Severance: Blade of Darkness – zapomniany dziadek soulslike’ów [Retro Time]

0
1148
Blade of Darkness

Severance: Blade of Darkness to mroczne zamczyska i wyludnione wioski z nieumarłymi, ghoulami oraz resztą piekielnego pomiotu czyhającym na każdym rogu. To szalenie brutalne pojedynki, podczas których krew leje się strumieniami, a odrąbane kończyny fruwają we wszystkich kierunkach świata. To wreszcie wielkie wyzwanie, które wymaga cierpliwości, żelaznych nerwów oraz perfekcyjnego opanowania jednego z najlepszych systemów walki, jaki kiedykolwiek zaprojektowano na potrzeby gry wideo.

Znakomity klasyk

Severance: Blade of Darkness jest pierwszym i zarazem ostatnim dziełem mało znanego dewelopera Rebel Act Studios. Niedługo po premierze swojej gry, która nastąpiła 21 lutego 2001 roku hiszpańskie studio zostało rozwiązane. Uznaję to za największą niesprawiedliwość dziejową w historii branży gier wideo, ponieważ Blade of Darkness jest jedną z najlepszych gier action-rpg, w jakie w życiu grałem. Powiem więcej –  jeżeli przyjmiemy tezę, że esencją gier typu soulslike są mroczne realia, uczucie osamotnienia oraz brutalny poziom trudności to dzieło Hiszpanów można spokojnie uznać za duchowego przodka całego podgatunku. Niestety, choć gra została doceniona przez krytyków nie sprzedała się w zadowalającej ilości. Na ten stan rzeczy głównie wpłynął kiepski (czy raczej prawie nieistniejący) marketing, przez co premiera Blade of Darkness przeszła właściwie bez echa.

Czym właściwie jest Severance: Blade of Darkness? Pisząc w skrócie to staroszkolna trzecioosobowa gra action-rpg kładąca duży nacisk na walkę. Esencją rozgrywki są więc liczne krwawe pojedynki z fantastycznymi bestiami przeplatane elementami platformowymi oraz eksploracją półotwartych map w poszukiwaniu poukrywanych sekretów. Całość doprawiona została genialnym klimatem i morderczym poziomem trudności. Ale nie uprzedzajmy faktów.

Fabuła? Jaka fabuła?

Muszę zaznaczyć, że echa tytułów From Software odczuwalne w Blade od Darkness dotyczą jedynie rozgrywki. Fabuła jest bowiem tak pretekstowa, jak tylko się da, więc nie liczcie na zawiłości, do których przyzwyczaił nas później Miyazaki.

Pewnego dnia na fantastyczną krainę padł cień w postaci mrocznego bóstwa, które powróciło po trwającym wieki wygnaniu. Wraz z Panem Ciemności nadciągnęły hordy krwiożerczych bestii i demonów siejących wszędzie śmierć i rozpacz. Jedyną nadzieją dla świata okazuje się pewien śmiałek (jeden z kilku, ale o tym zaraz), który musi odnaleźć magiczny miecz, za pomocą którego położy kres rządom terroru.

Podziemia to wręcz naturalne środowisko naszej postaci.

Grając w Blade of Darkness odnosiłem wrażenie, że sama gra nie bierze przedstawionej historii na poważnie. Fabułę poznajemy jedynie poprzez narratora, który na początku każdego etapu coś tam przebąkuje o naszych celach. Sądząc po tonie jego głosu chyba on sam nie wierzy w sens własnych słów.

Całą historię można streścić następująco: Idź po magiczny miecz – zabij setki wrogów po drodze – zdobądź miecz – pokonaj złego lorda. Dość powiedzieć, że w ciągu całej, trwającej około 20 godzin przygody na naszej drodze spotykamy zaledwie jednego przyjaźnie nastawionego NPC-a. Nie będzie wielkim spoilerem, jeśli napiszę, że ów jegomość ginie po jakichś dziesięciu sekundach…

Samotność w mrocznym świecie

Tam, gdzie fabuła niedomaga, z nawiązką nadrabia klimat. A właściwie powinienem napisać KLIMAT. Świat Blade of Darkness to esencja dark fantasy w najlepszym wydaniu.  Miejsce, w którym każdy miłośnik gier From Software w mig poczuje się jak w domu. W trakcie podróży zwiedzimy zrujnowane zamki, cmentarzyska, skute lodem pustkowia, zatopione w lawie katakumby, by wreszcie zejść do samego centrum otchłani… Każda lokacja przytłacza uczuciem osamotnienia i niepokoju. Przemierzając je co chwila boleśnie uświadamiamy sobie, że śmiertelne niebezpieczeństwo czai się dosłownie na każdym kroku i nikt nie przyjdzie nam z pomocą. Jesteśmy tylko my i nasze ostrze, które wkrótce ponownie zabarwi się krwią…

Zdaję sobie sprawę, że doświadczenie to trudno oddać suchymi słowami. Jeżeli kiedykolwiek błądziliście po wąskich uliczkach Yharnam rozglądając się niespokojnie w obawie przed atakiem przyczajonej bestii lub też przemierzaliście Blighttown, z duszą na ramieniu poszukując najbliższego ogniska to wiecie, o czym mówię. O uczuciu przebywania na końcu dzikiego świata, gdzie wszystko i wszyscy chcą nas zgnieść, zmiażdżyć i pochłonąć.

Szykuje się rzeź…

Gra ma liniową strukturę, ale w obrębie dość rozległych lokacji znajdziemy liczne rozgałęzienia nierzadko kryjące cenne sekrety w postaci np. nowej broni, zbroi czy mikstury leczniczej. Co ważne, twórcy nie prowadzą nas za rączkę, więc nie uświadczymy żadnych znaczników czy minimapy. Sami musimy odnaleźć właściwą ścieżkę lub przedmiot, który otworzy drogę do kolejnego etapu. Na szczęście mapy zaprojektowane zostały w bardzo przemyślany sposób i wystarczy podstawowy zmysł orientacji, by szybko się w nich odnaleźć.

W trakcie eksploracji musimy uważać nie tylko na wrogów, lecz również na liczne pułapki, które potrafią dać w kość. Wirujące pale, zapadnie, pomieszczenia ze stale podnoszącą swój poziom lawą czy zdradliwe kolce wyrastające spod podłogi – miłośnicy klasycznych Tomb Raiderów będą zachwyceni. Na szczęście twórcy nie przesadzili z ilością podobnych „atrakcji” więc nie powinny Was zmęczyć.

Czworo wspaniałych

Blade of Darkness oferuje wybór jednej z czterech różnych postaci: barbarzyńcę Tukarama, krasnoluda Naglfara, rycerza Sargona oraz amazonkę Zoe. Co ciekawe każdy bohater (lub bohaterka) rozpoczyna przygodę w innym miejscu – np. wybierając Sargona musimy wydostać się z lochu, do którego wtrąciły nas siły zła. Po zaliczeniu pierwszego etapu cała reszta gry jest wspólna dla wszystkich protagonistów.

Wybór determinuje nie tylko początkowe zawiązanie fabularne, lecz przede wszystkim sposób rozgrywki, bowiem każda postać walczy nieco inaczej i korzysta z odmiennego uzbrojenia. Barbarzyńca polega na swojej brutalnej sile, którą wkłada w każde uderzenie dwuręcznym orężem. Duże obrażenia, jakie nimi zadaje wiążą się jednak ze słabą defensywą. Sargon, jak na rycerza przystało preferuje jednoręczne miecze oraz tarcze. Grając nim otrzymujemy więc idealny balans pomiędzy defensywą a zadawanymi obrażeniami. Niską żywotność oraz słabą siłę Zoe rekompensuje zwinność i szybkość zadawania ciosów włóczniami oraz kijami. Miłośnicy ryzykownego „baletu” wśród szeregów wrogów doskonale się więc z amazonką dogadają. Wreszcie krasnolud stanowi wypadkową cech barbarzyńcy i rycerza – posiada pokaźną pulę zdrowia i może korzystać z tarcz, jednak jest przy tym dosyć ociężały, więc unikanie wrogich ciosów przychodzi mu z trudem.

Blade of darkness
Zoe jest najszybsza z całej czwórki.

Podczas mojego pierwszego podejścia zdecydowałem się na barbarzyńcę, co okazało się niewłaściwym wyborem dla nowicjusza, jakim wówczas byłem. Tukaram jest bowiem trudną do opanowania postacią, wymagającą agresywnego stylu gry. Koniec końców dobrnąłem do finału, jednak moje drugie podejście – tym razem w skórze Sargona  – było  już przyjemniejszym doświadczeniem. Wszystko jednak zależy od indywidualnych preferencji. Postacie są świetnie wyważone i nie można tu mówić o znacznej przewadze jednego bohatera nad drugim.

Menażeria z dark fantasy rodem

Bestiariusz w Severance: Blade of Darkness to absolutna klasyka gatunku. Spotkamy tu irytująco skrzeczące gobliny, masywnych orków, zombie, szkielety, ghoule oraz wiele innych poczwar, które skojarzy każdy, kto choćby tylko pobieżnie zna realia. Wielkie brawa należą się deweloperom za projekt bestii oraz ich zachowanie. Tutaj dosłownie z każdym wrogiem walczy się inaczej. Słabe gobliny nadrabiają szybkością i pracą w grupie, więc walcząc z nimi należy mieć oczy dookoła głowy. Wrodzy rycerze oraz ich demoniczni odpowiednicy preferują natomiast ostrożną wymianę ciosów zza chroniącej ich tarczy. Przypakowane bydlaki jak ogry czy minotaury nie zawracają sobie głowy taktyką starając się po prostu rozszarpać nas na strzępy.

Wrogowie nie tylko walczą zajadle, lecz również świetnie się prezentują. Wspomniani rycerze przed walką prowokują nas pogardliwymi gestami, a ociężałe zombie poruszają się tak, jak należałoby tego oczekiwać po ożywionych zwłokach z wyżartym przez robaki mózgiem. Najlepiej wypadają największe bestie. Do dziś pamiętam moment, kiedy po po raz pierwszy zetknąłem się z minotaurem, który natarł na mnie rozwalając przy okazji ścianę pobliskiego budynku. Paniki w jaką wpadłem na widok rozszalałej, wymachującej tasakiem w dzikim szale bestii trudno wręcz opisać.

Jeżeli miałbym na coś ponarzekać w kontekście przeciwników, będą to walki z bossami, którzy czekają na końcu prawie każdego etapu. Niestety ogromna większość szefów powraca później w postaci szeregowych wrogów. Trochę szkoda, ponieważ odziera to walki z wyjątkowości. W całej grze znajdziemy jedynie czterech unikalnych bossów z prawdziwego zdarzenia. Na szczęście te pojedynki prezentują już wysoki poziom.

Mortal Kombat + Dark Souls = Blade of Darkness

Walka w Blade of Darkness to temat, któremu można by poświęcić osobny artykuł. Nawet po 19 latach ze świecą szukać drugiego tytułu o tak rozbudowanym i jednocześnie szalenie satysfakcjonującym systemie wirtualnych pojedynków. Podczas walk czujemy siłę każdego wyprowadzonego ciosu. Lekkie ostrza powierzchownie wgryzają się w ciała wrogów, silne uderzenia młota rozłupują tarcze aż miło, a wielkie miecze przepoławiają maszkary na krwawe porcje. Tak, Blade of Darkness jest grą brutalną. Zadając cięcie mieczem możemy odrąbać przeciwnikowi rękę, nogę lub głowę, czy też dosłownie przeciąć go na pół. A to wszystko oczywiście przy obfitych krwawych rozbryzgach… Jeżeli tak jak ja macie sadystyczne zapędy, możecie też podnieść odciętą przed chwilą kończynę by okładać nią towarzyszy rozczłonkowanego potwora.

