Trudno znaleźć odpowiedniejszy czas na czytanie powieści grozy, niż obecnie trwająca w najlepsze jesień, kiedy to dookoła nas robi się coraz bardziej szaro, mrocznie i zimno. Ostatnie promienie słońca próbują przebić się przez chmury, co oznacza czytelniczy sezon w pełni. Hacjenda, autorstwa meksykańsko-amerykańskiej autorki Isabeli Cañas, ujrzała światło dzienne zaledwie parę dni po rozpoczęciu kalendarzowej jesieni. Wydawnictwo Mova zaprasza na gotycką ucztę!
Domy pamiętają
Lata dwudzieste dziewiętnastego wieku. Meksyk walczy o niepodległość, a Beatriz, młoda córka straconego przez rząd generała, walczy o lepsze życie. Jej dom spalono, szuka więc nowego. Niczym rycerz na białym koniu, pojawia się w jej życiu Rodolfo Solórzano. Ma wszystko to, czego może pragnąc dziewczyna – jest młody i piękny, ma całe zastępy robotników i służących. Wieśniacy w okolicznej wiosce, w pocie czoła, pracują na polu agawy, z którego od lat czepie zyski jego rodzina. Służący natomiast zajmują się jego posiadłością – górującą nad polami hacjendą San Isidro. Beatriz wbrew woli matki wybiera małżeństwo z rozsądku, licząc na to, że miłość przyjdzie później, kiedy będzie miała dach nad głową, bezpieczny kąt i miejsce, które może nazwać domem. Ucieka więc z jednego piekła – domu ciotki, by trafić do drugiego. Hacjenda pamięta bowiem jej poprzedniczkę – pierwszą żonę don Rodolfo, o której tajemniczej śmierci niewiele wiadomo…
„Nie mogę do niego wejść, nie po ciemku”
Hacjenda Isabeli Cañas ma właściwie wszystko to, co powinna mieć dobra powieść gotycka. Tytułowa hacjenda jest piękna, choć stara. Wymaga uwagi, a jej mury pamiętają aż za dobrze swoich poprzednich właścicieli. Po zmroku, jej korytarze ciągną się w nieskończoność, schody skrzypią, a w sypialni, czy salonie czai się… coś. Coś, co nie ma pokojowych zamiarów. Coś, co w ciemności „rośnie w siłę”. Oprócz klimatycznego miejsca akcji mamy również ciekawy czas – wojna i okres zaraz po niej jest interesujący pod kątem historycznym, ale dodatkowo uwiarygadnia fabułę i zachowania bohaterów. Postacie są intrygujące. Dostajemy mądrą główną bohaterkę, co nie zawsze jest w horrorach standardem. Kibicowanie Beatriz przychodzi nam z łatwością, a jej decyzje są logiczne. Nie od razu też wiadomo co się tutaj dzieje. Nic nie jest takie oczywiste, bo autorka daje nam pewne podpowiedzi i próbuje mylić tropy.
Dama w opałach
Świeżo upieczona doña Solórzano przypomina trochę Noemi, bohaterkę Mexican Gothic Sylvii Moreny-Garcii. Obie mają w sobie zapał, są odważne i zdeterminowane. Te dwie książki mają wiele cech wspólnych, ale paradoksalnie, w Hacjendzie więcej jest Meksyku. Widać to szczególnie w momentach, kiedy w San Isidro pojawia się ksiądz i kiedy mowa jest o historii regionu. Klimat grozy nie zawodzi jednak ani w jednym, ani drugim. Hacjenda potrafi być straszna, choć wydawać by się mogło, że nawiedzone domy to oklepany temat. I może tak jest, ale nie przeszkodziło to Isabeli Cañas w stworzeniu naprawdę dobrej książki. Kiedy Beatriz przemierza nocą korytarze swojego domu, czytelnik sam czuje chłód na plecach. Ciarki gwarantowane. Satysfakcja na twarzy fanów powieści grozy również. Gotyckość bije po oczach. Walka dobra ze złem? Jest. Duchy przeszłości i tajemniczy mieszkańcy jeszcze bardziej tajemniczej posiadłości? Są. Zakazana miłość? Odnotowana. Jeśli podobał wam się Mexican Gothic, na pewno zakochacie się w Hacjendzie. Pozycja obowiązkowa dla fanów horrorów i nie tylko!
Książka ukazała się nakładem wydawnictwa Mova.
Zachęcamy do zapoznania się z recenzją książki Starsza pani z nożem.