Stanisław Grzesiuk – Boso, ale w ostrogach [recenzja]

1
957

Jest Boso, ale w ostrogach brutalną, choć niepozbawioną swady faktografią drugiej połowy dwudziestolecia […] Jest autentykiem o dużych wartościach poznawczych tak, jak autentykiem dotąd w literaturze pamiętnikarskiej napotykanym jest wydana rok wcześniej Pięć lat kacetu, pióra tego samego autora […]

Andrzej Wieluński, Panorama Północy, 13 września 1959

Boso, ale w ostrogach to kolejne dzieło warszawskiego cwaniaka. Po przeczytaniu pierwszej książki Stanisława Grzesiuka Pięć lat kacetu, z przyjemnością sięgnęłam po powyższą pozycję.
Pierwsza opisywała pobyt autora w obozie koncentracyjnym, trudne warunki, ciężkie chwile i próby przetrwania. Ta książka jest dużo lżejsza tematycznie i z większą dawką humoru. Skupia się na życiu prywatnym Grzesiuka i jego ekipie. Poznajemy rzeczywistość warszawską z perspektywy młodzieńca. Opisuje zupełnie odmienne czasy, w których dla ludzi liczyli się ludzie, a nie smartfony i internet. Poznajemy także nietypową osobowość z charakterkiem, jakiego dziś wyjątkowo brakuje.

 

Granatowej policji nienawidziłem tak samo jak Niemców

Narracja prowadzona w pierwszej osobie lekkim, ale łatwo przyswajalnym językiem, pełnym typowego dla Grzesiuka humoru.
Znajdziemy w niej wiele opisów Warszawy, kultywowanych przez młodzież tradycji i zwyczajów. Po tych beztroskich czasach wielkimi krokami zbliża się wojna, a w kraju gromadzi się wielu gestapowców, do których Grzesiuk i jego banda czują szczególną odrazę, której wcale nie kryją. Nie przyćmiewa to jednak wojowniczego temperamentu bohatera i nie wpływa na jego dobry humor. Po raz kolejny możemy jako obserwatorzy być świadkami jego sprytu i pomysłowości. Z jednej strony cwaniak i rozbójnik, z drugiej odważny, honorowy, udzielający pomocy obywatel Polski.
Fabuła książki jest spójna, barwna i optymistyczna, a każda strona zachęca do przeczytania następnej.

Wiesz, jaki ja jestem? Boso, ale w ostrogach

Zaletą książki jest szczerość i autentyczność autora. Nie kreuje się na bohatera – ukazuje siebie takim, jakim jest. To człowiek rozrywkowy, lubiący potańczyć, pożartować i adorować kobiety. Lubi także alkohol, zaczepki i rozróby, czego również przed nami nie kryje. Obecna wersja w księgarniach zawiera fragmenty usunięte niegdyś przez cenzurę.
Książkę  Boso, ale w ostrogach polecam każdemu, a tym, którzy przeczytali pierwszą część – szczególnie. Jest to przyjemna powieść, która poprawia humor i umila wolne chwile w domu.

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
1 Komentarz
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Grot
Grot
3 lat temu

Ludzie!!!

Czy Wy w ogóle kiedyś przeczytaliście tę książkę?
Szanowna Pani Łętocho! Wal Pani na priv, to jest przecież materiał na następną książkę!

Wieki temu (zdrowe kilkanaście lat) jakiś kretyn napisał biogram Grzesiuka w Wikipedii. Autor był z “dzielni” i chciał zaszpanować kumplom.
Tam były takie bzdury, że raczyłem sobie je trochę poprawić (to są sprawy naprawdę z poprzedniego dwudziestolecia). Nastąpił wtedy potworny hejt bydła z przedmieść (spoko! wszystko zarchiwizowałem! :). Bydełko nie wiedziało wtedy nawet, co to jest archiwizacja! W końcu mnie zbanowano, ale kretyni z Wikipedii jak to wszystko przeczytali, to jednak usunęli te głupoty. Co widać w obecnym biogramie :).
“Boso…” zawiera tyle kłamstw, głupot i konfabulacji, że tylko się można z tego śmiać, zwłaszcza po wydaniu książki Pana Janiszewskiego (który też chyba ślepy był). Tych głupot jest tam mnóstwo, ale przytoczę jedno (wydanie 3, z 1966 r. s. 297):
“Pseudonimów dla siebie nie musieliśmy wymyślać, każdy z nas miał od dziecka swój przydomek”. Typowe podejście “przodującej klasy robotniczej” do kwestii konspiracji! Ja, prosty inteligent z Powiśla, zanim się jeszcze wziąłem za konspirowanie, to doskonale wiedziałem, dlaczego Rowecki był “Grotem” ale również dlaczego był też „Grabicą”, „Inżynierem”, „Janem”, „Kaliną”, „Turem” i „Rakoniem”. Kury szczać prowadzać temu Grzesiuku było a nie wchodzić do konspiracji! A takich przypadków jest tam w tym “Boso…” – miliony przecież…
Piszę właśnie książkę: “Boso, ale bez ostróg – próba analizy krytycznej”. Wydam to oczywiście pod pseudonimem, no i to pod takim nieznanym od dziecka, bo ja przecież nie jestem taki frajer, jak Grzesiuk i ta Jego cała “ferajna”.

Szanowna Pani Łętocho!
Podesłać może jakiś kawałek? Temat nośny, krąg odbiorców olbrzymi, może Pan Janiszewski chciałby też to przeczytać?

Łączę wyrazy szacunku

Gal Anonim 🙂