„Wyrzuty sumienia niczego nie zmienią” – Bastille „Doom Days” [recenzja]

0
583

Na pierwszym albumie – Bad Blood – inspirowali się mitologią. Na Wild World Bastille opisywali scenę polityczną i szaleństwo otaczającego nas świata. Koncept Doom Days to apokaliptyczna impreza.

Bastille

Zespół składa się z 4 członków Daniel Campbell Smith (wokal, klawisze) Kyle Jonathan Simmons (klawisze), William Farquarson (bas, gitara), Chris „Woody” Wood (perkusja). Na rynku muzycznym zadebiutowali w 2013 roku płytą Bad Blood i singlem Pompeii, który swego czasu nucił każdy. Potem w 2016 roku wydali Wild World. Muzyka zespołu jest zmieszaniem indie rocka, rocka, muzyki elektronicznej i synthpopu. 14 czerwca zespół podzielił się ze światem trzecią płytą – Doom Days.

Doom Days

Rozpoczynamy tą imprezę 15 minut po północy z piosenką Quarter Past Midnight. Dobrze wybrany singiel otwierający album – żywiołowy, wprowadza nas w klimat beznadziejności, euforii i „szukania czegoś ale sami nie wiemy czego”. Na albumie znajdziemy zarówno szybkie, energiczne utwory (Bad Decision, The Waves, Another Place) wolniejsze ballady (Those Nights, Divide). Zaskakującym utworem jest Milion Pieces, na którym zespół dość mocno flirtuje z muzyką elektroniczną. Do tego na tym albumie postawili również na chór gospel, który najlepiej podziwia się podczas utworu zamykającego Doom DaysJoy.

you are my familiar

Bastille w ciągu lat wypracowali swój charakterystyczny styl tworzenia muzyki. Czują się w nim dobrze, wychodzi to świetnie, lecz kolejny raz nie wyszli poza ramy tego, co robili wcześniej. Plus za więcej elektroniki i gospel. Jednak poza tym – album tak naprawdę nie wyróżnia się niczym od poprzednich. Nie jest jednak złym krążkiem – Doom Days to ciekawa koncepcja albumu. Możemy posłuchać o strachu przed samotnością, brexicie, globalnym ociepleniu, miłościach na jedną noc czy social mediach. Tak samo jak przy Bad Blood czy Wild World jest to ogromną zaletą, gdyż zespół nie tworzy typowych „albumów po jednym zerwaniu” jak zrobił np w tym roku Lewis Capaldi, ale urozmaica tematykę piosenek i wątki w nich poruszane.

Struktura

Jednak jestem albumem lekko zawiedziona. Po zapowiedziach zespołu spodziewałam się bardziej spójnej całości – jednej narracji w piosenkach, być może opisywanie konkretnej historii, tak jak zrobił to Taco Hemingway na Trójkącie Warszawskim, albo po prostu jakiegoś połączenia utworów z płyty. Jedyną spójną częścią jest Quarter Past Midnight, na którym „wychodzimy z domu” i kończące album Joy, gdy „budzimy się na podłodze w kuchni”. Reszta piosenek nie ma żadnego powiązania i można by było rozrzucić je w zupełnie innej kolejności a nie zmieniłoby to nic.

 

Potrzeba zmiany?

Album jest dobry. Nie jest niczym nowym, ale jest dobry. Z chęcią się wraca do poszczególnych piosenek. Fani mogą być zachwyceni, a zespół na pewno zyska również nowych słuchaczy. Jednak kolejny krążek utwierdza mnie w tym, że zespół już raczej nie stworzy nic nowego i zaskakującego. Ale z drugiej strony – mają już dobry wypracowany styl, wyróżniający się na rynku muzycznym. Wiedzą co robią i wychodzi to naprawdę ciekawie. Czy potrzebują zmian?

Scooter Braun kupuje prawa do muzyki Taylor Swift “To najgorszy koszmar”

 

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments