Jakub Stykowski
Kiedy przychodzi mi na myśl gatunek gier, obok którego żaden gracz nie mógłby przejśc obojętnie, to są to właśnie gry RPG. Gry takie cechują się zwykle długą, wciągającą fabułą, a zawarte w nich mechaniki eksploracji, budowania postaci, czy nawet rzemieślnictwa potrafią wydłużyć czas potrzebny do przejścia gry do niesamowitych liczb. Gry RPG wciągają również swoją immersją, wolnością wyborów oraz po prostu byciem jedną wielką piaskownicą, w której robisz co chcesz.
Gothic II
Jedna z pierwszych poważniejszych gier, jakie przyszło mi ograć na moim pierwszym piecyku. Druga część przygód Bezimiennego wydana przez Piranha Bytes w roku 2002 była wtedy tym, czym na obecną chwilę jest Wiedźmin 3, czyli po prostu królem gatunku. Gra opowiada o przygodach bohatera, który nie nosi imienia, a który przeżył zawalenie się świątyni, po pokonaniu zła ostatecznego w pierwszej części. Dla mnie, wtedy jeszcze 11-latka, nie było ważnym głębsze pragnienie poznania historii pierwszej części. Po prostu szedłem przed siebie z mieczem w ręku, najpierw ginąc, potem zabijając wszystko, co napotkałem na swojej drodze. Zauroczony muzyką, surowością świata i fabułą, przeszedłem tę grę… 8 razy. Zdarzyły mi się oczywiście rozgrywki z kodami… ale kto jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci kamieniem.
Gothic do tej pory ma u mnie szacunek, który wzrasta coraz bardziej, wraz z narodzinami kolejnego pokolenia gier RPG. Wiąże się to z systemem questów, który nigdy nie prowadził nas za rączkę do miejsca, w które mamy się udać, bądź do osoby, którą mamy odwiedzić. Nie wspomnę już o przeciwnikach. Do tej pory pamiętam, jak próbowałem znaleźć broń orka w ramach jednego questu. Mimo że do bestii mógł nas doprowadzić jeden z myśliwych, to nigdy nikt nie wspomniał o takiej możliwości, co wiązało się z samotnym przeczesywaniem lasu, które trwało czasem nawet po kilka godzin.
The Elder Scrolls: Skyrim
Z serią TES pierwszy raz spotkałem się za dzieciaka, przy okazji znalezienia u kolegi płytki z Morrowindem. Jednak wtedy ta gra była dla mnie zbyt… nudna. Teraz z kolei jest dla mnie zbyt stara. Na szczęście, kochana Bethesda wypuściła w roku 2011 piątą część gry z uniwersum Prastarych Zwojów, traktującą o przygodach smoczego dziecięcia, przemierzającego zimowe i górzyste Skyrim. O ile sama gra mechanicznie, immersyjnie oraz eksploracyjnie wypada wręcz świetnie, o tyle fabuły głównej mogłoby tak naprawdę nie być.
Bethesda naprawiła swój błąd co prawda, wypuszczając do Skyrima dwa dodatki fabularne czyli Dawnguard i Dragonborn, jednak ta gra rozwinęła skrzydła dopiero w momencie, kiedy w 2012 roku zostały udostępnione publicznie narzędzia moderskie. Jak każdy wie, nie zawsze dobre jest to, co się opłaca, ale to, co spodoba się odbiorcom. Niestety w wielu grach, jak i również w Skyrim, to co się podoba, niestety nie zawsze jest aż tak bardzo opłacalne. Dlatego można powiedzieć, że ułańska fantazja fandomu The Elder Scrolls pozwoliła na nowo zakwitnąć tej grze. Pomijając mody spełniające mokre sny nastolatków, czyli pozwalające na rozebranie postaci do kompletnej nagości, powiększenia biustu, czy stworzenia panienki rodem z tych mniej grzecznych anime, warto rzucić okiem na mody, które poprawiają grafikę, zwiększają immersyjność, (poprzez m.in. przypisywanie większych aktywności poszczególnym NPC czy zwiększenie ich ilości w miastach, lub chociażby dodające paniczną reakcję na nalot smoka), a nawet dodające całe linie fabularne, pozwalające odwiedzić krainy, które znajdują się poza Skyrim.
Skyrima mogę polecić każdemu, który zastanawia się nad tytułami RPG. Chciałbym tylko zaznaczyć, że warto tę grę przejść minimum dwa razy. Raz „na czysto” i przynajmniej raz na modach. Kiedy zaczniecie dogrywać do gry coraz do ciekawsze pomysły, zrozumiecie, że Skyrim potrafi być piaskownicą bez dna.