„Dzieci nocy” – o wampirach w amerykańskim stylu

0
234
Dzieci nocy

Dan Simmons jest pisarzem płodnym i wszechstronnym. Napisał ponad 40 książek. Nie ogranicza się też co do gatunku, bo pisze zarówno science fiction, fantasy, kryminały jak i horrory. Zdaje się, że lubi osadzać akcje swoich powieści w różnych miejscach na świecie (a także na innych planetach) i tym razem padło na ojczyznę najsłynniejszego wampira w dziejach. Dzieci nocy zabierają nas na wycieczkę do postkomunistycznej Rumunii.

Dyktator

Niedługo po obaleniu reżimu Nicolae Ceaușescu w 1989 roku, do Rumunii przyjeżdża doktor Kate Neuman. Wprowadzone przez dyktatora i jego żonę przepisy dotyczące kontroli urodzeń i rosnąca liczba zachorowań na AIDS sprawiły, że w całym kraju powstają nowe placówki udające sierocińce. Kate jako wolontariuszka, ratuje życie dzieci, które trafiają do jej szpitala. Jednym z takich dzieci jest chłopiec o dziwnym schorzeniu. Po transfuzji szybko wraca do zdrowia, ale jego stan pogarsza się, gdy przez jakiś czas nie otrzymuje krwi. Lekarka widzi w jego przypadłości nadzieję na wynalezienie leku na AIDS i raka. Postanawia adoptować Joshuę i zabrać go ze sobą do Stanów Zjednoczonych. Pomaga jej w tym ksiądz Mike O`Rourke, a także rumuński student medycyny Lucien. Okazuje się jednak, że niezwykła cecha adoptowanego chłopca jest czymś dziedzicznym, a jego rodzice są potomkami słynnego Vlada Draculi.

Szaroburo i ponuro

Dzieci nocy to książka mająca wiele cech wspólnych z wcześniej wydaną w Polsce Pieśnią bogini Kali tego samego autora. Akcja dzieje się w kraju, który zmaga się z jakimiś problemami i wydaje się ciekawy? Tu Rumunia, głównie Bukareszt i Târgoviște, a tam Indie, dokładniej Kalkuta. Odhaczone. Główny bohater jedzie tam z jakąś ważną misją? Kate najpierw ratuje sieroty, a potem próbuje odzyskać adoptowanego syna. W Pieśni… protagonista szukał zaginionego pisarza. Mamy to. I w jednym i drugim mamy też dziecko w tarapatach. To, co na pewno udało się Simmonsowi w obu tych książkach to uderzająco realistycznie oddany obraz krajów, którymi rządzi bieda i przeludnienie, a szczególnie za duża liczba porzuconych dzieci. Rumunia z Dzieci nocy to państwo zmagające się ze skutkami niedawnej rewolucji. Panuje tu chaos, zamęt, a społeczeństwo nadal jest rozbite na dwa obozy, choć dyktatora stracono. Dodatkowo za Kate i księdzem O’Rourkiem podążają potomkowie potężnej i niebezpiecznej rodziny.

Mission: (totally) Impossible

Bohaterów da się lubić. Nie są płascy. Każdy jest na swój sposób interesujący. Trochę kuleją wątki romantyczne. Tak jakby autor nie mógł się zdecydować z kim ostatecznie ma skończyć jego bohaterka, więc po kolei wrzuca ją w romanse i jak na złość, nie rozwija tego, który wydawał się najciekawszy. Plus należy się na pewno za wybór lokacji. Zapominając na chwilę o obowiązkowym miejscu do odwiedzenia, czyli o Zamku Draculi, mamy fragmenty, które dzieją się w tunelach pod starym pałacem, w lochach, a także w wielu średniowiecznych miasteczkach czy wsiach przyprószonych węglowymi chmurami. Klimat książki jest naprawdę niesamowity. To co jednak się nie udało to przede wszystkim prowadzenie akcji, kiedy ta już na dobre się rozkręciła. Długi czas niewiele się dzieje. Podróżujemy od punktu A do punktu B, a kiedy już nadchodzi moment kulminacyjny to chce nam się tylko śmiać. Nagle Kate zamienia się w Supermana, bo idzie po pionowej ścianie i niestraszna jej wysokość, nietoperze i niedawno poniesione obrażenia. Ksiądz O`Rourke to Tom Cruise w sutannie. Zgraja uzbrojonych po zęby ochroniarzy przeobraża się w bandę nieporadnych dzieci, które zapomniały jak się strzela. Już nie mówiąc nawet o wampirach, które okazują się zupełnie nieszkodliwe…

Przydomek: Palownik

Grozy w tym horrorze jak na lekarstwo. Wydawnictwo Vesper wydało Dzieci nocy w większym formacie, a pisarz nie szczędził słów i stron, ale nie znalazł zbyt wiele miejsca dla czegoś, co mogłoby śnić się czytelnikom po nocach. Właściwie jedynymi momentami, które mogą przestraszyć są fragmenty retrospekcji Vlada. Reszta krwiopijców mocno rozczarowuje. Występują tu w postaci elity, która wozi się czarnymi Mercedesami i lata na przyjęcia helikopterami. Nie chodzą w ciemnych szatach, nie wysuwają kłów i nie sypiają w trumnach. I jasne – taka wersja nowoczesna też jest ciekawa, ale jednak czegoś tu zabrakło. Dzieci nocy plasują się bardzo nisko w porównaniu do przywołanej już wcześniej Pieśni bogini Kali. Tam te wszystkie elementy zadziałały. Dzieci nocy są przerysowane. Czyta się je tak jak ogląda się film akcji lub gra w grę z otwartym światem, w której jednak musimy wykonać konkretne misje. Finałowy przeciwnik nie taki straszny, jak go malują…

Te wyścigi, te wybuchy…

Dodatkowy zarzut mam względem opisu z tyłu książki. Powieść liczy sobie trochę ponad czterysta stron, a opis zdradza to, co dzieje się w połowie. Pierwsze dwieście stron to żadna niespodzianka. Mocno psuje to odbiór lektury, bo skoro bohaterowie przez kilka/kilkanaście rozdziałów starają się sprowadzić chłopca do USA i w końcu im się to udaje, to czytelnik wolałby sam dowiedzieć się, że ich wysiłki były na marne. A tak to nie ma ani szczególnych emocji ani nadziei na to, że jednak uda im się powstrzymać porywaczy. Podsumowując, Dan Simmons miał ciekawy pomysł, ale w kilku aspektach przesadził, a znowu w innych dał czytelnikom za mało. To nie jest zła książka, ale nie dostarcza wielu emocji i nie pozwala czerpać z powieści grozy tego, co najważniejsze. Nie jest straszna. Nie wyczerpuje tematu wampirów. Szkoda.


Zachęcamy do zapoznania się z recenzją książki A jeśli jesteśmy złoczyńcami.

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments