Kto, jeśli nie ja, miałby recenzować Marqueza? Jak pewnie fani tego autora wiedzą, pisze on trudno, ciężko, ale bardzo, bardzo dobrze. Od bardzo długiego czasu jestem jego miłośniczką, a teraz przyszedł czas na wydaną po raz pierwszy w 1981 roku Kronikę zapowiedzianej śmierci.
Gdybym miała oceniać książki Marqueza pod względem dziwaczności i pomysłowości, to pomimo mojej teorii, że Stu lat samotności nic nie przebije, w przypadku opisywanego tytułu grubo się myliłam. Kronika zapowiedzianej śmierci to kryminał, w którym od początku wiemy kto, kogo i z jakiego powodu ma zabić.
Sama historia podzielona jest na 4 części, w każdej z nich poznajemy natomiast tę samą sytuację z perspektywy różnych osób. Tym właśnie zachwyciła mnie ta lekko ponad stustronicowa nowela. Chociaż przy samym charakterze Marqueza nie sposób oczekiwać „niespodziewanych zwrotów akcji”, to tutaj ich nie brakuje. Fabuła jest typowo liniowa, z punktem kulminacyjnym już przy samym końcu opowiadania, a na samą scenę mordu wyczekujemy wręcz z utęsknieniem już od początku książki.
Zbita i gęsta jak nigdy
Kronika zapowiedzianej śmierci pod względem językowym nie różni się bardzo od innych książek kolumbijskiego autora. Jest to typowa – jak dla naszego Noblisty – opowieść, która ma swój początek i koniec, ale została napisana w naprawdę świetnym stylu! Baza słów, którą wykorzystuje Marquez pomimo rzeczywiście małego pola do popisu, jest po prostu zachwycająca!
Pomimo faktu, że jest to kryminał a rebours (możesz wyjaśnić termin, raczej większość ludzi nie wie, co to znaczy), trzyma on w napięciu dzięki odpowiedniemu skondensowaniu akcji. Nie ma momentu nudy w tym krótkim, treściwym i bardzo zbitym tytule.
Komu polecać, a komu już nie?
Mam bardzo duży problem co do tego, komu polecić ten tytuł. Oczywiście fanom Marqueza, którzy połykają jego dzieła w całości, rekomenduję go w stu procentach. Czyta się go szybko i można przez niego przebrnąć bez trudu. Co jednak z pozostałymi czytelnikami? Jeśli nikt nigdy nie czytał pisarzy iberoamerykańskich, to nie jest to książka, od której należałoby zacząć. Poleciłabym ją bardziej koneserom samego Kolumbijczyka, aniżeli niezapoznanym z jego twórczością nowicjuszom. Może być to jednak oczywiście przygoda dla każdego, więc jeśli masz ochotę sięgnąć po ten tytuł, to jak najbardziej zachęcam!
a co z tym a rebours?