„Ostatnia róża Szanghaju”, czyli historia o miłości w trudnych czasach

0
157
Ostatnia róża Szanghaju

Z pewnością słyszeliście o wielu książkach, których tematyka dotyczy miłości w czasach wojny. Innym popularnym motywem w powieściach romantycznych jest też mezalians, czyli związek z osobą nieodpowiednią ze względu na pochodzenie lub inny status majątkowy. Ostatnia róża Szanghaju Weiny Dai Randel porusza obie te kwestie, lecz czy kolejna taka książka jest warta przeczytania?

Od II wojny światowej minęło już trochę czasu, a światem wstrząsają kolejne katastrofy i konflikty zbrojne. Patrząc na historię naszą i naszych przodków, można przypuszczać, że na naszej planecie chyba nigdy nie zapanuje całkowity pokój. Jednak mimo to powstają kolejne dzieła kultury, których akcja toczy się w niespokojnym czasie. Jedną z takich książek jest właśnie Ostatnia róża Szanghaju Weiny Dai Randel od Wydawnictwa Znak. Jest to bardzo świeża pozycja, bo swoją premierę miała 12 lipca 2023 roku.

Miłość, która pojawiła się w najgorszym czasie

Głównymi bohaterami są Aiyi Shao i Ernest Reismann. Pochodzą z zupełnie innych światów. Nie tylko ze względu na narodowość – ona jest Chinką, a on Żydem niemieckiego pochodzenia. Różni też ich ich status majątkowy. Młoda panna Shao jest właścicielką klubu nocnego w Szanghaju, a jej rodzinę zna każdy w mieście. Nigdy nie zaznała biedy czy ubóstwa. Wiodła życie na poziomie, a jej przyszłość była już zaplanowana. Miała narzeczonego z dobrego domu, któremu była obiecana jeszcze w czasach dzieciństwa. Do głowy przychodzi myśl, że jej życie to niemal bajka. Niejeden mógłby pozazdrościć jej dobrej sytuacji finansowej czy zaplanowanego ślubu. Później zapewne pojawiłyby się dzieci i spokojna przyszłość u boku męża. Jednak czyżby?

Niezupełnie. Bo w poukładanej codzienności Aiyi pojawia się Ernest, który przyjechał do Szanghaju, który był bezpieczną przystanią dla Żydów w czasie wojny. W odróżnieniu od Chinki, nie ma zupełnie nic. Nie starcza mu nawet na niezbędne do życia zakupy, a w nowym miejscu musi utrzymać siebie i młodszą siostrę. Mimo tylu różnic ich losy się splatają i coś ich do siebie ciągnie. Początkowo była to miłość do muzyki – Aiyi uwielbiała słuchać, jak Ernest grał jej na pianinie. Z czasem pojawił się inny rodzaj miłości – tym razem wzajemnej młodych ludzi. Jednak wojna dotarła również do Chin, co zmieniło codzienność wielu mieszkańców, w tym również zakochanych. Ale to nie był ich jedyny problem. Przecież panna Shao miała narzeczonego, zaplanowaną przyszłość, a ewentualne zerwanie zaręczyn całkowicie zrujnowałoby reputację jej, jak i rodziny. Mało tego, zerwanie zaręczyn z zamożnym mężczyzną dla obcokrajowca, który nie miał nic? To nie wchodziło w grę. Ale czy warto odpuszczać kogoś, kto był dla Aiyi całym światem w imię dobrej opinii?

Opowieść, od której się nie oderwiesz

To zdanie widnieje na okładce książki. Czy jest to prawda? Po części tak. Z pewnością zaletą są dosyć krótkie, kilkustronicowe rozdziały. Według mnie takie są wygodniejsze niż te, które ciągną się przez dziesiątki stron. Inną sprawą, również dotyczącą rozdziałów, jest fakt, że są ich trzy rodzaje. Naprzemiennie jest to opis sytuacji z perspektywy Aiyi (pisane w pierwszej osobie), z perspektywy Ernesta (w trzeciej osobie) oraz znowu z perspektywy Aiyi, ale dużo starszej, już w 1980 roku, kiedy patrzy na swoje życie po upływie czasu. W tym trzecim rodzaju rozdziałów, Chinka w sędziwym już wieku, opowiada swoją historię producentce filmowej, która ma ją zawrzeć w filmie dokumentalnym.

Właśnie podczas tych rozmów w latach 80. sama bohaterka zauważa, że czasem być może zachowywała się nieracjonalnie, zbyt pochopnie czy może po prostu samolubnie. Ale jak można wymagać od tak młodych ludzi, zwłaszcza w czasach wojny, kiedy każdy kolejny dzień jest niepewny, mądrości życiowej osób dorosłych? Łatwo też mówić o decyzjach innych, gdy patrzymy na nie z perspektywy osoby trzeciej.

Ostatnia róża Szanghaju to historia, z którą odbiorca raczej nie może się utożsamić. Nie tylko ze względu na odległe już czasy, w których rozgrywa się akcja, ale również na samych bohaterów. Przeciętny czytelnik nie spotyka się na co dzień z aż takim mezaliansem i różnicami społecznymi. Jednak mimo to warto sięgnąć po książkę Weiny Dai Randel. Nie będzie to lektura na przysłowiowe dwa wieczory, bo powieść liczy niespełna 500 stron, jednak jeśli wygospodarujecie ich troszkę więcej – jak najbardziej polecam.

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments