Recenzja książki „O mułach i ludziach. Dzieciństwo w Georgii” H. Crews

0
162

O mułach i ludziach. Dzieciństwo w Georgii, czyli życie poniżej granicy ubóstwa.

Trwają chude lata skutków Wielkiego Kryzysu Gospodarczego, który objął praktycznie cały świat. Opowieść-pamiętnik Harrego Crewsa, reportaż O mułach i ludziach. Dzieciństwo w Georgii, przenosi nas do najwcześniejszych wspomnień Autora wychowującego się w hrabstwie Bacon, właśnie w tym tytułowym stanie USA. Do miejsca w którym piszcząca bieda i ogromne bezrobocie były surową codziennością, a niemożność zaspokajania podstawowych potrzeb, chlebem powszednim. Do czasu, gdy większość dzieci nie dożywała dorosłości, a każde z nich już od najmłodszych lat miało swoje obowiązki na miarę ich drobnych, wiecznie głodnych ciałek. Do świata, w którym ich jedynymi zabawkami były gąsienice i domowe zwierzęta. Do lat w których zabobon wciąż był żywy, krzywdzące określenie „czarnuch” funkcjonowało w najlepsze, ciężka praca na polach tytoniu nie skutkowała dobrobytem, za to panowała wszechobecna przemoc, czasem bezkarna i domagająca się zemsty.

Gawęda o biedzie i prostych radościach

O mułach i ludziach choć pierwszy raz wydana w latach 70. poprzedniego stulecia, jest pierwszą książką Crewsa, ukazującą się w języku polskim. Opisuje w niej swoje doświadczenia i przeżycia na głębokiej prowincji, której realia trudno wyobrazić sobie jako te, umiejscowione w pierwszej połowie XX wieku. Warunki, w jakich żyli ci ludzie, bardziej kojarzą mi się z wiekiem poprzednim. Będąc małym chłopcem, Autor zachorował na polio, wskutek czego przez długi czas był przykuty do łóżka. Opowiada o bólu związanym z tym przeżyciem, o stopach, które w przykurczu przez rok były podciągnięte pod same pośladki, o tym jak lekarze o niedostatecznej wtedy wiedzy medycznej przepowiadali mu, że już na całe życie pozostanie kaleką. Wobec bezradności lekarzy, jego rodzice chwytali się już wszystkiego – od modłów z wędrownym kaznodzieją, aż po „czary” odprawiane przez cygańskiego dziada. Jak się okazało chłopiec jednak wrócił do zdrowia, ale w niedługim czasie po wyzdrowieniu znów otarł się o śmierć, wpadając do kadzi z wrzątkiem.

Takie to były czasy… Czasy oraz okoliczności, które ukształtowały Crewsa na powieściopisarza, który w swojej książce posługuje się wyśmienitym, obrazowym słownictwem, przywołujących do istnienia ludzi z tamtych dni. Używanie dialektu sprzed prawie stu lat i zapomnianych słów minionej Ameryki przenoszą Czytelnika w sam środek akcji, gdzie gawędziarski ton przebija się na pierwszy plan. Chwilami ma się wrażenie, że wraz z duchami nieobecnych już postaci siedzi się przy szklanicy pędzonego ukradkiem bimbru i słucha opowieści o trudach i urokach dawnego życia. Bo miłe chwile również miały tam swoje miejsce – doceniano rzeczy, które w dzisiejszym przepychu wydają nam się niepodważalne w swoim bycie. Pełny brzuch, buty, lekarstwa, ciepły kąt. Oni tego często nie mieli, a mimo to potrafili być dla siebie wsparciem.

Masz dach nad głową i rodzinę – jesteś zamożnym człowiekiem

Biologiczny ojciec Crewsa zmarł, gdy on sam miał zaledwie kilka lat. Po śmierci męża, matka przyszłego pisarza wyszła za mąż za swojego szwagra, który nie dał chłopakowi odczuć, że nie jest jego synem. Młody nawet nie zdawał sobie sprawy przez długi czas, że wujek nie jest jego rodzonym ojcem. Gdy był już starszy, zaczął szukać wśród ludzi, którzy znali jego tatę, opowieści o nim. Właśnie krótką historią ojca rozpoczyna swoje spisane wspomnienia. Ten w młodości zapadł na pewną chorobę, która zapowiadała mu życie w bezdzietności. Wtedy to było jedną z największych tragedii. Dla ludzi najważniejsze było posiadanie dużej rodziny oraz choć skrawka ziemi pod uprawę. Często ta ziemia była dzierżawiona i przekazywana z rąk do rąk kolejnych farmerów, o czym można przeczytać szczegółowo w tej publikacji. Jedno jest pewne – własność ziemska była wtedy świętością i jeśli ktoś naruszał jej nietykalność, mógł w świetle prawa nawet stracić życie z rąk broniącego jej właściciela.

Spore znaczenie w codzienności tamtych lat miał również kościół i bogobojne życie w wierze w wieczne potępienie, głoszone ze wszystkich ambon hrabstwa Bacon. Zgodnie z nimi człowiek nie zasługiwał na bożą łaskę, nieustannie czuł zapach siarki i gorąco ognia piekielnego.

W swojej rozprawie z przeszłością Autor pozwala nam wniknąć do nieskomplikowanego, a jednocześnie niezwykle surowego świata własnego dzieciństwa. Nie używa upiększeń, ale też nie potępia niczyjego postępowania. Każdy robił tam to, do czego był zmuszony aby przetrwać w niezwykle trudnych realiach. Nie pozostaje do dodania już nic, poza zachętą do sięgnięcia po ten wyśmienity reportaż.

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments