Chata na krańcu świata jest książką, której postawiono wysoko poprzeczkę. Paul Tremblay zasłynął wcześniej ciepło przyjętą przez krytyków Głową pełną duchów. Nowy horror miał powtórzyć sukces i zapewnił pisarzowi w 2018 roku nagrodę Brama Stokera, czyli jedno z najważniejszych wyróżnień dla autorów powieści grozy.
Urlop i sielanka
Z opisu książki jasno wynika, że Chata na krańcu świata to książka o zbliżającej się apokalipsie. Rodzina odpoczywająca w domku letniskowym nad jeziorem będzie musiała zmierzyć się z dziwną prośbą czwórki ludzi, którzy zaopatrzeni w domowej roboty broń, grzecznie poproszą ich o rozmowę. Ale kto o zdrowych zmysłach wpuściłby obcych do swojego domu? Zwłaszcza, że ich prośby przypominać będą bardziej bełkot przywódców sekty, a nie sąsiedzkie powitanie. Tym samym, zacznie się walka o przetrwanie.
Trudne decyzje
Kibicowanie małej Wen przyjdzie czytelnikowi z łatwością. Dziewczynkę poznajemy, gdy bawi się przed chatką i łapie koniki polne. Gdy wyczuwa niebezpieczeństwo, biegnie do domku, by ostrzec rodziców. Eric i Andrew od tej pory będą robić wszystko, by uchronić siebie i córkę przed niebezpieczeństwem. Ich podejrzenia padną na homofobiczny aspekt wizyty nieznajomych. Oni sami są w końcu małżeństwem dwóch gejów, a ich adoptowana córka pochodzi z Chin. Leonardowi i jego trzem towarzyszom chodzi jednak nie o ich orientację, a o coś zupełnie innego.
Los całej ludzkości
Chata na krańcu świata przede wszystkim trzyma w napięciu. Mimo to, niestety jest to książka dość przewidywalna. Po parunastu stronach jesteśmy w stanie domyślić się z łatwością, o co chodzi Leonardowi, czyli głównemu antagoniście. Choć trochę trudno nam zrozumieć, w jaki sposób chce osiągnąć swój cel. Jest nad wyraz miły, co bardzo kłóci się z zadaniem, jakie stawia przed odciętą od świata rodziną. Jest przekonany o tym, że jego misja jest bardzo ważna i choć stara się spokojnie oraz racjonalnie wytłumaczyć ją Ericowi i Andrew, nie sprawia wrażenia jakby naprawdę mu na niej zależało. Bardziej autentyczna zdaje się jedna z jego towarzyszek – Adriane. Kobieta jest przerażona myślą o końcu świata i ostatecznie jest w stanie nawet błagać rodziców Wen o wykonanie okrutnego zadania.
Boska kara?
Książka jest naprawdę interesująca i od początku do końca będzie wywoływać w nas skrajne emocje. Wstrzymamy oddech przy momentach zawahania, a potem sami spróbujemy wszystkie te wydarzenia jakoś sobie wytłumaczyć. Poznamy lepiej głównych bohaterów z retrospekcji i zwiążemy się z nimi na tyle, by trzymać za nich mocno kciuki. Mimo tego wszystkiego, niestety Chata na krańcu świata ma też parę minusów, które mocno psują odbiór całej książki. Od pierwszych stron słyszymy, że by uratować ludzkość, rodzina będzie musiała podjąć trudne decyzje. Kiedy w końcu stają przed obliczem koszmarnego zadania, nie dostajemy żadnej sensownej odpowiedzi na pytanie, które ciśnie się na usta już na samym starcie: dlaczego akurat oni?
Wybrańcy
W klasycznych opowieściach o duchach lubię wiedzieć, dlaczego akurat ten dom, na tej ulicy i w tym mieście jest nawiedzony. Zazwyczaj dostajemy wytłumaczenie dziwnych zjawisk. Raz demony nawiedzają posesję, bo stoi ona na pradawnym cmentarzu, raz stare mury pamiętają morderstwa sprzed lat. Czuję się trochę oszukana, kiedy autor przedstawia wszystko tak tajemniczo, a potem nie daje nam żadnego wytłumaczenia. Czemu akurat Eric, Andrew i Wen mieli uratować świat, a nie inni turyści? Dlaczego Leonard, Adriane, Sabrina i Redmond mieli dopilnować i przekazać im treść dziwnej wizji? Co było takiego niesamowitego w tych ludziach, że mieli oni tak ogromnego pecha, że trafiło na nich? Kto zgotował im ten los? Bóg? A jak tak, to który? A może była to jakaś inna, nienazwana siła?
Na krańcu… cierpliwości
Chata na krańcu świata dostarczy czytelnikowi mrożącej krew w żyłach rozrywki. Motyw wykorzystany przez Paula Tremblaya jest dobrze znany i nie wydaje mi się, że wybronił się na tyle, by zaskoczyć czymś nowym. Lektura wciąga, ale pozostawia ogromny niedosyt. Po tego typu horrorze spodziewałam się więcej akcji, a tu powiewało chwilami nudą. Można zakochać się w retrospekcjach, ale główny wątek może rozczarować. Urzeka na pewno wydanie. Wydawnictwo Vesper rozpieszcza czytelników twardą oprawą, dopasowaną zakładką i ilustracjami.
Zachęcamy do zapoznania się z recenzją książki Rozmowy z seryjnymi mordercami.