Blenders: Pozmienialiśmy się w dobrych aspektach, ale ten fajny wariat został [wywiad]

1
519
Blenders
fot. Profizorka

Zespół Blenders powstał w 1991 roku i był aktywny do 2001. Po latach ciszy, w 2022 roku powrócił w oryginalnym składzie. Teraz muzycy pracują nad nowym materiałem. O tym, ale też o powrocie zespołu i planach na 2023 rok opowiedzieli: Glenn Meyer, Szymon Kobyliński i Mariusz Noskowiak. Zapraszam!

Długo Was nie było, dopiero w ubiegłym roku wróciliście. Z czego wynika ta przerwa?

Szymon: Każdy z nas ma swoją wersję tej historii. Moja jest taka, że w 2001 roku stwierdziłem, że nie chcę już być w show biznesie. Miałem inny pomysł na życie. Odłożyłem gitarę na kołek i pożegnałem się z chłopakami. Nie miałem kontaktu z instrumentem przez 6 lub 8 lat. Z grania 12 godzin dziennie, pisania piosenek, prób, grania koncertów przeszedłem na granie 0 godzin dziennie przez kolejne 6-8 lat. Natomiast chłopaki cały czas coś robili – Glenn miał swoje projekty, Nosek z chłopakami dalej ciągnął temat… Ale to nie był ten sam Blenders, tylko jakieś odrębne projekty i eksperymenty. Ja, szczerze mówiąc, mówiłem wiele razy, że nigdy nie wrócę do show biznesu, ponieważ fajnie się rozkręciła moja inna działalność. Ponownie zacząłem grać na gitarze tylko po to, żeby usypiać młodego, który spał tylko wtedy, kiedy się mu grało – to była jedyna rzecz, która go usypiała. Ale nigdy nie mów nigdy, bo 20 lat później, na 20-lecie mojej firmy, stwierdziłem, że jeżeli ja mogę cokolwiek fajnego zrobić dla moich ludzi, co nie jest niczym tak sztampowym jak paintball lub wodzirej, walący tortem po głowie, to mogę jedyną rzecz, której nikt nie może zrobić, czyli spróbować wskrzesić Blendersów i zagrać koncert. Chłopaki się ucieszyli. Zagraliśmy 3-4 próby, a potem zagraliśmy koncert, po którym wszystkie 60 osób pracujących w mojej firmie zwariowało. Okazało się, że wszyscy są w naszym probierczym wieku, czyli 30-40 lat i że byli naszymi fanami, o czym ja nie wiedziałem. Był headbanging, był stage diving, było wszystko! Po tym koncercie stwierdziliśmy: „Kurczę, jeżeli to tak dobrze idzie, to zróbmy jeszcze tę Orkiestrę” [Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy – przyp.red.]. I tak to się zaczęło. I te 20 lat minęło w sumie tak, że jak po tym czasie weszliśmy do tej próbiarni, to ja miałem wrażenie, że wyszliśmy z niej wczoraj. Te 20 lat możnaby wyciąć nożyczkami – nic się nie zmieniło. Może tylko przybyło nam parę siwych włosów 🙂 

Nosek: Próbowaliśmy działać w różnych konfiguracjach, z różnym skutkiem – ale to nie było Blenders. To nie miało tego „czegoś”. Uparcie próbowaliśmy, ale później to wszystko się rozeszło. Każdy z nas zaczął się realizować w czymś innym – w moim i Glenna przypadku to były rzeczy muzyczne cały czas. Tomek postanowił opuścić cywilizowane rejony i zbudował sobie szałas (ale z prądem) w lesie. Sławek podjął jakieś biznesowe działania. Każdy poszedł w swoja stronę. Myślę, że nasze działania osobne były na tyle intensywne, iż sam nie wiem, kiedy minęło te 20 lat. Jak znowu usiedliśmy w próbiarni, to myślałem, że minęły może 3 tygodnie. Ale jeszcze przed naszym koncertem dla pracowników z firmy Szymka, zadzwoniono do nas i zaproponowano wydanie naszej płyty Kaszëbë [debiutancki album zespołu – przyp.red.] na winylu. I do tego potrzebny był remastering. Zawsze się chciałem tego nauczyć – i faktycznie, „odkurzyłem” te utwory. W trakcie tego procesu przychodzili różni znajomi i, słuchając tego materiału, mówili: „Kurde, jaka fajna kapela! Czemu nie zagracie znowu razem?”. Ja mówiłem, że “Nie ma na to szans! To się nie wydarzy!”. Ale zawsze chciałem zagrać jeszcze raz razem z Blenders – chociaż jeden koncert. I udało się! 🙂 

S: Różne są te życiowe scenariusze – ja mógłbym się założyć o wszystko, że to [powrót Blenders – przyp.red.] się już nie zdarzy. 

Jak Wy się zmieniliście przez ten czas? Nie licząc tych kilku siwych włosów, o których wspomniał Szymon…

N: Ja akurat maskuję, bo farbuję na blond. 🙂 Nie widać ich.

S: A ja mam tylko trzy, nie wiem, dlaczego 🙂 Stety/niestety, ja mam taką teorię, że ludzie nie za bardzo się zmieniają. Nieważne, jakie metamorfozy ktoś by przechodził. Jesteśmy trochę poważniejsi, trochę bardziej zorganizowani, ale w środku jesteśmy tacy sami. Wiem, czego mogę się spodziewać po sobie i po chłopakach. Tak samo muzycznie – mam wrażenie, że to w ogóle się nie zmieniło. Wzięliśmy instrumenty i mikrofony do ręki i okazało się, że równie dobrze moglibyśmy wyjść z próbiarni wczoraj. Nie jest tak, że ktoś nagle stał się fanem heavy metalu lub muzyki klasycznej – widać, że każdy lubi ten sam groove, co kiedyś. Mamy taki sam sposób tworzenia, taki sam styl, Niektórzy w zespole się zarzekają, że się zmienili, ale ja uważam, że to nieprawda. 🙂 

N: Zgadzam się w 100%, że ludzie się nie zmieniają – ewentualnie wracają do ustawień fabrycznych. 🙂 Jeżeli chodzi o muzykę, to ja mam wrażenie, że dopiero dojrzałem do grania w Blenders. Kiedy zespół był bardzo funkowy, to nie do końca były moje klimaty – chciałem iść w stronę bardziej metalowych brzmień. Teraz te mocniejsze dźwięki wydają mi się mocno „wąsate”, a to, do czego Blenders mnie „zmuszał” te 20-30 lat temu przychodzi mi wręcz odruchowo. 

S: Jak robimy numery i wiemy, że czegoś brakuje, to ja mówię na przykład: „Ej, weź, Glenn, coś tam zaśpiewaj” i on zrobi jakąś magię z tym numerem. Albo: „Weź, Nosek, tu zrób to czy tamto”. Mam wrażenie, że każdy z nas wie, jakim jest trybem w tej maszynie i wie, gdzie jego magia może być przydatna. Każdy ma swoją różdżkę. Tak było te 20 lat temu i tak jest teraz. Nawet jak nagrywaliśmy ostatnio dwa nowe numery, to ja aż zazdrościłem tym moim kolegom, że tak fajnie grają 🙂 Tutaj się niewiele zmieniło. Oczywiście, pewnie trochę się przez ten czas uspokoiliśmy, ale to są bardzo powierzchowne zmiany. 

N: Pozmienialiśmy się w dobrych aspektach, ale ten fajny wariat został 🙂 

Jak w ogóle powstają Wasze utwory? Najpierw jest tekst, czy najpierw jest muzyka? Jak to wygląda?

S: Jest kilka sposobów. Często jest tak, że ja przynoszę taki „ogniskowy” motyw, czyli coś, co można zagrać przy ognisku na gitarze. Ale tylko ja wiem, że może to brzmieć fajnie, bo generalnie brzmi to do kitu. Wersję ogniskową trzeba najpierw zasiać i dopiero potem chłopaki zrobią z tego coś fajnego. Ale czasami jest też tak, że Glenn ze Sławkiem przynoszą jakiś riff czy pomysł i wokół tego budujemy numer. Moja recepta na pisanie piosenek jest taka, że musi się ją dać zagrać na gitarze akustycznej. Wtedy jest to fajna piosenka. Oczywiście, trzeba ją później przepuścić przez wszystkie możliwe procesy, ale ja lubię i umiem pisać tylko takie piosenki.

