W oczekiwaniu na GTA VI – Grand Theft Auto IV: retro recenzja

0
5

Oczekując na GTA VI, którego premierę przewidziano już na przyszły rok, warto przypomnieć sobie wcześniejsze odsłony tej kultowej serii. Cofnijmy się więc w czasie do 2008 roku, gdzie czeka na nas nowe, odświeżone Liberty City, a kuzyn Roman zaprasza na kręgle – oto retro recenzja GTA IV.

Pierwsze GTA z filmową fabułą 

Fabuła GTA IV jest dużo mroczniejsza i poważniejsza niż w poprzednich odsłonach. Nowe Grand Theft Auto zabiera nas do Liberty City, w którym poznamy Niko Bellica – przemytnika z Europy Wschodniej, który po wojnie w Jugosławii i kilku latach na morzu przybywa do miasta zwabiony wiadomościami od swojego kuzyna, Romana. Na miejscu okazuje się jednak, że jego bogactwo jest, mówiąc delikatnie, mocno przesadzone. W rzeczywistości Roman jest właścicielem podupadającej firmy taksówkarskiej, do tego tonie w długach zaciągniętych u lichwiarzy. Aby pomóc swojemu kuzynowi, Niko musi więc powrócić do dawnego stylu życia. 

Nowa konsola, nowa technologia, nowe GTA 

GTA IV było pierwszą odsłoną Grand Theft Auto projektowaną z myślą o siódmej generacji konsol – erze w historii gamingu która rozpoczęła się wraz z wydaniem Xboxa 360 w 2005 roku. Nowy sprzęt oferował dużo wydajniejsze podzespoły niż leciwe już PS2 i oryginalny Xbox, dzięki czemu nowowydane gry mogły znacząco zyskać na jakości. Rockstar Games, rozpoczynając pracę nad GTA IV, przygotowało swój własny silnik gier RAGE (Rockstar Advanced Game Engine).  dzięki zastąpieniu już leciwego silnika na którym działały GTA III, Vice City i San Andreas, nowe Grand Theft Auto zyskało nie tylko pod względem graficznym, ale też gameplayowym. Dzięki zastosowaniu silnika fizycznego Euphoria, postacie w grze mogą od teraz realistycznie reagować na otoczenie – od zwykłego szturchnięcia przechodząc obok, po potrącenie samochodem, wszystkie widoczne na ekranie reagują i przewracają się realistycznie. W immersji pomaga fakt, że GTA IV to pierwsze Grand Theft Auto w którym miasto wydaje się faktyczne żyć. Przechodnie od teraz realistycznie reagują na wydarzenia w grze – w ciągu dnia prowadzą między sobą rozmowy, zatrzymują się aby posłuchać ulicznych grajków, kiedy pada deszcz wyciągają parasole lub zbierają się pod różnego rodzaju zadaszeniami. 

Rewolucję przeżył również system strzelania, korzystający od teraz z systemu osłon. Niko może chować się za wszystkimi większymi obiektami znajdującym się na mapie, przyklejać się do ścian, a nawet efektownie przeskakiwać między  znajdującymi się obok siebie osłonami. Nasz protagonista dostał również możliwość strzelania „na ślepo”, nie wychylając się i tym samym nie narażając się na ataki przeciwników. Cały system walki działa sprawnie i jest przyjemny w użyciu, jedynym mankamentem jest wychylanie się zza odsłon – Niko wychyla się dość powoli, a sama akcja przesuwa celownik, przez co gracz musi korygować, aby nie strzelać w pobliską ścianę.  

There she is, Liberty City 

Liberty City to nie tylko piaskownica gracza i główna scena dla fabuły, ale i ważna część samego świata Grand Theft Auto IV. Inspirowane Nowym Jorkiem miasto zupełnie nie przypomina miasta znanego z wcześniejszych tytułów, jak GTA III. Nowe Liberty City podzielone jest na cztery główne dzielnice: Broker, inspirowaną Brooklynem, Bohan którego inspiracją był Bronx, inspirowaną Manhattanem dzielnicę Algonquin, oraz Alderney, które bazowane było na częściach pobliskiego New Jersey. Każda dzielnica ma swój unikalny charakter – od brudnych, industrialnych zaułków Broker, przez tętniące życiem ulice Alderney, po zaniedbane osiedla Bohan.  

Grafika – czuć lata, ale nie jest źle

Graficznie GTA IV nadal się broni, mimo grubo ponad dekady od premiery. Szczególnie modele postaci są zadowalająco szczegółowe i nie odbiegają zbytnio od tego, do czego Rockstar przyzwyczaił nas w swoich nowszych tytułach. Oczywiście rozdzielczość nie jest już na poziomie nowych gier, jednak jeśli zaakceptujemy techniczne ograniczenia 17-letniej gry, grafika na prawdę się broni. 

Nie może być idealnie 

Niestety, Grand Theft Auto IV to nie gra idealna. Największą bolączką przygód Niko są ograniczenia związane z zupełnie nową technologią używaną przez Rockstar Games. Świat gry jest sporo mniejszy niż w starszym San Andreas, z gry wycięto również samoloty oraz sporą ilość pobocznych aktywności, takich jak siłownia czy nauka różnych stylów walki. Oczywiście gra nadrabia te braki dużo lepszą grafiką i technicznym zaawansowaniem, jednak w dalszym ciągu brak znanych i lubianych z poprzednich części mechanik boli. 

Inną bolączką GTA IV jest struktura misji. Gra stawia na narrację dużo mocniej niż poprzednie części cyklu, a to wydłuża niektóre misje tak, aby zawrzeć w nich więcej fabuły. Z tego powodu niektóre zadania są dużo dłuższe niż powinny być, a to doprowadza do sytuacji w której, mimo że fabuła wciąga, same misje są żmudne. Dodatkowym problemem jest fakt, że w GTA IV brakuje znanego chociażby z „piątki” systemu punktów kontrolnych, przez co porażka oznacza powtarzanie całej misji od początku.  

Warto wracać?

GTA IV to gra na swój sposób rewolucyjna. Nie tylko wprowadziła serię Grand Theft Auto w erę HD, jest to też gra która pozwoliła Rockstar Games rozwinąć skrzydła, jeśli chodzi o narrację i tworzenie historii. Mimo że gra straciła trochę zawartości w porównaniu z poprzednimi odsłonami, nadrabiała to z nawiązką rewolucyjną w swoim czasie technologią i grafiką. GTA IV to gra, która mimo upływu czasu wciąż zachwyca. Więc, jeśli jeszcze tego nie zrobiliście, nie czekajcie i zagrajcie w GTA IV. Historia jest niesamowicie wciągająca, świat gry do dziś zachwyca, a postacie jakie przyjdzie nam poznać są ponadczasowe. Liberty City może nie lśnić już tak jak kiedyś, ale wciąż ma swoją unikatową duszę. 

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments