Straszna choroba. Atakuje znienacka i z ogromną siłą. Rozprzestrzenia się po organizmie z zatrważającą prędkością, zbierając okrutne żniwo. Bardzo łatwo się nią zarazić, a niestety leki są bardzo drogie i nierefundowane przez Narodowy Fundusz Zdrowia. Co to jest? Co wyniszcza nasze społeczeństwo?
Głupota. Ot. Amerykańscy naukowcy (ci nieomylni) odkryli, że bierze się z nieczytania. A nieczytanie, jak wiadomo, bierze się z Polski. Taki przytyk na dzień dobry.
Dzisiaj, proszę Państwa, proponuję się pokłócić. Przecież wszyscy się kłócą i stosują podziały, choć wydaje się, że klasyczny spór inteligent-nieinteligent odchodzi do lamusa. Dziś wolimy inne klasyfikacje. I tak zaistniał na przykład dietetyczny podział społeczeństwa – na tych, co jedzą jarmuż i na tych, co jedzą kiełbasę. Z bardziej oczywistych mamy również podział na wyznawców TVP i wyznawców TVN, na fanów Kieleckiego i Roleskiego… Wymieniać można by jeszcze długo!
Podobno istnieje też ogromny konflikt związany z pradawną techniką rozsmarowywania Nutelli na chlebie. Ale dajmy spokój z tymi kulinariami. Są ważniejsze kwestie – kłócimy się o to czy “poszłem” czy “poszedłem”, czy sędzia kalosz czy też nie, czy wygramy, czy przegramy, jeden…
A książki? Czy ktoś się jeszcze kłóci o książki?
Niby owszem, mieliśmy protest zabiedzonej pisarki o słynne 6800 złotych polskich na rękę, zawsze jest trochę szumu o Nike czy Nobla, a wyniki czytelnictwa z reguły jakoś tam na chwilę podnoszą ciśnienie. Ale czy na długo? Nie. A czy z jakimś skutkiem? No też nie.
Czy kogoś jeszcze w ogóle dziwią wyniki czytelnictwa w Polsce? Niby każdego roku oburzamy się, jakie to “zatrważające!”, “niewiarygodne!” a nawet “niesamowite!”. W gruncie rzeczy jest to raczej smutne i uwłaczające. A na dobrą sprawę nie robimy z tym nic. Czy to jest tak, że jak już ktoś nie czyta, to po powrocie do domu wyciąga z lodówki piwo, odpala Trudne sprawy i zasypia na kanapie? Może tak (ale to niepotwierdzone; potwierdzony jest za to wpływ muzyki rockowej na biedronki).
Jak nie czytają Polacy
Czy nie zadziałałaby na korzyść ledwie zipiącego już rynku wydawniczego w Polsce mała zmiana wizerunku czytania? Może przestaniemy udawać, że czytanie książek to albo dla wybranych, albo głupota?
Kojarzycie tę książkę z zębami z Harry’ego Pottera? Tak, tę na zajęcia do Hagrida. Otóż jedynym sposobem na uspokojenie jej, a tym samym uniknięcie straty ręki czy innej kończyny, było… pogłaskanie po grzbiecie. Może tego właśnie powinniśmy się nauczyć – oswajania książek, zaprzyjaźniania się z literaturą, trzymania tomiszczy na nocnej szafce i sięgania po nie częściej niż raz do roku (co i tak na tle reszty społeczeństwa daje niezły wynik).
Czytanie książek nie boli
Może kiedy już przestaniemy książkę traktować jako eucharystię dla wybrańców, czytanie przeniknie do sfer, będących dotychczas miejscem dla niej niezbyt przychylnym, a dziecięca trauma, związana z katowaniem Sienkiewiczem i Słowackim, zejdzie na dalszy plan, zastąpiona przez czystą przyjemność obcowania z Tokarczuk, Lemem, Masłowską?
Życzę zatem, żeby nasz naród wielki i urodziwy czytanie książek traktował jako rzecz naturalną, nie zaś pod żadnym pozorem wzniosłą. Niechże wreszcie zstąpi jakieś papierowe tomiszcze na stałe pod strzechy i niechże się naród wznosi!
Na przekór tymczasem polecamy artykuł o tym, dlaczego kobiety tak lubią czytać romanse.