Glenn: Często jest tak, że najpierw jest muzyka, a później tekst. A czasami jest tak, że jest i jedno, i drugie – od razu. Ostatnio, przy tworzeniu nowych rzeczy, okazało się, że nawet te teksty o niczym dają nasiono, z którego później powstaje numer.

N: Z racji tego, że jestem perkusistą, pełnię taką funkcję, jak bramkarz na boisku. Niby się mecz toczy obok mnie, ale bardzo wyraźnie widzę, jak przebiega ten szalony i nieprzewidywalny proces. Tworzenie piosenek często jest automatyczne – Szymon rzuci pomysł, który jest później rozszarpywany przez 5 dinozaurów i dzieje się coś, co trudno zatrzymać. Porównując proces tworzenia nowego materiału z pracą z innymi zespołami, to nigdy nie wygląda jak w Blendersach (śmiech). Nigdy nie wiadomo, w którą stronę to skręci – z mocnego riffu może powstać ballada, z ballady mocna piosenka. Jest to naprawdę nieprzewidywalny proces. Z boku mogłoby to wyglądać na chaos, ale wbrew pozorom wcale tak nie jest.

S: Co do tekstów, to charakterystyczne jest u nas to, że mamy polsko-angielskie teksty, które Glenn rozwija. Ja uważam, że to są takie perełki, które ludzie doceniają. Ale, według mnie, też wiele polskich tekstów brzmi naprawdę dobrze w połączeniu z tym angielskim – polski język jest jednak koślawy i trudny, a angielski sprawia, że brzmi lepiej. 🙂 

Ale mam dwie historie a propos pisania. Jak się pisze teksty, to w angielskich jest tzw. ryba, czyli śpiewa się „Oh, baby, I love you, I love you”. Przy ostatnich numerach było tak, że jedna ryba była „Sigaczja”, a Nosek, który trochę nie dosłyszy, mówi: „Ale fajny tekst – „Się gapisz!”. I powstał ten tekst Się gapisz. Druga to była „Losing my senses”, a Nosek mówi: „To nie ma sensu, ale fajny tekst”. I teraz mamy dwa numery – Się gapisz i To nie ma sensu – tak się refreny zaczynają. 

N: Ciężko zza perkusji usłyszeć te subtelności (śmiech). Ale, o dziwo, słyszę jeszcze bardzo dobrze. Gram w słuchawkach, więc faktycznie, nie zawsze wszystko słyszę. Ale czytam z ruchu warg, więc wiem, co chłopaki śpiewają. Oprócz nowych numerów – tutaj nie mam jeszcze ruchu warg obcykanego. 😉 

W ubiegłym roku zagraliście trochę koncertów. Jak odbiorcy na Was reagują? Po tylu latach?

N: Przed pierwszym koncertem, na Pol’and’Rocku ja osobiście byłem potwornie zestresowany, chodziłem poddenerwowany, miałem nawet koszmary. Natomiast ten koncert, jeszcze za pandemicznych czasów, to było coś, czego nigdy nie zapomnę. Przyszło mnóstwo osób. Reakcja i przyjęcie tych osób była niesamowita! Widziałem rodziców z nastoletnimi dziećmi, które razem z nimi śpiewały nasze piosenki. To było o tyle niezwykłe, że ja osobiście nie zarejestrowałem tych 20 lat przerwy. Przed koncertem w Teatrze Szekspirowskim też się stresowałem. Na Pol’and’Rocku ludzie tak czy siak byli – mogli nas usłyszeć i wyjść, zobaczyć, co to za zespół. A tutaj musieli kupić bilet, ubrać buty, wyjść z domu, wsiąść w autobus lub samochód… Musieli chcieć tam być. Sala była pełna, a reakcja publiczności była niesamowita. 

