W oczekiwaniu na GTA VI – Grand Theft Auto San Andreas: retro recenzja

0
7

Oczekując na GTA VI, którego premierę przewidziano już na przyszły rok, warto przypomnieć sobie wcześniejsze odsłony tej kultowej serii. Cofnijmy się więc w czasie do 2004 roku, odwiedźmy ziomków z Grove Street i dobrze znane nam Los Santos – oto retro recenzja GTA San Andreas 

Grove Street – home 

W GTA San Andreas wcielamy się w Carla Johnsona, dla znajomych znanego jako CJ – młodego mężczyznę, który wraca do Los Santos po pięciu latach nieobecności, by zmierzyć się z rodzinnymi problemami i chaosem gangsterskiego życia. Śmierć matki CJ-a staje się katalizatorem dla opowieści, która szybko przeradza się w historię o lojalności, zdradzie i walce o władzę. Fabuła gry, choć momentami nieco melodramatyczna, jest zaskakująco angażująca dzięki świetnie napisanym postaciom. 

CJ to jeden z najbardziej zapadających w pamięć protagonistów w historii gier. W przeciwieństwie do niemego Claude’a z GTA III czy sarkastycznego Tommy’ego Vercettiego z Vice City, Carl jest postacią wielowymiarową – zmaga się z własną moralnością, lojalnością wobec rodziny i przyjaciół, a także presją środowiska. Towarzyszy mu grono ikonicznych postaci, takich jak Ryder, Big Smoke, Sweet czy Cesar Vialpando. Nie można zapomnieć też o oficerze Tenpennym, granego przez Samuela L. Jacksona. Skorumpowany policjant bardzo szybko stał się jednym z najbardziej lubianych antagonistów w grach wideo. 

Los Santos – idealna piaskownica

San Andreas dawało graczom do dyspozycji fikcyjny stan San Andreas, inspirowany zachodnim wybrzeżem USA lat 90. Na mapę gry składają się  trzy miasta – Los Santos, inspirowane Los Angeles, bazowane na San Francisco San Fierro i Las Venturas, będące growym odpowiednikiem Las Vegas. Do tego dochodzą rozległe tereny wiejskie, które łączą trzy duże miasta. W momencie premiery, świat gry był prawdziwym cudem technologicznym. Każde z miast miało unikalny klimat: od gangsterskich uliczek Los Santos, przez spokojne i nieco senne San Fierro, aż po błyszczące neony kasyn w Las Venturas. Wiejskie obszary, z ich polami, górami i małymi miasteczkami, dodawały różnorodności, której brakowało wcześniejszym odsłonom serii. 

To, co wyróżniało GTA San Andreas na tle konkurencji, to wrażenie żyjącego świata. ulice tętniły życiem – od przechodniów przemierzających chodniki po gangi walczące o terytorium. Gra oferowała niespotykaną wówczas interaktywność: gracze mogli ćwiczyć na siłowni, zjeść fast food, zmienić fryzurę czy nawet wziąć udział w nielegalnych wyścigach. Te małe rzeczy sprawiały, że San Andreas stawało się miejscem, w którym można się zanurzyć na dziesiątki godzin. 

Grand Theft Auto: San Andreas znacząco rozwinęło formułę rozgrywki znaną z GTA III i Vice City, wprowadzając mechaniki, które nadały serii nową głębię. Tam, gdzie GTA III zrewolucjonizowało gry otwartego świata, a Vice City dodało stylizowany klimat lat 80., San Andreas poszło o krok dalej, łącząc swobodę eksploracji z elementami RPG i niespotykaną dotychczas różnorodnością aktywności. San Andreas wprowadziło system statystyk postaci, takich jak siła, wytrzymałość czy umiejętności strzeleckie, które gracz mógł rozwijać poprzez odpowiednio ćwiczenia na siłowni, bieganie czy strzelanie. Te nowości pozwoliły na personalizację CJ-a, co było przełomem w porównaniu z liniowymi doświadczeniami Claude’a czy Tommy’ego. Dla przykładu, nadmierne jedzenie fast foodów prowadziło do otyłości Carla, co wpływało na jego mobilność – coś, czego wcześniejsze odsłony nie oferowały. 

Walka, choć wciąż oparta na prostym systemie celowania, została wzbogacona o nowe animacje i style walki wręcz, które gracz mógł odblokować, ucząc się w szkołach walki. 

Również świat gry zyskał na interaktywności. W Vice City gracz miał dostęp do ograniczonej liczby pojazdów i aktywności. San Andreas rozszerzało ten aspekt, wprowadzając rowery, samoloty, czołgi, a nawet skoki spadochronowe. Możliwość personalizacji pojazdów w warsztatach tuningowych była kolejnym krokiem naprzód, dając graczom szansę na stworzenie personalizowanych projektów samochodów. System terytoriów, w którym gracz przejmował kontrolę nad dzielnicami Los Santos, dodał strategiczną warstwę do gangsterskiej rozgrywki, nieobecną w poprzednich odsłonach. 

Gra ładna i grywalna 

W porównaniu do GTA III i Vice City, które oferowały bardziej ograniczone graficznie światy, San Andreas oferowało znacznie większy i bardziej szczegółowy świat. Tekstury były ostrzejsze, a modele postaci zyskały więcej detali, choć wciąż zachowywały charakterystyczną „kanciastość” znaną z ery PS2. Oświetlenie, zwłaszcza w nocy, z neonami Las Venturas ponad głową, czy zachody słońca nad pustynią, dodawało grze atmosfery, której mogło nieco brakować wcześniejszym odsłonom. Efekty pogodowe, takie jak deszcz czy mgła, zostały jeszcze bardziej dopracowane względem poprzednich odsłon – w San Andreas deszcz to nie prosta animacja kropli na ekranie, teraz deszcz zacina, reagując na podmuchy wiatru. Doczekaliśmy się również nowej pogody, takiej jak występujących na terenach pustynnych burz piaskowych. W porównaniu  z Vice City, San Andreas wprowadzało bardziej zróżnicowane środowiska – od miejskich krajobrazów po rozległe tereny wiejskie i górskie, a z tym wiąże się unikalny klimat dla każdej lokacji. Każde miasto miało unikalną paletę kolorów i styl. Na przykład Los Santos miało ciepłe, pomarańczowe odcienie, podczas gdy San Fierro cechowało się chłodniejszymi, przypominającymi te z GTA III tonami. To podejście kontrastowało z bardziej jednolitą estetyką Vice City, inspirowaną pastelowymi kolorami lat 80. 

Jednak z perspektywy 2025 roku grafika San Andreas zdradza swój wiek. Niskiej rozdzielczości tekstury, uproszczone animacje i okazjonalne problemy z doczytywaniem obiektów (czyli tzw. pop-in) są zauważalne, szczególnie przy dużej ilości akcji na ekranie. Mimo to, dla wielu graczy styl wizualny gry ma swój niepowtarzalny urok, który współgra z nostalgicznym klimatem lat 90. 

Zestarzało się, ale jak wino 

Patrząc ze współczesnej perspektywy, GTA San Andreas ma swoje wady. Sterowanie, zwłaszcza w misjach strzeleckich, bywa toporne, a system celowania automatycznego nie zawsze działał precyzyjnie. Bugi i glitche również były częstym zjawiskiem, choć dla wielu graczy stały się częścią uroku gry. 

Mimo wszystko jednak, San Andreas nadal zachwyca swoim rozmachem. Gra była ambitna do tego stopnia, że niektóre jej elementy, jak system terytoriów czy mechaniki RPG, do dziś nie powróciły w późniejszych odsłonach cyklu. 

A więc, warto wracać? 

Dla młodszych graczy, przyzwyczajonych do niemal fotorealistycznej grafiki i płynnych animacji, GTA San Andreas może być trudnym doświadczeniem – gra ma ponad 20 lat na karku i to widać, szczególnie w gameplayu. Jednak dla tych, którzy cenią sobie gry z duszą, to prawdziwy klejnot. Gra oferuje coś, czego wiele współczesnych tytułów nie potrafi – poczucie immersji w świat, który mimo upływu lat wciąż wydaje się żywy. 

Więc jeśli macie ochotę na nostalgiczną podróż do lat 90., pełną gangsterskich klimatów, kultowych dialogów i niepowtarzalnego vibe’u, GTA San Andreas jest warte każdej minuty. Ta gra to pomnik popkultury, który nadal inspiruje i bawi. 

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments