Gra w klasy Julio Cortazara jest jedną z najbardziej rozpoznawalnych na świecie powieści hipertekstowych w wydaniu papierowym. Ta mieszcząca w sobie wiele wątków książka, zamknięta została w eksperymentalnej formule Kostki Rubika, rzuconej czytelnikowi pod nos. Takie rozwiązanie skłania do namysłu, od której strony tę historię składać i czy w ogóle można ją przeczytać jako spójną całość.
To nie jest zwykła książka
Cortazar na wstępie informuje, że Gra w klasy nie jest zwykłą książką. Pomiędzy okładkami znajduje się wiele książek, wiele światów, które można odwiedzić. Zostajemy zatem wyposażeni w instrukcję obsługi książki. Można ją czytać w dwóch porządkach – linearnie, od początku do końca oraz wyruszając w wyznaczoną podróż po 155 rozdziałach. Nie jest zabronione jednak obranie własnej, alternatywnej drogi, którą przedrzemy się przez tę historię. Możliwości odczytania Gry w klasy powielają się zatem wprost proporcjonalnie do ilości podjętych prób czytelniczych. Mnożą się i gmatwają. Ten wielosekwencyjny utwór jest ogrodem, który wabi, aby do niego wejść, a następnie pozostawia czytelnika samego z rozpadającą się układanką. Cortazar z tego pogmatwanego miejsca usuwa się na drugi plan, przekazując po części prawa autorskie czytelnikowi. W ten sposób wyzbywa się odpowiedzialności, jaką historię ostatecznie uzyskamy i jak ją odbierzemy.
Książka czy gra? A czemu wybierać?
Gra w klasy – nie tylko w samej formie, ale również sądząc po tytule, jest grą, którą czytelnik musi samodzielnie rozwiązać. Dlatego Gra w klasy do dziś przyciąga czytelników w różnym wieku, o różnych potrzebach. Wszystkie tropy prowadzą z Francji do Argentyny. Od Magi do Horacia i od Horacia do Travelera. W powieści rozpisanej na ponad sześćset stron, fabuła jest jednak niezwykle skromna. Jej osią są przeżycia Horacio Oliveiry, Argentyńczyka, którego z niewyjaśnionych powodów los wyrzucił w samym sercu Paryża. Tam jego życie, na płaszczyźnie konkretnych faktów, niezupełnie się zmieniło. Nigdzie nie potrafił znaleźć dla siebie niczego na tyle interesującego, aby uznać to za sens swojego życia. Jak na egzystencjalistę przystało, w wielkim mieście wciąż włóczył się ulicami, obcował ze sztuką, nauką, filozofią. Horacio w Paryżu nie nauczył się niczego nowego. Wracając do Buenos Aires, zatoczył życiowe koło.
Hipertekst – jak to jest zrobione?
Aby możliwym było „skakanie” po fabule, Cortazar zbudował ją na planie koła. Bohater wraca do punktu wyjścia, o czym czytelnik może rozeznać się właściwie już na samym początku książki. Czy Horaciowi udałoby się spotkać Magę? Tak, tylko jeśli wywoła ją z pamięci, ponieważ Maga nie żyje. Który to już w takim razie pobyt Horacia w Paryżu? To powieść zbudowana na motywie nietzschańskiego wiecznego powrotu. Towarzyszy jej permanentne zagubienie bohatera, brak perspektyw na zmianę. Obudowany pozorami rzeczywistości, jazzem, metafizyką, intelektualnym bełkotem Horacio przemierza szare ulice ku własnej zgubie.
Gra w klasy podtrzymuje tę iluzję rzeczywistości – na sześciuset stronach pojawia się ich bardzo dużo słów. Pokaźna część książki zostaje poświęcona rozważaniom o języku (sic!), jako siatce, poprzez którą przetwarzamy rzeczywistość. Słowa w Grze w klasy plączą się, gmatwają. To powieść, w której pierwsze skrzypce gra rozedrgany w konwulsjach umysł Horacia, wypluwający strzępki przypadkowej paplaniny.
Autotematyzm – jak to wpływa na fabułę?
Nieprzychylnym okiem patrzył na to Morelli – pisarz, którego prace znalazły uznanie w Klubie Węża. Według niego iluzją jest zdroworozsądkowa wizja świata oparta na jedynym, uznanym umyśle. Iluzoryczne są również opisujące ją słowa. Morelli był zdania, że słowa zacierają i fałszują rzeczywistość. Stawiał sobie zatem za zadanie znalezienie alternatywnych środków wyrazu, które rozjaśnią rzeczywistość. Opuszczając językowe ramy, początkowo rysował swoje sny i myśli. Nie był w stanie wyrzec się tego, co tak bardzo determinowało jego myślenie. Postanowił stworzyć powieść złożoną z luźno powiązanych fragmentów, które przy współpracy z członkami Klubu Węża ułożyłyby się w spójną, za każdym razem inną całość. Morelli mówiąc otwarcie, że rolą autora jest prowokować, zakładać pisanie między wierszami, antyliterackie (jakkolwiek nie antypowieściowe) (…) poszukiwać otwartej drogi, a więc niszczyć w zarodku każdą sztywną konstrukcję (…), zdradza swoje prawdziwe imię. Przedzierający się gdzieniegdzie w powieści Julio sprawia wrażenie zatroskanego o czytelnika.
Potrzebny trop, instrukcja!
Umieszczenie w swojej pracy jej kopii, okazuje się jednak kolejnym chwytem. Cortazar przedstawiwszy czytelnikowi swoje zamiary, znika, pozostawiając go z Kostką Rubika w ręku. Morelli jednak naprowadza czytelnika na pewien trop. Wskazuje sposób, jak w grze w klasy dorzucić kamyczkiem do samego „nieba”. Pokazuje drogę, która może przybliżyć człowieka do autentycznego, nieskażonego zakłóceniami przeżywania. Jest nią porzucenie intelektu i zwrot ku pierwotnej czystości i prostocie rzeczy, który, choć trudny, jest możliwy, pod warunkiem wcześniej przeżytego prawdziwego bólu istnienia. Wydawać by się mogło, że Horacio Oliveira ma niemalże podaną na tacy instrukcję, jak przejść ową grę. Gdyby tylko podążał za kluczem, który podał mu Morelli, nie byłby taki zagubiony.
Czemu instrukcja nie działa?
Horacio w trakcie swojej kloszardzkiej włóczęgi po Paryżu spotkał Magę. Czarująca Urugwajka nie zdążyła zabrać Horacia do „nieba”. Jej próby popłynęły razem z nią, z prądem Sekwany. Nie wiadomo czego brakowało tej dwójce – wydawali się być siebie warci, jednak coś nie pozwalało im cieszyć się swoją obecnością. Maga, której rolą miało być zabranie Horacia do samego „nieba” była mu bardziej kulą u nogi. Horacio dostrzegał, że Mago-świat jest inny od jego wysublimowanego, intelektualnego spojrzenia. Lekko naiwna, ekscentryczna dziewczyna wniosła do świata egzystencjalisty trochę świeżości, ale ten układ nigdy nie działał zbyt długo. Horacio nieraz musiał odchorować to, że Maga nie zna się na przedwojennym kinie, sztuce, czy filozofii. Jednak Maga, za pomocą gier, próbowała przebić bufonadę Horacia. I udawało jej się – łapała go na swój haczyk, przyciągała do siebie, już mówili do siebie po gliglińsku, kiedy prąd metafizycznej rzeki zabierał to wszystko, pozostawiając na ustach Oliveiry cierpki smak mate.
W co grają postacie?
