Oczekując na GTA VI, którego premierę przewidziano już na przyszły rok, warto przypomnieć sobie, jak wyglądały początki tej kultowej serii. Dzisiaj cofniemy się w czasie do 2002 roku, gdzie czekają na nas włoscy mafiozi, kubańscy i haitańscy gangsterzy, i niepowtarzalny klimat lat 80. – oto retro recenzja GTA Vice City
Vice City wita
Grand Theft Auto Vice City zabiera nas do fikcyjnego miasta Vice City inspirowanego Miami lat 80. Już od pierwszych chwil gra wciąga swoim klimatem – palmy, pastelowe kolory, neonowe światła i ścieżka dźwiękowa, która zawiera największe hity dekady. Samo miasto jest żywe i różnorodne – od plaż Ocean Beach, przez luksusowe dzielnice, po slumsy i portowe magazyny. W porównaniu do szarego, industrialnego Liberty City z GTA III, Vice City to wybuch kolorów i energii. Rockstar Games udało się uchwycić esencję lat 80., łącząc kiczowaty przepych z brudnym podbrzuszem przestępczego świata. Gra nie boi się również parodiować kultury konsumpcyjnej, co nadaje jej unikalnego charakteru.
Warto wspomnieć o ścieżce dźwiękowej, która jest, zdaniem wielu, najlepszą w całej serii. Już na dzień dobry, po ukończeniu pierwszej misji, gra wita nas utworem Billie Jean Michaela Jacksona. Reszta oprawy muzycznej to więcej hitów: od synthpopowych hitów, takich jak Self Control Laury Branigan, po rockowe klasyki w stylu Sweet Child O’ Mine od Guns N’ Roses, każda stacja radiowa w grze to istny majstersztyk. Ścieżka dźwiękowa sprawia, że przejażdżki po ulicach Vice City stają się niezapomnianym doświadczeniem, i często zdarza się, że czekać będziemy z rozpoczęciem kolejnej misji dopóki nie skończy się grający w tle utwór.
Tommy Vercetti, remember the name!
W Vice City wcielamy się w Tommy’ego Vercettiego, gangstera świeżo wypuszczonego z więzienia, który przybywa do miasta Vice City, by nadzorować interesy mafii. Fabuła gry jest prosta, ale wciągająca, mocno inspirowana klasykami lat 80. jak Miami Vice czy Scarface (tu warto zaznaczyć, że cała akcja gry toczy się w 1986 roku). Zdrada, zemsta i walka o władzę napędzają historię, a po drodze poznajemy galerię barwnych postaci – od ekscentrycznego prawnika Kena Rosenberga, przez psychopatycznego Ricardo Diaza, po zabawnego Lance’a Vance’a. Dialogi są pełne humoru, ironii i nawiązań do popkultury, co sprawia, że cutscenki ogląda się z przyjemnością nawet dziś. Choć narracja nie jest tak rozbudowana jak w nowoczesnych grach, w 2002 roku była jednym z najmocniejszych punktów Vice City.
Warto również wspomnieć o rewelacyjnej obsadzie gry. Ray Liota jako Tommy Vercetti, Burt Reynolds w roli Avery’ego Carringtona, Philip Michael Thomas użyczający głosu Lance’owi Vance’owi – to tylko niektórzy z aktorów pojawiających się w Vice City.
Większe, lepsze GTA III
GTA Vice City rozwinęło mechaniki znane z GTA III, jednocześnie dodając do nich nowe elementy. Gracze mogli teraz kupować nieruchomości, co wprowadzało element zarządzania przestępczym imperium. Misje były bardziej zróżnicowane niż w poprzedniku – do klasycznych strzelanin i pościgów doszły bardziej nietypowe zadania, jak rozrzucanie ulotek z helikoptera czy demolowanie centrum handlowego.
Swoboda, jaką oferuje gra, była w swoim czasie rewolucyjna. Możliwość wskoczenia do dowolnego samochodu, włączenia radia i rozpoczęcia szalonej przejażdżki po mieście była czymś, co na zawsze zdefiniowało serię Grand Theft Auto. W Vice City pojawiły się nowe pojazdy – gracze od teraz mieli do swojej dyspozycji motocykle, a niezdolna do lotu awionetka Dodo z GTA III zastąpiona została szeregiem w pełni funkcjonalnych helikopterów. System walki, choć dziś wydaje się nieco toporny, w 2002 roku działał dobrze, a dostępny arsenał broni, znacznie poszerzony względem tego z poprzedniej części, dawał graczom sporo „zabawek”.
Jednak rozgrywka w Vice City nie jest pozbawiona wad. Sterowanie, zwłaszcza podczas strzelanin, bywa nieprecyzyjne, a kamera potrafi sprawiać problemy. Misje, choć różnorodne, czasem frustrują wysokim poziomem trudności. Frustrujące jest również to, że Tommy, podobnie jak Claude, nie potrafi pływać.
Technologicznie GTA Vice City było w swoich czasach niemałym osiągnięciem. Gra wyglądała oraz działała dużo lepiej niż wydane zaledwie 9 miesięcy wcześniej GTA III. I mimo że dziś grafika nie powala, modele postaci, efekty świetlne i animacje były w swoim czasie ogromnym krokiem naprzód. Dzisiaj oczywiście Vice City nie zachwyca aż tak jak wtedy, z drugiej jednak strony, pikselowate tekstury i kanciaste modele postaci są częścią uroku gry, a dla wielu graczy nostalgia związana z tym stylem jest nie do podrobienia.
Remaster gorszy od oryginału?
Warto też wspomnieć o tym, że gra doczekała się remastera przy okazji swoich 19 urodzin. Wersja gry zatytułowana The Definitive Edition, poprawia niektóre aspekty rozgrywki, dodając na przykład działający system GPS oraz funkcję autozapisu. To wydanie poprawia również nieco grafikę Vice City, dodając więcej szczegółów oraz lepsze efekty oświetlenia, jednak zdaniem niektórych graczy, The Definitive Edition traci niepodrabialny klimat oryginalnego Vice City.
A więc, warto wracać?
Powrót do GTA Vice City w 2025 roku to niemała podróż w czasie. Gra może nie dorównuje współczesnym produkcjom pod względem grafiki czy płynności rozgrywki, ale jej klimat, humor i wolność wciąż mają w sobie to „coś”. Dla młodszych graczy, przyzwyczajonych do płynnych animacji i zaawansowanych mechanik, Vice City może być trudnym doświadczeniem, ale dla tych, którzy chcą poczuć magię początków ery gier z serii Grand Theft Auto, jest to pozycja obowiązkowa.
Więc, jeśli macie PlayStation 2, starego PC-ta lub dostęp do wersji zremasterowanej w ramach GTA: The Trilogy – The Definitive Edition, warto dać Vice City szansę. To nie tylko gra, ale kapsuła czasu, która przeniesie nas do ery neonów, kaset VHS i fenomenalnej muzyki.