Wiele osób sprzecza się, która z marek na rynku gier wiedzie prym i wyprzedza swoich konkurentów już na starcie. Przykładami może być seria Far Cry czy Assasin’s Creed. Jednak wiele osób zapomina o prawdziwej bombie z 2000 roku. Przed wami The Sims!
Seria The Sims w marcu 2018 roku obchodziła swoje 18 urodziny. Gra Willa Wrighta, która miała być początkowo tylko narzędziem do projektowania domów, przerodziła się w symulator domku dla lalek. To z kolei było początkiem niesamowitego symulatora życia od firmy EA Games (wcześniej Maxis). Pomimo tego, że aktualnie możemy pogrywać już w 4 generację Simsów, a 2 i 3 część kultowej gry posiada szeroką gamę dodatków, akcesoriów i gameplaya, skupmy się dziś na tym, co zapoczątkowało ten światowy hit.
Wehikuł czasu
Podczas gdy w drugiej odsłonie gry posiadamy już widok 3D, w trzeciej otwarty świat, a w czwórce… no dobrze. Czwórkę po prostu mamy. I cieszmy się z tego, że jest. Niestety, pierwsza część gry o pikselowych kompanach wypada słabo na tle swoich kolegów. Gra jest w rzucie izometrycznym, mamy tylko 3 opcje przybliżenia obrazu, a sama grafika jest bardzo pikselowa.
Trzeba pamiętać, że był to rok 2000. Sama gra jak na tamte czasy prezentowała się bardzo dobrze. Same animacje, które były renderowane przez grę na bieżąco, jak np. skoki na snowboardzie, powodowały u graczy jeszcze nieświadomych, co ich czeka za 10 lat, opad szczęki. Cofnijmy się te kilkanaście lat wstecz i spójrzmy, co oferowała gra.
Początek formuły
Gra The Sims posiadała 7 dodatków i były nimi kolejno: Światowe życie, Balanga, Randka, Wakacje, Zwierzaki, Gwiazda i Abrakadabra. Sama gra podstawowa była niezbyt skomplikowana i muszę rzec… uboga. Nie zapominajmy, że były to początki i autorzy sami pewnie nie wiedzieli, jak grę samą w sobie rozbudować. Każdy z dodatków poszerzał rozgrywkę o tytułowe czynności, meble czy ubrania.
Mówi się, że gracze The Sims dzielą się na 3 rodzaje: tych, którzy uwielbiają budować domy, takich, dla których prawdziwą frajdą jest tworzenie samych simów oraz takich, którzy radość czerpią z samej rozgrywki. Osobiście należę do tej ostatniej grupy, dlatego pierwsze dwa dodatki bogate w meble i ubrania jakoś szczególnie mnie nie zainteresowały.
Jak to trudne simsy?!
Później było już lepiej i ulepszenia gry stały jak dla mnie na naprawdę wysokim poziomie. Warto wspomnieć, że pierwsza odsłona gry była PIEKIELNIE trudna. Simowie wiecznie byli zmęczeni, głodni czy potrzebowali do ubikacji. Samo zarabianie pieniędzy oraz utrzymywanie przyjaźni również było sporym wyzwaniem. Nieważne, czy w grę gram aktualnie, czy grałem 10 lat temu. Zabawa wciąż jest dla mnie istną szkołą życia i nie raz obgryzam paznokcie ze stresu, gdy mojemu podopiecznemu pasek głodu zbliża się ku czerwonemu końcowi.
Wszyscy jesteśmy sadystami
Życie sima możemy prowadzić od kołyski aż po grób. Jeśli grałeś kiedykolwiek w The Sims, to musiałeś próbować zabić swoich simów. Spokojnie, wszyscy to robiliśmy. Nie inaczej było w jedynce. Usuwanie drabinek, pożary czy porażenie prądem to chyba już kultowe i znane w całym internecie skojarzenia z tą grą. Odsłona ta oczywiście była najbardziej uboga ze wszystkich w rodzaje śmierci czy same interakcje za życia naszego Sima.
Brzmienie i wizualia
Na owacje zasługuje soundtrack samej gry. Kompozycje idealnie wpasowują się w klimat gry i nadają jej charakteru. Wszystko zawdzięczamy twórcom muzyki Marcowi Russo oraz Jerry’emu Martinowi. Wiele z utworów powstało w języku simów, simlish. W późniejszych częściach gier w tymże języku śpiewali Katy Perry, Black Eyed Peas czy Depeche Mode. Osobiście moimi ulubionymi utworami są te z dodatku Abrakadabra. Połączenie muzyki cyrkowej z mroczną idealnie oddają ducha tego rozszerzenia.
Gra pod względem graficznym była po prostu okej. Dobrze zoptymalizowana i dopasowana stylistycznie. Kolory i tekstury tworzyły spójną całość pomiędzy sobą, a animacje były naprawdę dobrze wykonane.