Czy da się jednocześnie przed czymś uciekać i gonić to coś? Otóż można, a udowodnił to główny bohater powieści George’a Orwella Niech żyje aspidistra!, który usilnie starał się uniknąć pieniędzy, jednocześnie nie mogąc bez nich żyć.
Nazwisko Orwella jest znane praktycznie wszystkim. XX-wieczny brytyjski pisarz najbardziej kojarzony jest chyba głównie za sprawą swoich dwóch dzieł. Folwark zwierzęcy, który wchodzi w skład lektur szkolnych nieobowiązkowych i kultowy Rok 1984, to jednak nie jedyne książki pana Orwella. Jedną z nich jest właśnie autobiograficzna powieść z 1936 roku Niech żyje aspidistra!, która w polskim przekładzie nosi także tytuł Wiwat aspidistra!.
Historia przedstawiona w tej książce opowiada o trzydziestoletnim Gordonie Comstocku, który całe swoje życie ucieka przed pieniędzmi, jednocześnie je goniąc. Jak wszystkim wiadomo – bez forsy nie da się żyć, a więc wyrzeczenie się pieniędzy to rezygnacja z życia. To wszystko brzmi trochę jak nieskończone kręcenie się w kółku i po części tak też wygląda życie bohatera. Gordon pochodzi z niezamożnej, a nawet można rzec, że z biednej rodziny, więc już na starcie samodzielnego życia nie ma pieniędzy. Gdy posiada nawet dobrze płatną pracę, którą sam nazywa przyzwoitą posadą – rezygnuje z niej na rzecz gorzej płatnego stanowiska, w którym czuje się lepiej. Jednak płaci za to komfortem życia, bo wynajmuje pokój, któremu daleko do luksusów.
Tytuł najbardziej irytującej postaci trafia do…
Niestety, z przykrością to stwierdzam, ale dawno nie czytałam książki, w której główny bohater byłby tak irytujący. Mimo niełatwego żywota Gordona Comstocka, nie pozostawał on w tym bagnie sam. Towarzyszyli mu i wspierali go niezmiennie jego siostra Julia, która niejako poświęciła swoje życie dla brata i gotowa była oddać czy pożyczyć mu ostatnie pieniądze. Był też jego bogaty przyjaciel Ravelston, co prawda pochodzący z innej warstwy społecznej, ale ciągle przyjaźnie nastawiony do trzydziestolatka. I wreszcie – chyba najbardziej wyrozumiała i wspierająca – ukochana Rosemary. Mimo takiego wsparcia, momentami odnosiłam wrażenie, że Comstock nie potrafił tego docenić i usilnie starał się odtrącić zarówno bliskich, jak i pomoc, którą mu oferowali. Zatapiał się w morzu swojego nieszczęścia i jak sam twierdził: z każdym krokiem był bliżej szlamu i to było to, czego chciał.
Och aspidistro, moja nieprzyjaciółko!
Aspidistra to bylina z rodziny szparagowatych, dawniej klasyfikowana do konwaliowatych, myszopłochowatych, a jeszcze troszkę dawniej – do liliowatych. Tak bardziej ludzkim językiem – aspidistra to ozdobna roślina doniczkowa, którą jest dosyć ciężko uśmiercić, bo nie jest zbytnio wymagająca. Ale skąd ona w historii o nieszczęsnym Gordonie? Otóż ta roślina jest niejako symbolem statusu społecznego i ekonomicznego klas niższych, które aspirują do lepszego życia. Aspidistra, obecna w tak wielu mieszkaniach ówczesnej Anglii, prześladowała bohatera. Widział ją praktycznie wszędzie, w każdej kwaterze, w której mieszkał. Po trosze powiązał z nią swoje niepowodzenia. Jednak jak się później okazało, cała szarzyzna życia była możliwa do zmiany. I to nie za sprawą pozbycia się rośliny, a dzięki własnym chęciom i siłom.
Mimo że Niech żyje aspidistra! przez pierwsze kilkadziesiąt stron jest raczej pesymistyczną lekturą, kończy się happy endem. Jako że było to moje pierwsze zetknięcie się z twórczością Orwella, nie mogę porównać tej książki do innych jego dzieł, ale z czystym sumieniem mogę stwierdzić, że aspidistrę czytało się lekko i – w przeciwieństwie do ciężkich tematów poruszanych w niej – przyjemnie. Aczkolwiek absolutnie nie zgadzam się z ideałami, które autor przekazywał poprzez postać Gordona. Owszem, pieniądze stety-niestety są w życiu ważne, jednak zdecydowana większość zależy od nas samych – co udowodnił Comstock w finale aspidistry.