„Więc to taki Fallout” – pomyślałem, nim zacząłem lekturę – „z silosami podstawionymi w miejsce krypt?”. Pozory lubią jednak mylić, o czym szybko się przekonałem, wciągając się w ponury świat trylogii Silos autorstwa Hugha Howeya.
Domyślnie miałem zamiar napisać odrębne recenzje dla każdej z części osobna. Po skończeniu tomu finalnego zrozumiałem jednak, że trylogia ta ma na tyle przemyślaną budowę, iż łatwiej jest ją oceniać jako całokształt niż niezależne tytuły. Szczególnie że to właśnie jako całość Silos zyskuje znacznie na wartości.
Hugh Howey nie spieszy się, nie gna nas jak może tylko najszybciej przez każdą kolejną część. I tak Silos, jako niejaki prolog do całości historii, rozwija akcję powoli, rozpędzając się stopniowo coraz bardziej. Aż do prędkości zawrotnej, jaką można uświadczyć w retrospektywnej Zmianie. Po tym wszystkim zostaje tylko Pył, który atakuje nas już od pierwszej strony kolejnymi zwrotami akcji na jednej płaszczyźnie czasowej.
Trylogia Silosu ma swój hermetyczny świat – tak w obrębie uniwersum, jak i konstrukcji powieści. Tworząc dane wątki, nie pozostawia ich niedomkniętych na sam koniec, nawet jeżeli musimy sobie na ich rozwiązanie trochę poczekać. Tym bardziej zważywszy na obecność protagonisty zbiorowego.
„Silos nie jest wcale światem. Jest niczym. Ten termin, to słowo, pochodzi z bardzo dawnych czasów, kiedy na zewnątrz jak okiem sięgnąć rosło zboże. […] Wtedy żyło więcej ludzi niż można zliczyć”
Myślę, że dla każdego fana post-apokaliptyki falloutowe skojarzenia, o których wspominałem już na początku tekstu, były równie silne, co w moim przypadku.
Nie dość, że wielopoziomowe silosy (w Falloucie to właśnie rozległe krypty stanowiły zorganizowaną i kompleksową ochronę przed zagładą, a przy tym… eksperyment społeczny) o równie niejasnym z początku przeznaczeniu, to jeszcze o podobnej strukturze społeczeństwa żyjącego w ich obrębie.
Wyjście z mroku
Silos jest jednak większy. To niemal miniaturowe imperium, w którym każdy ma swój wyznaczony cel. Życie jego mieszkańców jest poniekąd monotonne. Zawieszone gdzieś pomiędzy bezpieczeństwem a brutalnością.
Wieńcząc powyższe porównania – post-apokalipsa amerykańska, jak widać, potrafi być zróżnicowana i pokazać pazur na wiele sposobów. I tak w Falloucie świat porażał szaleństwem – zarówno jego mieszkańców, jak i twórców. Z kolei Silos (jako całość) rozbraja realizmem. Na początku dźga w nasze uczucia skondensowanym Orwellem, a później go rozcieńcza, odchodząc w kierunku rozwoju akcji.
Trylogia ta jest historią o ludziach.
Nie powiem, jak wielu elementów fantastycznych tu uświadczycie, bo zepsuje to suspens, na którym korzysta cała historia z powodów, o których wspomniałem wyżej. Jeśli jednak, podobnie jak ja, oglądaliście The Walking Dead dla obserwacji relacji międzyludzkich (nim nadszedł sezon piąty, który – uwaga, subiektywnie – zakotwiczył serial na mulistym dnie), to i tutaj nie będziecie zawiedzeni.
Perypetie rozbite pomiędzy głównych bohaterów, postaci poboczne i wątek tego, do czego zdolna jest jednostka – grają tutaj pierwsze skrzypce.
Przed bohaterami maluje się nieznane wyzwanie – wyjść z jaskini Platona, bo zamknięty świat, w jakim żyją, nie musi być koniecznie tym, czym im się wydaje.
Oszlifowawszy nieoszlifowane
Reedycję całej trójki uważam za dobrą decyzję. Dlaczego?
Nowe okładki prezentują się jeszcze ładniej od pierwotnych, a odrębna kolorystyka każdej części siłą rzeczy przedstawia ewolucję, jaką przechodzi cała historia.
Hugh Howey wykreował wiarygodny i niepokojący świat.
Zrobił to przy tym z na tyle dobrym smakiem, że książki te uważam za ciekawsze od części nowej post-apokaliptyki wschodnioeuropejskiej, na którą jest boom w ostatnich latach. Są napisane z dobrym warsztatem, nieprzemyślana fabuła nie wchodzi tu w grę.
Gdybym miał oceniać części historii z osobna, to kręciłbym nosem przy drugiej, ze względu na przesadzone dłużyzny na osi czasu fabuły.
Część pierwsza wydaje się czasem chaotyczna i lekko niedopracowana, próbuje gwałtownie wrzucić nas w rozbudowany i obcy świat, jaki sobą prezentuje. Pomimo tej niewielkiej łyżki dziegciu, uważam jednak całą trylogię za pozycję obowiązkową dla fanów jakościowego post-apo.
Dziękuję wydawnictwu Papierowy Księżyc za udostępnienie mi egzemplarzy recenzenckich Silosu.
Zdjęcia własne