O skrzywieniach zawodowych, sabotażu życia i o tym, jak dawkować strach – rozmawiamy z Agą Lesiewicz w wywiadzie dla Kulturalnych Mediów.
Piotr: Jaki jest Twój przepis na utrzymanie czytelnika w napięciu? Co uważasz za cechy kluczowe do osiągnięcia efektu – wywarcia pewnego wpływu na odbiorcy?
Aga: W przypadku mojego gatunku literackiego – thrillera psychologicznego – najważniejszy jest strach. Bo wszyscy lubimy się bać, pod warunkiem, że jest to banie się, które możemy kontrolować. Jeśli robi się za strasznie, to można książkę zamknąć i już po strachu. Strach w kryminałach trzeba umiejętnie dawkować: bo jak będzie go za mało, to czytelnik nam się znudzi i odłoży książkę, jak za dużo, to się spłoszy i efekt będzie ten sam. Kiedy moja pierwsza książka, Rebound, trafiła do brytyjskiego wydawnictwa Pan Macmillan, to dostawałam zażalenia od redaktorek, że po jej przeczytaniu boją się spać przy otwartym oknie i uprawiać jogging w parku. To był dla mnie największy komplement. Strach zadziałał.
Masz plany na kolejne wydawnictwa? Jeśli tak, to w jakie klimaty pragnęłabyś zabrać przyszłych odbiorców?
Skończyłam właśnie pierwszą wersję mojej trzeciej powieści, też thrillera psychologicznego. Przez kilka miesięcy pracować będę nad tekstem z redaktorką z mojej agencji literackiej. Aż do momentu, kiedy uznamy, że książka gotowa jest na sprzedaż. Ten gatunek bardzo mi odpowiada i będę mu wierna. Poza wszystkim, oczekuje tego ode mnie moja agentka i mój wydawca. Nazwisko pisarza staje się marką i niewskazane jest zmienianie gatunku. No, chyba że jest się kimś tak wielkim jak na przykład J.K. Rowling i wtedy wolno ci wszystko. A więc: pozostaję przy kryminałach psychologicznych osadzonych w Londynie – to świetne miejsce dla powieści wszelkiego rodzaju, ze wspaniałą tradycją literacką. To prawdziwa kopalnia klimatów i tematów. Mam nadzieję, że mi ich nie zabraknie.
Mówi się, że każda napisana książka jest po części autobiograficzna dla jej autora. Jak odniosłabyś się do tego stwierdzenia?
Gdyby to była prawda, to w każdym autorze powieści kryminalnych powinien drzemać niebezpieczny psychopata. Może w każdym z nas siedzi trochę zła – ale lepiej wylać je na papier, niż praktykować w realu. O brytyjskich autorach kryminałów mówi się, że są najbardziej łagodną i sympatyczną grupą pisarzy. Może właśnie dlatego, że odreagowują swoją agresję w swoich książkach. Podobno najbardziej należy wystrzegać się autorów romansideł 😉
Czy są jakieś wydarzenia, które bezpośrednio wpłynęły na pomysł powstania Twojego najnowszego dzieła, “Exposure”?
Pomysł na książkę zaczynam na ogół od pytania ‘co by było gdyby’. Przy mojej pierwszej książce, “Rebound”, było to pytanie, co by się stało, gdyby kobieta przekroczyła normy zachowania, które na ogół przekraczane są przez mężczyzn. Jakie by były tego konsekwencje: osobiste, zawodowe, moralne. Przy “Exposure”, czyli “Zaślepieniu” zaciekawiła mnie sytuacja, w której ktoś włamuje się do twojego życia i zaczyna je niszczyć, kawałek po kawałku: taki sabotaż wszystkiego – pracy, domu, twórczości, układów osobistych, przeszłości i teraźniejszości. Nie wiesz, kim ten ktoś jest i dlaczego to robi. Wiesz tylko jedno: że nie masz już zupełnie kontroli nad własnym życiem. Wracamy do tego strachu, o którym wspomniałam na początku: jak sytuacja takiego totalnego zagrożenia wpłynie na nas i dokąd nas zaprowadzi.
Jak wygląda Twoja pisarska rutyna? Piszesz regularnie, czy może są to zrywy w przypływie weny?
Rutyna to dobre słowo, bo jak pracuje się zawodowo jako pisarz, to same przypływy weny nie wystarczają. Tak, piszę regularnie, codziennie, a kiedy zdarzają mi się dni “niepisania”, to mam straszne poczucie winy, taki syndrom nieodrobionych lekcji. Rozmawiałam na ten temat z innymi pisarzami i wszyscy mówią to samo: w momencie jak decydujesz się na pisanie na pełny etat, to już nigdy nie będziesz naprawdę na wakacjach. Bo możesz sobie siedzieć na greckiej wyspie albo na hamaku w ogródku, a twój umysł będzie cały czas ‘skanował’ sytuację, szukając w niej czegoś, co da się wykorzystać w książce. Tak już jest, to takie skrzywienie zawodowe.
A ulubieni autorzy? Kto wywarł na Tobie największy wpływ, przyczyniwszy się do tego, jakie książki postanowiłaś pisać?
Odkąd pamiętam, lubiłam czytać kryminały. W świat angielskojęzycznych powieści kryminalnych wprowadzały mnie Val McDermid, Patricia Cornwell, Sara Paretsky, Kathy Reichs. Zachwycały mnie swoją wyobraźnią, powalały erudycją na temat kryminalistyki, procedur śledczych, antropologii i medycyny sądowej. Marzyłam, żeby umieć pisać tak, jak one, ale wiedziałam, że nie wystarczy mi fachowej wiedzy z dziedziny kryminalistyki. Potem odkryłam thrillery psychologiczne Patricii Highsmith – autorki między innymi wspaniałej Riplejady o czarującym, utalentowanym i śmiertelnie niebezpiecznym anty-bohaterze panie Ripley’u – i zrozumiałam, o czym chcę pisać: właśnie o tym ‘highsmithowskim’ lęku, który czai się w zwyczajnym życiu, o toksyczności z pozoru banalnych sytuacji, o niebezpieczeństwach, które ukrywają się w codzienności. To mnie fascynuje najbardziej.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiali: Piotr Kozioł & Aga Lesiewicz
Zdjęcia, oprawa: Wydawnictwo Insignis