Pod żadnym pozorem nie proś jej o nic – A. Batko, L. Dębski i P. Sowa: „Alchemia uwodzenia” [recenzja]

1
948

Myślę, że mam w sobie coś z masochistki – wybrałam bowiem książkę tylko po to, by kolejny raz zwątpić w ludzkość i owinąć się w kokon politowania i współczucia dla literatury polskiej. No dobrze, nie tylko po to – lubię kontrowersję i chyba to zadecydowało o zamówieniu wybranego tytułu. Tylko że kontrowersja w takim wydaniu nie jest ani seksowna, ani ciekawa, ani kontrowersyjna we właściwym tego słowa znaczeniu. Jest żałosna.

Alchemia uwodzenia, czyli jak hipnotycznie kontrolować umysły, uczucia i zachowania seksualne kobiet to książka dla zdesperowanych, nabrzmiałych hormonami mężczyzn, których życie kręci się tylko wokół seksu. Jest to wydanie drugie – NARESZCIE nieocenzurowane, jak głosi napis na okładce. A okładka… jest śmiechu warta. Mężczyzna trzymający kobietę (w halce, jakżeby inaczej) na sznurkach budzi we mnie śmiech. Dodatkowo ogrom napisów sprawia, że okładka jest chaotyczna i nieschludna. A co znajdziemy w jej wnętrzu?

Tylko dla mężczyzn heteroseksualnych

Tak. Tylko dla takich. Jak czytelnik jest biseksualny, to niestety – nie ma prawa tej książki czytać. A żeby było jeszcze śmieszniej, to taka informacja jest dopiero na stronie… 137! Niespodzianka! A na stronie 234 jest napisane tak:

(…) Jeśli jesteś kobietą, która czyta tę książkę, to w powyższym opisie zmień słowo “kobieta” na “mężczyzna” i sprawdź, czy się zgadza. A w ogóle, to po co czytasz książkę przeznaczoną dla mężczyzn?

Już wyjaśniam. Jako dziecko zawsze interesowałam się, co chłopcy uważają o dziewczętach. Obecnie mniej mnie to obchodzi, wciąż jednak ta ciekawość gdzieś we mnie dalej siedzi i chciałam zobaczyć, jak mężczyźni nabuzowani hormonami postrzegają kobietę.

Drogie panie, jesteśmy obiektami stworzonymi do seksu

W tej książce wyraźnie jest powiedziane, że TY, wspaniały mężczyzno, interesujesz się tylko atrakcyjnymi kobietami, które mają zwykle brzydkie koleżanki. Aha, i te atrakcyjne kobiety najczęściej mają wianuszek wielbicieli. Dzięki tej książce dowiedziałam się, że nie jestem atrakcyjna, bo nikt się za mną nigdy nie uganiał. Cóż, może to i lepiej, bo gdyby biegał za mną mężczyzna – albo kilku – postrzegający mnie jako obiekt seksualny, to by dostał w nos. I pewnie nie tylko ode mnie. A wyrażenie “obiekt” o kobiecie pojawia się w książce (ponownie) na stronie 137.

Śmieszki heheszki, czyli żarty na poziomie gimnazjalnym

Strona 25.

Chciałbym, żebyś na chwilę w swojej wyobraźni wszedł w kobietę, tym razem jeszcze nie w jej ciało, ale w jej umysł.

Strona 204.

Te opisy case’ów nie są zamieszczane tu po to, żebyś walił gruchę, czytając je.

Po pierwsze, nie mamy polskich wyrazów? Po drugie, takie synonimy czasownika “masturbować się” są śmieszne.

Do tego mamy całą masę emotikon wsadzonych tu i ówdzie, żeby zwrócić uwagę na te “śmieszne” fragmenty. Jak na taką “pseudonaukową” książkę, te uśmieszki są mocno nie na miejscu. Po prostu nie. Języka internetu nie powinniśmy przenosić do książek. Halo, wydawcy, naprawdę Was to nie raziło po oczach, gdy decydowaliście się to wydać w takiej postaci?

Magia, czary, kosmos i seks, seks, seks

W rozdziale pt. “Magia w służbie rozporka” mamy do czynienia z instrukcją korzystania z magii. I tak oto posyłamy myśli w kosmos, a ludzie odchodzą, posyłamy myśli w kosmos i kobiety na nas lecą i w ogóle umysłem możemy wyginać nie tylko rozporki, ale i łyżki. Naprawdę? Śmiać mi się chce. A jeszcze bardziej śmiać mi się chciało, gdy narrator dzięki tejże magii sprawił, że BRZYDKA (to jest bardzo ważne, podkreślone na każdym możliwym kroku) koleżanka PIĘKNEJ (też podkreślone milion razy) blondi sobie poszła. A co zrobił nasz autor, by tak się stało? Zrelaksował się, zamknął oczy i myślał, żeby BRZYDKA koleżanka sobie poszła. Czary-mary, hokus-pokus. Stało się. Jeśli ktoś wierzy w magię, to przepraszam za te słowa, ale ja nie wierzę.

Prawdziwy mężczyzna o nic nie prosi

Nigdy, pod żadnym pozorem, nie proś jej o nic. Nie proś jej o numer telefonu (po prostu powiedz jej, aby Ci podyktowała swój numer), nie proś jej, by poszła z Tobą do kina, na dyskotekę, na kolację czy na randkę. Przyjmij zasadę, że randki i kolacje są dla kobiet, z którymi już sypiasz.

Och. Mój. Dobry. Borze. Zielony. Takie kwiatki na stronie 37. Jest mi smutno, bo słowo “proszę” jest ładne i nic nie kosztuje. A nieco niżej:

Nie próbuj kupować jej przychylności prezentami. Owszem, gdy już sypiasz z dziewczyną, możesz jej kupować prezenty w nagrodę albo dla samej przyjemności.

Może jestem dziwna, ale wydawało mi się, że w nagrodę za dobry seks daje się – prostytutkom – pieniądze… A nawet nie w nagrodę – tylko im się zapłata za usługi zwyczajnie należy. Okazuje się jednak, że, drogie panie, prawdziwy mężczyzna tylko dobry seks w kobiecie docenia i tylko to jej wynagradza. Tak więc na randki w celu zapoznania się ze sobą nie można liczyć. W celu zapoznania się autorzy książki proponują za to seks. Nie wiem, jak wy, ale ja dziękuję za takich facetów.

Gdzie ci mężczyźni?

Ustalmy jedną rzecz – jestem kobietą, której nie kręcą spotkania na jedną noc. Myśl o seksie z obcym mężczyzną mnie brzydzi, bo – a jak rąk nie myje? A jak wcześniej w kimś innym grzebał? A jeśli jest chory? Według mnie prawdziwą radość może dać seks z osobą, którą się naprawdę kocha. Wiem jednak, że ludzie są różni, mają różne potrzeby i różnie reagują na pewne zjawiska i zachowania. To, co mi się wydaje gorszące, dla innych pewnie jest czymś normalnym i zaspokajającym. Mimo wszystko, gdyby przyszedł do mnie taki “prawdziwy mężczyzna” i zastosował techniki tu wspomniane, najprawdopodobniej bym go wyśmiała. Dla mnie – i z tego co wiem, nie tylko dla mnie, lecz również dla wielu innych kobiet, w tym moich koleżanek – seks nie jest najważniejszy. Jednak Alchemia uwodzenia stawia ATRAKCYJNE kobiety i mężczyzn w sytuacji, gdzie wszystko kręci się wokół seksu. Ja osobiście chciałabym pójść na randkę, porozmawiać, wypić kawę, obejrzeć film i pójść na spacer. Chciałabym stworzyć związek oparty na znajomości, nie cielesności. Chyba jestem nieco staromodna. Cóż, zdarza się.

Co się przeczytało, już się nie zapomni

Pomijając beznadziejny język tekstu (pełen emotikonów, nieśmiesznych żartów, setnego przypomnienia, że ty, mężczyzno, interesujesz się tylko atrakcyjnymi kobietami), książka jest żałosna. Poleciłabym ją chyba tylko mocno zdesperowanym chłopcom (specjalnie użyłam słowa “chłopiec”), dla których seks jest najwyższą możliwą wartością. Jako feministce przeszkadza mi obecne tu uprzedmiotowienie kobiet i mężczyzn i sprowadzenie wszystkich relacji do seksu. Wiem, że istnieją kobiety które chcą tylko stosunków, tak samo jak wiem też, że są i tacy mężczyźni. No i dobra, ale po co pisać instrukcję uwodzenia? Żeby zwiększyć ego czytelnika? Żeby pokazać, że związki bez zdrad i trójkątów nie są nic warte? Nie pojmuję tego.

Słowa końcowe

Przyznam, że nie wiedziałam z początku, co więcej mam w tej recenzji napisać oprócz “hahaha”. Jest to książka pokroju rad dla kobiet “jak się ubrać, by spodobać się facetom”. Do tego, na końcu książki znajdziemy ćwiczenia oraz miejsce na własne notatki. Jeśli ktoś chce się chwalić, z iloma osobami się przespał w życiu, to proszę bardzo. Jednak proszę, miejmy więcej wartości w życiu. A na tę odpowiednią osobę naprawdę warto czekać – wbrew temu, co piszą autorzy Alchemii uwodzenia – bo jedna nieodpowiednia potrafi mocno zrujnować nam życie.

Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Sensus.

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
1 Komentarz
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Alissssa
Alissssa
2 lat temu

Ta książka jest dla zwykłych małomiasteczkowych i wiejskich prostaków. Niestety. Zreszta i w miastach się tacy trafiają. Widziałam książkę tego typu u mojego ex psychopaty. Polecam posłuchać Tatiany Mitkowej. Jeśli nie zetknęła się Pani z tego typu „mężczyznami”.