“Sklep z tysiącem cudów” | Recenzja

0
218
Sklep z tysiącem cudów

Czy Juliusz Kulik, ceniony i niezbyt sympatyczny prawnik oraz Eliza Zaniecka, porywcza i ambitna aktorka serialowa mogą mieć ze sobą coś wspólnego? W końcu pochodzą z dwóch różnych światów… 

Po śmierci ojca Juliusz Kulik sprzedaje mieszkanie i dobytek po rodzicach. W ten sposób trafia do sklepu Same Cuda, który polecił mu wspólnik. W ręce prawnika trafia rysunek, który sprawia, że w Juliuszu budzą się skrywane od lat uczucia. Jednak poprzednia właścicielka obrazka pragnie go odzyskać i nie cofnie się przed niczym, aby osiągnąć ten cel. Problem w tym, że Juliusz nie cierpi wywierania presji i braku kontroli nad sytuacją, w której się znajduje. I nie zamierza oddać grafiki tak łatwo… 

Jaka historia kryje się za obrazkiem, który Eliza oddała do sklepu Same Cuda? Dlaczego matka Juliusza opuściła go przed laty? I czemu wróciła? Jak potoczy się relacja między Elizą a Juliuszem? 

Minusy Sklepu z tysiacem cudów

Początkowo sądziłam, że nie polubię się ze stylem autorki. Pierwsze 50 stron nie było zbyt zachęcające i akcja nieco się wlokła. Jednak później, kiedy już wgryzłam się w tę historię, czytało mi się dużo płynniej. 

Pierwszym moim zarzutem wobec tej książki jest to, że momentami miałam wrażenie, że przeskakujemy między jednym a drugim tematem. Autorka sygnalizowała pewne kwestie, zamiast rozwinąć je tak, żeby można się było nad nimi bardziej pochylić, i już podawała czytelnikowi kolejny temat, na który ma zwrócić uwagę. Miałam przez to wrażenie, że fabuła raz stoi w miejscu, a raz leci na łeb na szyję. Nie czytało się przez to tej książki tak płynnie, jak można by ją czytać.  

Drugim moim problemem ze Sklepem… było to, iż niektóre fragmenty dialogów lub opisów były zbyt … poprawne. Na przykład: czytałam dialog między Elizą a Juliuszem i miałam poczucie, że w prawdziwym życiu nikt tak nie mówi i, że jej lub jego wypowiedź brzmi sztucznie. Odczuwałam przez to zgrzyt i nie podobało mi się to. 

Trzecią kwestią, która mi się nie podobała, były fragmenty, które nie wnosiły nic do fabuły. Były po to, żeby być. Na przykład wzmianki o jamnikach – na początku książki i później. Tak, jamnik jest wspomniany na odwrocie książki, ale nie zmienia to faktu, że notoryczne wspominanie o tych psach nie wniosło moim zdaniem nic do fabuły i równie dobrze mogłoby ich nie być. Podobnie rzecz ma się z Kacprem – chłopakiem pracującym w sklepie Same Cuda, który chce się wybić jako dziennikarz i zaczyna pisać o historiach związanych z różnymi przedmiotami, które ludzie zostawiają w sklepie. Być może jest to kwestia tego, że dla mnie przedmioty nie mają jakieś specjalnej wartości, bo są tylko przedmiotami, ale wątek Kacpra piszącego o – na przykład – wiecznym piórze był dla mnie nudny. Niestety… 

Zalety Sklepu z tysiącem cudów

Były minusy, teraz przejdźmy do plusów… Najbardziej podobał mi wątek pracy Elizy – serialu, pracy na planie, starania się o rolę w produkcji Netflixa… Sprzeczki między Elizą a nową partnerką jej byłego męża, Kaliną, praca nad rolą i wszelkie inne kwestie związane z pracą aktora – to było dla mnie najbardziej interesujące. Szczególnie bawiły mnie sceny między Kaliną a Elizą – niejednokrotnie się uśmiechnęłam i gdybym mogła, przybiłabym Elizie piątkę.  

Podobał mi się również wątek pracy prawnika – zwłaszcza w drugiej części książki, kiedy Eliza prosi Juliusza o pomoc, a ten wpada na pomysł, żeby spłacić długi matki Elizy. Niezły był też motyw Jula jako pełnomocnika aktorki w rozmowie z producentem. Te wątki były ciekawe i zostały dobrze poprowadzone.  

A skoro przy Elizie i Juliuszu jesteśmy… Bohaterowie Sklepu z tysiącem cudów są bardzo plastyczni. Jednych się lubi, za innymi się nie przepada. Jedne postacie mnie wkurzały – na przykład reżyser Igor lub sąsiadka Cecylia, a innym kibicowałam – na przykład Elizie i Juliuszowi. Mimo iż nie przepadam za prowadzeniem relacji na zasadzie “Najpierw się nie cierpią, potem się lubią, a na końcu kochają”, tak koniec końców podoba mi się, w jaki sposób autorka zakończyła ich wspólny wątek. 

Podsumowując…

Nie mogę powiedzieć, żeby ta książka była zła. Po prostu minęła się z moim gustem. Niektóre wątki, które zostały w niej poruszone, są dla mnie infantylne i nudne. Do kreacji bohaterów nie mogę się przyczepić. Postacie nie są papierowe lub nijakie, można je spotkać w realnym życiu. Do tego wywołują jakieś emocje względem siebie. Były wątki, które zostały poprowadzone w interesujący dla mnie sposób. Przykładowo – praca Juliusza jako prawnika, praca na planie, relacja Eliza i Jula… Były takie – wspomniany Kacper i jamniki, które moim zdaniem są do wycięcia. Jeżeli chodzi o sam styl pisania autorki, to wolę czytać książki, w których akcja jest prowadzona płynnie. W przypadku Sklepu z tysiącem cudów miałam wrażenie dziwnych przeskoków między tematami, przez co nie czytało mi się tej książki tak dobrze, jak na przykład obyczajówek Agaty Suchockiej.  

Nie wiem, czy wszystkie wady tej książki to “wypadek przy pracy”, czy też Agnieszka Krawczyk po prostu ma taki styl… Jednak ja nie czuję się zachęcona, żeby sięgnąć po inne książki z dorobku autorki.  

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments