Z pewnością obiło Wam się o uszy nazwisko Brandona Sandersona. Płodzący w szalonym tempie kolejne książki autor fantasy jest już otoczony niemałym kultem poza granicami Polski, a na jej terenie również mówi się o nim coraz więcej. Z pewnością chcielibyście wiedzieć, w jakim miejscu zacząć przygodę z jego twórczością, jeżeli jeszcze tego nie zrobiliście.
Czego możecie spodziewać się po tym bestsellerowym pisarzu? Przede wszystkim bardzo bogatych i dopracowanych światów fantasy. Oto kilka cech, które rzucają się w oczy już przy pierwszym kontakcie z jego “najważniejszą” twórczością.
Po pierwsze – światy o jasno określonych i niespotykanych dotychczas systemach magii: spalanie metali w żołądku, wykorzystanie energii burz, sięganie do zaklęć o źródle niemal kartograficznym. W obrębie danego uniwersum każdy z tych systemów opisany jest czytelnikowi bardzo przejrzyście i ma swoje zasady.
Po drugie – ogrom zmieszany z małostkowością. We wstępie do “Elantris” (do którego wrócę jeszcze parokroć, bo uważam ów za istotny element początku znajomości z książkami Sandersona) możemy przeczytać, iż najbliżsi przyjaciele i rodzina Brandona zostali kupieni nie samym projektem świata przedstawionego, a tym, że pomimo monumentalnych historii opowiadających o końcach światów i wojnach na wielkie skale, jest tu dużo miejsca na prywatne dramaty poszczególnych postaci. Praktycznie każda z nich ma jakieś znaczenie w powieści, każda ma odmienny charakter i kieruje się dopracowanymi pobudkami. Papierowym bohaterom wstęp wzbroniony.
Wreszcie, po trzecie – umiejętność połączenia ambitnych projektów ze sprawną manipulacją emocjami czytelnika. Przynajmniej ja poczułem się dosadnie wstrząśnięty, gdy dotarłem do końca trzeciego tomu “Ostatniego Imperium”. Sanderson potrafi wzruszyć bez chwiania w posadach racjonalnością swoich światów.
“Droga Królów” przyniosła autorowi największą sławę. Nie bez powodu – jest ona najbardziej wielowątkowa, wielowarstwowa i kompleksowa, a przy tym ma świetnie wykreowanych bohaterów. Jest też odrobinę mroczniejsza od poprzednich, i tak już stanowczo nie dla młodzieży, książek. Lepiej jednak nie wpełzać w nią w pierwszej kolejności. Jest pewne ryzyko, że odbiorca nieobyty z przynajmniej pojedynczym tytułem Sandersona sparzy się na tym, jak wiele zawiłości jest mu narzuconych już na start. Po co więc najlepiej sięgnąć?
Najlepiej – od początku
Zaczęcie lektury od “Elantris” to dobra decyzja nie tylko ze względu na to, iż jest to pierwsza poważna powieść Brandona Sandersona. Również treści dodatkowe grają tu ważną rolę. Obszerny wstęp dla przykładu zawiera swoisty rys historyczny tego, jaką drogę przebył autor. Zabawne anegdoty na temat koła pisarzy fantasy przeplatają się z uświadamianiem czytelnika, jak bardzo wyewoluowały wszystkie jego pomysły i czego można spodziewać się po obcowaniu z multiwersum Cosmere (w którym rozgrywa się większość jego dzieł, tworząc ciąg powiązań).
“Elantris” to opowieść o tytułowym mieście, które niegdyś pełne chwały, w momencie wkroczenia czytelnika jest już od dziesięciu lat upadłe.
Zamieszkujące je niegdyś prawie-że-nieśmiertelne, piękne, białowłose istoty z niewyjaśnionych przyczyn uległy metamorfozie w odrażające, pokryte czarnymi plamami, chore stworzenia zawieszone między życiem a śmiercią. Nasz główny bohater, syn pierwszego króla lokalnej krainy od czasu upadku Elantris, sam ulega przemianie w elantryjczyka, by w efekcie zostać zesłanym do przeklętego miasta. Tymczasem reszta świata żyje w przekonaniu, iż zmarł. Niesie to niemało niuansów politycznych, w które została wpleciona księżniczka z perspektywy prawa zaślubiona z uśmierconym za życia protagonistą. Wpływy dark fantasy są w tym tytule bardzo wyraźne, a Sanderson nie stroni od mieszania opisów odrażającej przemocy i terroru z chwilami idyllicznego piękna. Napięcie i beznadziejność położenia bohaterów są wręcz nieznośne. Pojawia się tu także wszystko, co charakterystyczne dla autora (wymienione we wstępie).
Ponadto jest to powieść zamknięta, samodzielna – nie musimy pakować się w czytanie trylogii lub pięcioksiągu, by móc poznać się z autorem.
Jest również inne “za” stojące za przeczytaniem “Elantris” na początku – po prostu kolejne książki są jeszcze lepsze. “Elantris” jest na wysokim poziomie i rozkruszyłoby nawet serce z kamienia, ale im dalej w las, tym jeszcze lepiej. Zaczynając od “Drogi Królów” moglibyście odkryć, że “Elantris” nie jest w stanie Was nasycić, ponieważ jest jak nieoszlifowany diament, a szlifu tego dorobił się autor z czasem na kartach kolejnych powieści.
Co dalej? Lub co innego?
Jeżeli powyższy opis Was nie przekonuje, być może klasyczny już wręcz “Z mgły zrodzony” Was zainteresuje. Dostajemy tu swoiste “Elantris” 2.0, z żywszymi postaciami, większą intrygą i bardziej przemyślanymi wątkami. Trafiamy do fantastyczno-apokaliptycznego świata, w którym popiół sypie się z nieba, ludzie cierpią na zabobonny strach przed mgłami, a niektórzy – mgliści – są w stanie spalać określone metale w obrębie własnego organizmu w celu wywołania określonego efektu (na przykład większa prędkość, manipulacja emocjami, czy coś bardzo istotnego – odpychanie metali).
Najbliżej temu wszystkiemu z perspektywy atmosfery do komputerowej serii “Thief” (a konkretniej starych odsłon); miałem ją ciągle przed oczami w trakcie lektury. Gęsty klimat, mnogość plot twistów, zderzenie idealizmu z brutalną rzeczywistością. Bohaterów też nie sposób nie polubić. I uwierzcie, pewna scena związana z niejakim Kelsierem, bohaterem istotnym dla fabuły, utkwi Wam na długo w pamięci. Złożoność “Z mgły zrodzonego”, niezwykłe uniwersum i pełnokrwiści bohaterowie to prawdopodobna zachęta dla każdego, kto jeszcze nie obcował z książkami Sandersona. Jest tylko jeden haczyk – jeśli przeczytacie już ten tytuł, z pewnością zapragniecie sięgnąć także po dwa kolejne, kontynuujące bezpośrednio historię w nim opowiedzianą. Daje to łącznie jakieś niespełna trzy tysiące stron kolejnych wstrząsów, zachwytów i łapania się za głowę.
Słowem podsumowania
Dlaczego nie zachęcam do zaczęcia od innych tytułów, jak np. “Siewca Wojny”, czy “Stalowe Serce”? Wydaje mi się po prostu, że “Elantris” i “Ostatnie Imperium (tj. “Z mgły zrodzony” + dwie pozostałe części) najpełniej oddają cechy, jakich możecie szukać następnie w kolejnych książkach Brandona Sandersona. Przygotują Was także na znakomite “Archiwum Burzowego Światła”, czyli “Drogę Królów”, “Słowa Światłości” i “Dawcę Przysięgi” (kolejne części w przygotowaniu). Te w moim osobistym rankingu stanowią szczyt dokonań autora.
Czy warto? Jeżeli tylko przepadacie za fantasy ™ tak, absolutnie, bez chwili wątpliwości – brać!
Brać i nic się nie bać. Przynajmniej do czasu, póki nie odkryjecie tajników hemalurgii – wtedy strach jest jak najbardziej wskazany.
Grafika wyróżniająca: ekr1703 na DeviantArcie zainspirowana “Z mgły zrodzonym”