Horacio również pogrywa z losem. Jeśli umawia się z Magą, to nie w konkretnych miejscach. Wyznacza co najwyżej dzielnicę i porę spotkania. Maga godziła się na tego typu eksperymenty, dla Horacia był to jednak hazard. Obstawiając wszystko, albo przekona się, że Maga jest mu pisana, albo straci ją na zawsze. Horacio pewnego dnia zarzuca szale jeszcze dalej – zdradza ją z Polą, żeby przekonać się, że Maga to jedyna kobieta, do której jest w stanie coś poczuć. Tu dla Magi gra urywa się – tworzy laleczkę voodoo i zgodnie z działaniem magii homeopatycznej nakłuwa ciało Poli. Magia okazuje się działać – kiedy podupadająca na zdrowiu kochanka Horacia okazuje się nie mieć dla niego większego znaczenia, zrywa z Magą. Cierpienie pod wpływem rozstania miałoby oznaczać, że wreszcie przeżył coś autentycznego. Jednak nawet jeśli Horacio dosięgnął w ten sposób „nieba”, to cóż z tego, skoro to wieczne poddawanie próbie stanowiło podstawę do jego natychmiastowej eksmisji?
W co gra z bohaterami los?
Horacio chcąc wzbić się na sam szczyt, spadł, o ironio, na samo dno. Gra w klasy skupia się na metaforze lotu: z tej lepszej, paryskiej strony, do tamtych starych, budzących sentyment argentyńskich rejonów. Wyjazd do Paryża był jedną z prób lotu ku „niebu”. Gdy okazało się, że bez Magi nie ma tam czego szukać, oraz że każdy róg w każdym mieście w takim samym stopniu ilustruje jego myśli, Oliveira wrócił do kraju. Skoro Magi już nie ma, to być może Buenos Aires rozbudzi w Horaciu sentymentalne uczucia, skłoni go do powrotu do dzieciństwa, do niezakłóconego intelektem pierwowzoru? Szukał przejścia. Przejścia dokąd?! (…) Jakichż świątyń potrzebował, orędowników, jakich hormonów psychicznych czy może moralnych, które by go rzuciły poza czy może w głąb siebie samego? Przejście na tamtą stronę, powrót do swojej dawnej, głupiej i poczciwej partnerki Gerkepten, która daje mu komfort oraz czas na wypełnianie dni poezją, kuszącymi los grami, popycha go jednak tylko do lotu w dół.
Co dzieje się w świecie alternatywnym?
Horacio w Paryżu właśnie rujnował swoją szansę na szczęśliwe życie z kobietą, którą być może kochał. W tym samym czasie w Buenos Aires, Traveler, jego najlepszy przyjaciel, który, o ironio, nigdy nie podróżował, właśnie układał sobie życie zawiązując związek małżeński. Tych dwoje żyje w dwóch skrajnych rzeczywistościach, które, dzięki swoim różnicom wzajemnie dopełniają się. Tworzą układ mięśni w organizmie, w którym raz Traveler jest agonistą Horacia, a czasem na odwrót. Nic dziwnego, że kiedy Horacio wraca do kraju, znajomość z Travelerem wydaje się być dla niego przepustką prowadzącą do normalności, życiowej stabilizacji.
Różnica między Manu a mną polega na tym, że jesteśmy prawie jednakowi. W tych proporcjach różnica jest jak gdyby zagrażającą katastrofą. (…) Zauważ, że odkąd się znamy (…) tylko się ranimy. Ale jemu nie podoba się, że jestem jaki jestem, bo uważa, że wiele z tych rzeczy które mi się zdarzają lub które robię, kradnę mu sprzed nosa.
Jak pozyskać doppelgangera?
Do zawiązania trójkąta dochodzi podczas sceny z deską przeciągniętą od okna mieszkania Travelera, do okna mieszkania Horacia, po której Talita miała przejść, by podać przyjacielowi paczkę gwoździ i mate. Nad deską – fizycznym mostem łączącym ze sobą obydwa mieszkania wyrasta jeszcze jeden, metafizyczny most. Od tej pory postacie Horacia i Travelera łączą się ze sobą zadziwiająco mocno, jakby w jedną osobę.
Jakiś ty podobny do Horacia – powiedziała Talita. (…) Czyż nie zostawicie mnie w spokoju? (…) uświadomiłam, że już dłużej nie mogę, bawicie się mną, gracie mną w tenisa, walicie we mnie ze wszystkich stron, tak nie wolno (…).
Sposób, by dotknąć nieba?
Talita stała się przedmiotem zabawy między mężczyznami. (…) zdawała sobie sprawę, z tego, że w jakiś sposób mówią o niej (…) „To jest jak rozprawa sądowa – pomyślała. – Jak jakiś rytuał”. Po wykonaniu zadania mogła wybrać – czy wejść do pokoju Oliveiry i w ten sposób wrócić do domu, czy pokonać z powrotem całą drogę po desce. Deska służyła tutaj za przedmiot rytuału, w którym Talita miała powędrować z rąk jednego, do drugiego mężczyzny.
Horacio pragnął przybliżyć się do Travelera i Tality, ponieważ widział w tej dwójce jakąś szansę na wejście w rzekę, w której płynie Maga. Skoro Horacio był zadziwiająco podobny do Travelera, to czemu nie pociągnąć tej metafory, niczym deski, aż do Tality/Magi? Horacio przeglądał się w życiu Travelera jak w zaczarowanym zwierciadle, które po drugiej stronie skrywa świat z jaśniejszymi zasadami, rozwikłany, poukładany. Zdaje się, że dopiero metafora lustra pozwoliła Oliveirze otrzymać dostęp do wglądu we własne Ja.
Jak odnaleźć się po drugiej stronie?
Gra w klasy ponownie stwarza swojemu bohaterowi okazję, by ten dorzucił kamyczkiem aż do samego „nieba”. Stwarza Horaciowi doppelgängera – Travelera, którego miłość żyje, i wystarczyło teraz pochylić się nad łukiem okna szpitala psychiatrycznego, by zobaczyć na dziedzińcu Talitę/Magę, której szczupła sylwetka poruszała się na planie gry w klasy. Wszystkim wydaje się, że Horacio popada w obłęd – utożsamiając się z Travelerem, zwraca się do jego małżonki, jak do Magi, rozumiejąc jednocześnie, że jej już nie ma. Aby Horacio ponownie mógł dosięgnąć nieba, wystarczy, że wydostanie się z kajdan racjonalnego myślenia. Musi przyjąć postawę człowieka o naturze dziecka, albo szaleńca – ta druga kategoria okazała się być Horaciowi bliższa.
Wszyscy pragniemy tysiącletniego królestwa, czegoś w rodzaju Arkadii, gdzie może bylibyśmy o wiele nieszczęśliwsi niż ty tutaj (bo przecież, Doppelgänger, nie o szczęście nam idzie), ale za to może nie byłoby tam tej straszliwej gry przedstawień.
Jak dostać się do „nieba”?
Gra w klasy zdaje się tego nie tłumaczyć. Stwarza takie pragnienie, możliwość, podaje instrukcję obsługi, ale jednocześnie pokazuje, że ta droga do niczego nie prowadzi. Horacio marzy o miejscu, w którym mógłby wreszcie zrezygnować z intelektualnych gier, będących jedynie powtarzaniem gestu strachu, trzymaniem gardy chroniącej wszystkie jego słabości. O miejscu, w którym nikt nie chowa się za maską, w którym intencje każdego widać jak na dłoni, bo tylko tam mógłby zdjąć z rzeczywistości warstwę iluzji i doświadczać czystego, niezakłóconego rozumem świata. Horacio do takiego miejsca jednak nie dociera, a wręcz zatacza koło. Być może ta ucieczka od rozumu musiałaby się odbyć poza jakąkolwiek przestrzenią, ten romantyczny manifest musiałby zajść w samym Olivierze.