S: Zatem mówiąc krótko – reagują bardzo dobrze! 🙂

N: To też bardzo nas motywuje do tworzenia nowego materiału. Mimo najszczerszych chęci, inaczej się tworzy coś „do szuflady” i ze świadomością, że na YouTubie to usłyszy 3 kolegów (jak się ich poprosi), a inaczej – kiedy się wie, że ktoś na to czeka. Pojawia się pytanie: „Dlaczego mamy komuś zabrać 3 minuty 40 sekund, żeby tego posłuchał?”. Trzeba się przyłożyć ze zdwojoną siłą. Moim zdaniem te nowe numery są świetne. Zacieram ręce i nie mogę się doczekać, aż je skończymy.

fot. Paweł Owczarczyk

A skoro już mowa o nowych utworach, to kiedy nowa płyta?

N: Mam wrażenie, że przespałem jakąś epokę wydawniczą. Teraz wydaje się muzykę inaczej, niż te 20 lat temu. Wydaje się single, które po jakimś czasie łączą się w większą zawartość. I tak też zrobimy. Jeden już jest, wczesną wiosną prawdopodobnie będzie następny. Potem kolejny na lato… Jest 6 piosenek w zaawansowanej formie. Jesteśmy w rzadkim dla nas położeniu, ponieważ jesteśmy trochę krok do przodu w planowaniu. Jak się po tylu latach spotkaliśmy, w próbiarni, to czułem się, jakby ktoś odkręcił kran – mieliśmy wręcz za dużo pomysłów. 

S: Istotne jest też to, że Nosek produkuje te piosenki – jest twórcą i tworzywem jednocześnie. Robi to dobrze i my oddajemy się w jego ręce z pełnym zaufaniem. Ta przepustowość jest ograniczona, więc nie jest tak, że skończymy prace jutro. 

N: Cieszę się, że mogę to robić 🙂 Wcześniej zanosiliśmy piosenki do kogoś i zdajemy sobie sprawę z tego, jak trudno jest utrzymać pomysł zespołu z kontakcie z kimś, kto będzie ten materiał później obrabiał. Do tej pory nie wnosiłem wiele do zespołu pod względem muzyki lub tekstów, bo nie umiem tego robić. Lubię te piosenki, ale sam nie potrafię takich napisać i przynieść. Podchodzę do produkcji z dużą miłością i pieczołowitością – wydaje mi się, że rozumiem ten zespół na tyle, żeby nie popsuć bardzo dobrych pomysłów kolegów 🙂Chłopaki też mają tu dużo do powiedzenia – wspieramy się w tym procesie. 

Nie licząc pracy nad płytą, jakie macie plany na ten 2023 rok?

G: Mamy zaplanowane koncerty już na wczesną wiosnę. W marcu zagramy w takich miastach, jak Kraków, Poznań, Warszawa i Gdynia. Trwają rozmowy nad kolejnymi koncertami.

S: Wcześniej, w tym „poprzednim życiu” graliśmy po 100-150 koncertów rocznie i na wszystkich możliwych imprezach. Teraz mamy mniejsze ciśnienie na ilość, a większe na jakość. Satysfakcję daje nam granie dla osób, które chcą nas zobaczyć i usłyszeć, a nie dla przypadkowych ludzi. Kiedy się wchodzi w tryb, w którym gra się byle jak i byle gdzie, byle jakaś kasa z tego była, to granie przestaje smakować. 

N: Można iść w ilość i grać dużo koncertów, ale to jest tzw. soul destroyer. Zabija to coś, co można poczuć tylko, grając koncerty. Trudno wytłumaczyć to komuś, kto nie gra w zespole, ale to zabija nasze „ja”.

G: Oprócz tego, przygotowujemy się do plenerowego sezonu, będziemy też kręcić teledyski i dalej pracować nad nowym materiałem. Poza tym ja, Marcel i Nosek będziemy grać w swoich pobocznych projektach. 

Bardzo dziękuję za Wasz czas 🙂

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
1 Komentarz
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Leon
Leon
1 rok temu

Dobrze, że wrócili w starym składzie! Marcel, Szymon, Glenn super uzupełniają się na wokalach! Gitara Tomka buja jak za dawnych lat. Nos i Sławek są stworzeni do grania razem! 🙂