Marek Stelar – Niepamięć [recenzja]

0
365

Zrozpaczony, zdezorientowany i niestety dosłownie, namacalnie postrzelony – oto Dariusz Suder, lat czterdzieści dziewięć. Do niedawna żonaty, do niedawna (nie do końca) szczęśliwy ojciec. Teraz? Wrak. Oto bohater książki „Niepamięć” autorstwa Marka Stelara – kryminału udanego pomimo kroczenia utartymi szlakami. Zapraszam.

 

 

Król bólu

Motywy amnezji i zemsty – tak obficie wykorzystywane zarówno w dziełach literackich, jak i filmowych – rosną w „Niepamięci” do rangi celów przewodzących całej wędrówce głównego bohatera. Nie odkrywam tym Ameryki, kiedy z okładki niniejszej książki oskarżycielsko spozierają w moją stronę słowa „niepamięć” czy „zemsta”. Wspominam o tym jednak, ponieważ motor napędowy kierujący podinspektorem Suderem został przedstawiony nader dobrze – co przy tak nadużywanym wzorcu fabularnym nie jest wbrew pozorom takie proste. Kiedy odkrywane są przed nami kolejne karty, mamy okazję docenić główny atut i właśnie kartę – przetargową – powieści do odniesienia sukcesu. Mowa o kreacji głównego bohatera. Dariusz Suder, podinspektor cierpiący na zanik pamięci, który już na starcie traci co najcenniejsze: głowę, żonę i córkę, to nie papierowy ludzik. A jeśli nawet papierowy, to z domieszką krwi i kości. Jest zagubiony, ma problemy ze sobą. Czasem wykazuje się uzasadnioną brawurą, niemającą nic wspólnego z bohaterską odwagą typową dla takich kreacji. Nad tym wszystkim króluje jednak poczucie wyobcowania (wszak pobudka w berlińskiej klinice po dwumiesięcznej śpiączce nie pomaga), bólu i obłędu.

Zakończenie?

Zakończenie. Jego forma jest godna pochwały. Próżno spodziewać się sielankowego happy endu, ale (unikając nadmiaru spoilerów) daje ono do myślenia nad losami naszego mściciela z tytanową płytką w czaszce. Patrząc na to, jak akcja została poprowadzona od początku aż do ostatniej strony, od pierwszych „mocnych” zdarzeń do ich finału – nietrudno mi się zdziwić, że „Niepamięć” pochłania uwagę czytelnika, bo jej wielowątkowość i płynne zjeżdżanie z jednej osi fabularnej na drugą wciąga jak bagno. Jest coś takiego w ludzkiej naturze, niezdrowa ciekawość, że lgniemy do cierpienia innych. Toteż obserwowanie z przestrachem tego, jak główny bohater jest raz po raz niemile zaskakiwany na niemal każdej płaszczyźnie swojego życia, wciąga – stety lub niestety.

Przez maskę w ruinę

Przyznam, że kolejne litery, zdania i kartki przemykały mi między palcami w tempie zatrważającym. Przyznam także, iż jest to mój pierwszy kontakt z autorem (i, jak sądzę, nie ostatni). Marek Stelar nader organicznie serwuje nam światopogląd i odczucia głównego bohatera. Stajemy się nim, zaglądamy w jego walący się świat jak przez maskę. Nawet nieoryginalna i trącająca odrobinę sztampą fabuła przestaje dzięki temu kłuć w oczy, bo książka jest po prostu bardzo dobrze napisana. Kolejny dowód, że nie samą fantastyką czy obyczajem, a i dobrym kryminałem/thrillerem polska literatura stoi.

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments