To właśnie dziś jest idealny dzień, aby podziękować najbliższym nam osobom za ich obecność. Międzynarodowy Dzień Przyjaźni to dla niektórych z nas wyjątkowe święto. Jednak na przykładzie Amerykanów możemy zobaczyć, że nie każdy ma takie szczęście – 25% z nich przyznaje, że nie ma bliskiej osoby, której mogą się zwierzyć.
Początki Dnia Przyjaźni
Pomysł dnia, który skupiałby się na świętowaniu posiadania wyjątkowej relacji jaką jest przyjaźń zrodził się w latach 30. XX wieku. W tym czasie amerykańskie firmy próbowały wypromować Dzień Przyjaźni sprzedając kartki okolicznościowe. Jednak nie został on przyjęty, aby tak się stało musiał poczekać kilka lat.
W 1958 roku pochodzący z Paragwaju dr Ramon Artemio Bracho otworzył fundację na rzecz przyjaźni Cruzada Mundial de la Amistad aniversario de fundación. To właśnie jej starania doprowadziły do wydarzenia, które miało miejsce w 2011 roku. Wtedy to Zgromadzenie Ogólnie ONZ ustanowiło 30 lipca Międzynarodowym Dniem Przyjaźni. Celem tego dnia stało się promowanie przyjaźni pomiędzy ludźmi, ale także pomiędzy narodami.
Przyjaźń wpływa na nasze życie
Prawdą jest, że posiadanie przyjaciela wpływa na nasze życie na wiele sposobów. Nie tylko sprawia, że nasze życie jest ciekawsze i bogatsze w różne doświadczenia. Ludzie, którzy mają przyjaciół mogą pochwalić się wyższym poziomem dopaminy, oksytocyny i endorfin. To hormony dobrego samopoczucia i szczęścia. Tacy ludzie są również mniej podatni na problemy sercowo-naczyniowe.
Dodatkowo osoby posiadające przyjaciół rzadziej popadają w depresje i doświadczają mniej stresu. Ich układ odpornościowy jest silniejszy, dlatego rzadziej mają infekcje i szybciej też wracają do zdrowia po chorobie. Występowanie demencji lub innych zaburzeń psychicznych występuje częściej u osób nie posiadających przyjaciela, aż o 70 procent.
Profesor psychologii Julianne Holt-Lunstad z Brigham Young University w Utah zauważyła, że osoba z silną siecią relacji społecznych może mieć nawet o 50 procent więcej szans na dłuższe życie.
– Brak wsparcia społecznego może powodować większe ryzyko śmierci niż otyłość czy prowadzenie siedzącego trybu życia – wyjaśnia Julianne Holt-Lunstad.