Słodycze, seks i wojna dobra ze złem. Recenzja „Królestwa słodyczy i rozkoszy” Rebekki F. Kenney

0
71
Królestwo słodyczy i rozkoszy

Retelling Dziadka do orzechów. Siostrzana miłość. Kraina Faerie. Magia Fae. Seks. Walka dobra ze złem. Czyli Królestwo słodyczy i rozkoszy autorstwa Rebekki F. Kenney.

Siostry Klara i Luiza po śmierci ojca trafiają pod opiekę swojego ojca chrzestnego Drosselmeyera, który jest wynalazcą. Pewnego dnia przypadkiem ożywiają jedną ze znajdujących się w domu figur, czyli Dziadka do orzechów. Okazuje się, że jest to tak naprawdę zaklęty w lalkę Fae o imieniu Lir – przyszły władca Dworu Zachwytu.

Siostry przenoszą się wraz z nim do krainy Faerie. Mają pomóc Lirowi złamać klątwę i odzyskać tron. Łączą siły z Finnem, zwanym Cukrowym Wróżkiem, aby wspólnie zdetronizować Króla Myszy i ocalić królestwo.

Czy im się uda? Jakie przeszkody napotkają po drodze? I jak rozwiną się relacje między Finnem a Klarą oraz między Lirem a Luizą?

Nieco inna wersja Dziadka do orzechów

Zawsze, jak widzę książkę, która ma być retellingiem jakiejś historii, automatycznie jestem zainteresowana. Uważam, że każdą baśń można ograć w ciekawy sposób – na przykład w Dworze cierni i róż, w Malice lub w całej serii o Alicji w krainie zombie… Byłam więc bardzo ciekawa, jak Rebecca F. Kenney ogra Dziadka do orzechów – szczególnie że miała być to powieść typowo dla dorosłych. Pomijając na razie wątki erotyczne i romantyczne, jestem zdania, że Królestwo słodyczy i rozkoszy to bardzo udany retelling! Dużo się dzieje, a autorka cały czas trzyma czytelnika w napięciu. Nie wiadomo, co się stanie w danym momencie, a dzięki nieoczekiwanym zwrotom akcji cała historia jest o wiele bardziej wciągająca. 

Ciekawe jest też to, że narracja opowieści jest prowadzona z perspektywy obydwu sióstr – raz Klary, raz Luizy. Szkoda, że nie została również przedstawiona perspektywa Finna i Lira, jednak wtedy ta powieść miałaby zapewne 500 stron lub więcej, a raczej nie chodziło o „napompowanie” książki, a ukazanie ciekawej historii. I to się udało!

Słodko-gorzkie postacie

Udali się także bohaterowie. Od razu przypadła mi do gustu postać Klary – artystki, która na początku jest szarą myszką, ale z czasem staje się śmielsza i pewniejsza siebie. Bardzo się z nią utożsamiałam i wydaje mi się, że jesteśmy do siebie podobne. 

Spodobała mi się również postać Finna – bezpruderyjnego, niekiedy zbyt bezpośredniego, ale jednak dbającego o Klarę. Widać było, że między nim a Klarą nie będzie relacji tylko i widocznie seksualnej, tylko będzie ona także romantyczna. Nie widzę go jako kogoś, kto miałby być dla mnie pociągający, ale relacja jego i Klary jest dla mnie wiarygodna i podobała mi się.

Nie podobała mi się za to postać Luizy. Jest ona kompletnie inna niż Klara. Ten kontrast jest bardzo na plus, bo dzięki temu jest ciekawiej. Luiza jest bezpruderyjna, myśli tylko o jednym, ma wysokie (moim zdaniem za bardzo) mniemanie o sobie, a przy tym niekiedy jest mocno dziecinna. Uważam, że taka kontrastowa postać była tej historii potrzebna. Nie zmienia to jednak faktu, że nie polubiłam jej i drażniła mnie. Niekiedy przewracałam oczami czytając o jej zachowaniu. I nawet to, jaki Lir niekiedy był wobec niej chamski, nie ociepliło moich uczuć wobec niej.

Sam Lir na początku nie przypadł mi do gustu. Jednak z każdym kolejnym rozdziałem zaczynałam rozumieć jego motywacje, a finalnie mogę powiedzieć, że go polubiłam.

Sama relacja jego i Luizy podobała mi się. Nawet jeśli momentami nie pasowała mi koncepcja tego, że „serce Lira wybrało Luizę w momencie, gdy dotknęła go jej krew” – kto czytał, ten wie, o co chodzi…

Erotyk na granicy przesady

A skoro już jesteśmy przy Luizie i Lirze i nie padło jeszcze żadne słowo na temat erotyzmu w tej książce… Rozumiem, że to jest erotyk i oczywiste jest, że seks będzie pojawiał się niemal co chwilę. Jendak uważam, że sceny seksualne w niektórych momentach nie były potrzebne. Przykładem może być scena walki między Klarą, Luizą i Lirem a mysimi wojownikami – kto czytał, ten wie… Do pewnego stopnia było to uzasadnione, ale nadal miałam potężne poczucie cringe’u.

Cringe odczuwałam też niekiedy podczas scen seksu. Być może dla kogoś zwroty „Wypieprz się moim chujem” czy „Moje nasienie z Ciebie wycieka” są podniecające, ale dla mnie nie są. Język polski jest bardzo bogatym językiem i uważam, że naprawdę można było użyć innych określeń na męskie przyrodzenie, niż „chuj” czy „fiut” czy „szparka” lub „dziurka” na określenie pochwy lub odbytu.

Nie podnieca mnie również wizja przemocy seksualnej – natomiast wydawnictwu należy się plus dla wydawnictwa za umieszczenie na samym początku listy triggerów… 

Nie podobała mi się również scena, w której Finn zaprowadza Klarę do łazienki, żeby ta „sobie ulżyła”. Może miało to wprowadzić pewien element humoru – tego nie wiem. Ale naprawdę można było sobie darować fragment o sikaniu…

Mimo jednak moich zastrzeżeń, Królestwo słodyczy i rozkoszy podobał mi się. Sam pomysł na retelling był bardzo dobry i został nieźle zrealizowany. Podobał mi się świat Faerie – szczegółowe i plastyczne opisy wskazują, że autorka dokładnie przemyślała, jak to uniwersum ma wyglądać. Dodatkowo, wszystkie sceny, w których Klara malowała albo chociażby była mowa o malowaniu, były dla mnie najlepszymi fragmentami tej książki. Sztuka jest istotnym elementem mojego życia i – jak wiedzą wszyscy, którzy czytali moje poprzednie literackie recenzje – uwielbiam ten motyw w literaturze. Dlatego dla mnie historia w Królestwie słodyczy i rozkoszy bardzo zyskała dzięki temu wątkowi! 

To oraz pozostałe wymienione przeze mnie zalety tej książki sprawiają, że chętnie sięgnę po drugi tom! Tym bardziej, że ma to być retelling Alicji w krainie czarów, a ja uwielbiam tę historię!

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments