chester nie żyje. Moja pierwsza reakcja to szok i niedowierzanie. Dosłownie zamarłam na chwilę. Na muzyce zespołu Linkin Park się wychowałam. Pisząc ten artykuł ręce mi drżą i dalej nie mogę uwierzyć w to, co się stało. Dopiero co przecież byłam na genialnym koncercie Linkin Park w Krakowie (15 czerwca br.) i widziałam Chestera pełnego energii, skaczącego, uśmiechającego się.
Mike Shinoda, wieloletni przyjaciel Chestera i członek grupy Linkin Park, zamieścił na Twitterze wiadomość potwierdzającą niestety tą tragiczną informację.
Chester Bennington miał 41 lat. Osierocił szóstkę dzieci.