Niecierpiąca zwłoki sprawa zaginięcia byłej pani komisarz. Gra słów wymyślona przez jednego z mieszkańców: Złociny – złe czyny. Tajemnice trzymające się drugiej wojny światowej.
Młoda polska pisarka stworzyła świat, w którym są same tajemnice. Poznajmy Katarzynę Puzyńską oraz siódmą część serii o policjantach z Lipowa Dom czwarty. Sama autorka porównywana jest do Agathy Christie i Camilli Lachberg, a jej dzieła wcale nie są gorsze od tych stworzonych przez jej poprzedniczki.
Przyznaję się bez bicia, że moja przygoda z Podgórskim, Nowakowską i Strzałkowską rozpoczęła się właśnie od tej książki, więc nie mnie oceniać, jakimi są bohaterami w całej serii. Ale jedno, co mogę stwierdzić bez pardonu, to to, że Puzyńska wykonała kawał dobrej roboty.
Pewnie każdy, kto czytał poprzednie części serii miał przyjemność poznać Daniela Podgórskiego, Emilię Strzałkowską i Weronikę Nowakowską. Tym razem zadaniem Daniela jest odnalezienie byłej komisarz swojej komendy w Lipowie – Klementyny Kopp, a w tym wcale nie pomagają mu była żona i była dziewczyna. W szczególności, że poprzednia sprawa (Łaskun) dała mu popalić, tak samo jak Emilii, z którą łączy ją syn Łukasz i zmarła dziewięć miesięcy wcześniej córka Justyna.
Rodzinne strony Klementyny, w których zaginęła, kryją mnóstwo zagadek i wcale niełatwo jest je rozwiązać. Cała akcja toczy się wokół trzech dworów niedaleko miejscowości Złociny. Poznajemy dwór Drozdy, w którym Klementyna spędziła całe swoje dzieciństwo; dwór Szuwary, który kryje mnóstwo sekretów, a także spotykamy się ze spalonym dworem Igły, w którym niegdyś mieszkał Kajetan Wrona – aktualny lokator Drozdów. Ciężko powiedzieć, że każdy mieszkaniec Złocin i otaczających je dworów ma coś na sumieniu. Oni mają dużo więcej na sumieniu, a dodatkowo przez lata skrzętnie to ukrywają.
Autorka bardzo dobrze prowadzi akcję. Każdy rozdział ma znaczenie, a opuszczenie choćby jednego wątku tej powieści uniemożliwia zrozumienie jej. Czytelnik jest zmuszony myśleć, co bardzo mi się podobało! Mimo wszystkich powiązań, romansów, rozwodów i innych zawiłości między mieszkańcami dworów, Puzyńska tak rozwiązuje zagadki, że każdy potrafi za nimi nadążyć. Nie ma efektu „bum!” na koniec, gdzie nagle wszystkie sprawy się rozwiązują.
Wątek kryminalny przeplata się z obyczajowymi i normalnymi sprawami bohaterów. To, że Klementyna zaginęła jest ogniwem, z którego wychodzą inne zagadki, które także trzeba rozwiązać. A dodatkowo wplątanie wątku II wojny światowej dodało całej książce mrocznego klimatu i jeszcze więcej dodatkowych zawiłości, mimo że tak naprawdę nie ma on nic wspólnego z cała akcją.
Język Puzyńskiej jest zrozumiały, jak prawie każdego polskiego autora kryminałów. Przede wszystkim, mimo swojego psychologicznego wykształcenia, nie wrzuca niepotrzebnie słów związanych z naukowym podejściem do tematu. Na drugim miejscu znalazła się kompozycja książki, która daje do myślenia. Rozdziały są krótkie, treściwe, nie dłużą się, a czytelnik odczuwa coś w rodzaju „przecież jeszcze jeden rozdział mnie nie zbawi, skoro ma pięć stron”, co nadaje tempa czytaniu i sprawia, że nie można się oderwać od książki. Trzeba także przyznać, że przeplatanie osobno wątku Klementyny, czyli teraźniejszości z osobno napisanymi rozdziałami o II wojnie światowej sprawia, że brniemy coraz głębiej w powieść.
Czytając tę książkę nie wiedziałam, jak ją ugryźć. Każdy następny rozdział zdawał się dokładać dodatkowe wątpliwości i jeszcze więcej mroku do fabuły (a przecież o to chodzi w kryminałach!).