Nie wizualia świadczą jednak o geniuszu pojedynków, a ich mechanika. Każda z postaci dysponuje listą indywidualnych kombinacji ciosów, do których uzyskujemy dostęp wraz ze zdobywaniem kolejnych poziomów doświadczenia. Aby wyprowadzić morderczą technikę musimy nauczyć się odpowiedniej sekwencji przycisków, niczym w bijatykach.

Co więcej, nie tylko bohaterowie dysponują swoimi kombosami. Każda z odnajdywanych w świecie gry broni także posiada przypisaną jej unikalną kombinację. Daje to całe zatrzęsienie różnych technik, które odpowiednio użyte potrafią przesądzić o losach walki, np. błyskawicznie przełamując obronę. Moim faworytem był kombos, z którego korzystał barbarzyńca dzierżąc pewien dwuręczny topór. Po wklepaniu sekwencji przycisków Tukaram wykonywał serię obrotowych cięć, które odpowiednio wymierzone szatkowały wrogów na strzępy.

Szatkowanie wrogów daje chorą frajdę.

Oczywiście gra umożliwia prowadzenie klasycznych potyczek typu: „uderz, odskocz, powtórz” i na upartego ukończycie ją w ten sposób. Jednak to właśnie odkrywanie i opanowywanie kolejnych coraz to potężniejszych kombinacji stanowi o sile tego systemu i daje nam realną przewagę. Niektórzy pewnie będą kręcić nosem na konieczność zapamiętywania sekwencji, ale przy odrobinie wprawy da się to opanować bez większych problemów.

A nawet jest to wskazane, ponieważ walka w Blade of Darkness jest piekielnie trudna. Wystarczy tylko na chwilę opuścić gardę, by w kilka sekund pożegnać się ze światem. Na dodatek wrogowie potrafią być wyjątkowo perfidni i całkiem przy tym inteligentni. Regularnie starają się nas okrążać, zasłaniając się jednocześnie przed ciosami, podczas gdy oddaleni łucznicy szyją zatrutymi strzałami. Kluczem jest więc nauka zachowań przeciwników, zarządzanie dostępnymi miksturami leczniczymi oraz cierpliwe wyczekiwanie odpowiedniego momentu na atak. Tak, dokładnie jak w Dark Soulsach.

blade of darkness

Zagraj koniecznie!

Grafika w Severance: Blade of Darkness zestarzała się wyraźnie i nic dziwnego: mówimy tu o grze sprzed prawie dwóch dekad. Jednak znakomity projekt artystyczny lokacji oraz przeciwników skutecznie maskuje wizualne braki. Poza tym mało która współczesna gra pozwala na radosną dekapitację wrogów, więc dzieło Hiszpanów pod tym względem wyróżnia się na tle wielu nowszych produkcji. Zresztą, jak tylko rozsmakujecie się w wybornej walce błyskawicznie przestaniecie zauważać jakiekolwiek graficzne niedostatki.

Reasumując, Blade of Darkness jest tytułem, który powinien znać każdy zwolennik wciągających, wymagających tytułów ze znakomitym, ciężkim klimatem. Genialna atmosfera, znakomity system walki i wysoki poziom trudności składają się na rewelacyjną przygodę, która pochłonie Was bez reszty. Aby jednak jej doświadczyć konieczne jest upolowanie fizycznej kopii – gry nie kupicie ani na Steamie, ani na GoG-u. Na szczęście relatywnie łatwo dostać ją w dobrej cenie na aukcjach internetowych. Do czego niniejszym z całego serca Was zachęcam.

Top 10 najlepszych bossów z serii Dark Souls, Demon’s Souls i Bloodborne

Top 10 najlepszych bossów z serii Dark Souls, Demon’s Souls i Bloodborne