Czerwona ziemia Marcina Mellera: Czy dziennikarz, a konkretnie reportażysta, może napisać dobrą powieść sensacyjną?
Marcin Meller jest dziennikarzem telewizyjnym i reportażystą. Czerwona ziemia jest jego debiutem powieściowym.
W 1996 roku Wiktor Tilszer, młody dziennikarz, przemierza Afrykę, przeżywając przygodę życia – pełną pięknych wspomnień, ale też ogromnego ryzyka.
Teraz, w 2020 roku, Marcin Tilszer, syn Wiktora udaje się do Ugandy. Szybko jednak kontakt z chłopakiem urywa się, a jego ojciec porzuca dziennikarskie śledztwo i rusza na poszukiwania syna. Decyzje, które podjął Wiktor 24 lata wcześniej, przynoszą nieoczekiwane konsekwencje…
Co się stało z Marcinem? Jak układała się relacja między ojcem a synem? Co wydarzyło się w Afryce dwadzieścia kilka lat wcześniej? Jaki wpływ będzie to miało na losy Tilszerów?
Historia ojca i syna
W Czerwonej ziemi mamy dwie linie czasowe – rok 1996, kiedy Wiktor jako reporter przeżywał w Afryce przygodę swojego życia, oraz 2020 – kiedy to Marcin pojechał w tamtejsze tereny i ślad po nim zaginął. W pierwszej linii dowiadujemy się sporo o historii Afryki, na przykład o wojnie Ducha Świętego. Z kolei w części poświęconej najbardziej współczesnym wydarzeniom poznajemy Wiktora, Marcina i relacje, jakie ich łączyły i łączą. W retrospekcjach czuć klimat wojny i niepokoju, ale też przygody, natomiast fragmenty z 2020 roku są bardziej stateczne. Prawdopodobnie wynika to z faktu, iż czasy te są znacznie bardziej bliższe czytelnikowi – w tym mnie. Oczywiście, czuć niepokój wywołany poszukiwaniami syna przez Wiktora, jednak nie jest on tak namacalny jak w przypadku fragmentów z lat 90.
Klimat Afryki
Afryka jest całkowicie obcą mi kulturą. Coś o niej słyszałam, ale niewiele. Jestem stuprocentowym laikiem. Jednak lubię dowiadywać się nowych rzeczy, zwłaszcza o tak egzotycznych miejscach, jak Kraj Czerwonej Ziemi. Część retrospekcyjna zawiera dużo historii o przeszłości Afryki – Wojnie Ducha Świętego, wojnie, na przykład między Tutsi a Hutu… Niektóre opisy są drastyczne, ze względu na to, że obrazują czasy wojny, dlatego wrażliwy czytelnik musi się z tym liczyć. Osoby niebędące w temacie mogą nie zrozumieć niektórych rzeczy, pewne fakty mogą im się mylić, dlatego też warto być na to wyczulonym. W każdym razie widać, że tę powieść napisał dziennikarz, ktoś, kto był w tamtych regionach i je poznał.
Dziennikarz jako pisarz
A skoro mowa o doświadczeniu autora… Styl Mellera jest mocno dziennikarski. To nie jest styl powieści sensacyjnych, kryminałów lub thrillerów – przynajmniej tych, które ja czytałam. Jest dużo konkretów: pojechali tu i tu, okolica wyglądała tak i tak. Brak tu poetyckich lub bardziej literackich opisów postaci, zdarzeń, krajobrazów. Nawet gdyby ktoś, jakimś cudem, nie wiedział, że autor jest dziennikarzem, mógłby to wywnioskować po sposobie narracji. Warto wziąć to pod uwagę – może to niektórym osobom przeszkadzać. Ja nie miałam z tym problemu. Może niekiedy narracja była zbyt dziennikarska, jednak koniec końców – odpowiadał mi styl Mellera.
Sensacja czy thriller?
Ta powieść jest opisywana jako thriller lub jako powieść sensacyjno-przygodowa. Dla mnie to jest sensacja ze znamionami thrillera. Czyta się przyjemnie i dosyć lekko – może z wyjątkiem fragmentów o brutalności wojny… Można tę powieść „zjeść” w jeden weekend.
Jedyna rzecz, która mi się w tej książce nie podobała, to epilog. Tłumaczy on, dlaczego Wiktor podjął niektóre decyzje, ale te powody były dla mnie nie do przeżycia. Nie spodziewałam się takiego wątku tej historii, ale nie mogłam go zdzierżyć. Osoby, które czytały, z pewnością będą wiedziały, o czym mówię…
Jest to moje pierwsze spotkanie z piórem Marcina Mellera. Czy będą kolejne? Na pewno! I po kolejne powieści (jeśli takowe będą), jak i po reportaże Mellera sięgnę z dużą chęcią i zainteresowaniem!