Gry z serii Wiedźmin kojarzy niemal każdy. Wielu również grało w najnowszą, trzecią odsłonę serii. Jednak nie każdy wie o pozostałych grach wiele więcej, niż to, że istnieją. Szczególnie druga część, zatytułowana Zabójcy Królów, zostaje pominięta. Dzisiaj, z okazji Międzynarodowego Dnia Gier Wideo, cofniemy się w przeszłość: oto retro recenzja Wiedźmina 2.
Fabularny majstersztyk
Fabułę gry rozpoczynamy tuż po zakończeniu pierwszego Wiedźmina. Po uratowaniu przed zamachem królobójcy Foltesta, Geralt staje się jednym z najważniejszych ludzi na temerskim dworze. Jednak w trakcie oblężenia twierdzy kolejny królobójca atakuje króla Temerii. Tym razem Geralt nie jest w stanie powstrzymać zamachowca, który morduje Foltesta i ucieka. Reszta gry toczy się wokół pościgu Białego Wilka za królobójcą. W trakcie rozgrywki odkrywamy kolejne intrygi, mieszamy się w konflikt rasowy między ludźmi i elfami, spotykamy nowych i starych znajomych… Ogólnie fabuła „dwójki” jest świetna.
Drętwo, ale jest poprawa
Rozgrywka została znacznie poprawiona względem pierwszego Wiedźmina. Poprawiono wszystko, od poruszania się, zarządzania ekwipunkiem, systemu walki, aż po zbieranie przedmiotów czy menu dialogów. Walka nie jest już festiwalem klikania myszką; w Zabójcach Królów w końcu możemy atakować bardziej naturalnie, łącząc lżejsze i cięższe ataki, uniki oraz wiedźmińskie znaki. Poruszanie również zostało poprawione, stwarzając bardziej przystępny sposób zwiedzania świata gry. Jednak warto pamiętać, że nie są to wspaniałe systemy z Wiedźmina 3. W „dwójce” Geralt nie potrafi skakać i pływać, w walce jego jedynym unikiem jest turlanie się po ziemi, a wyprowadzenie ciężkiego ataku zajmuje mu zdecydowanie zbyt dużo czasu. Sterowanie jest również nieco drętwe i momentami wręcz komicznie nieintuicyjne, jednak w dalszym ciągu jest ogromną poprawą względem oryginalnego Wiedźmina.
Grafika dalej daje radę
Graficznie Wiedźmin 2 trzyma się świetnie. Wielokrotnie w trakcie gry możemy natknąć się na zapierające dech w piersiach widoki. Dodatkowo, każda lokacja, w jakiej przyjdzie nam się znaleźć, wizualnie oddaje to, gdzie się znajdujemy: Flotsam, mała mieścina przy ujściu rzeki, wygląda dokładnie tak, jak wyobrażać możemy sobie miasto, które dni chwały ma już za sobą. Krasnoludzka osada Vergen wygląda niczym wyjęta wprost z Władcy Pierścieni Tolkiena. Loc Muine, zrujnowane miasto elfów, wyglądem wywołuje poczucie mistyczności. Bogate w detale lokacje wyglądają zdumiewająco, szczególnie biorąc pod uwagę wiek Zabójców Królów – „dwójka” miała swoją premierę w 2011 roku.
Nie może być samo dobre
Oprócz świetnych elementów, Wiedźmin 2 ma też masę niedociągnięć. Największym z nich są chyba tak zwane Quick Time Events (QTE), polegające na wciskaniu odpowiednich przycisków w odpowiednim czasie. Mechanika ta w „dwójce” działa trochę na zasadzie „jak mi się zachce” – często czas na wciśnięcie przycisku jest absurdalnie krótki, czasem gra po prostu nie wykryje wciśnięcia przycisku, a czasem mimo dobrego wykonania kombinacji gra i tak jej nie zaliczy.
Innym, poważniejszym problemem jest tragiczna opcja automatycznego zapisu. Teoretycznie gra zapisuje nasz postęp po każdym ukończonym zadaniu oraz, jeżeli quest jest wyjątkowo długi, w jego trakcie. W praktyce jednak punktów autozapisu jest tak mało i ustawione są tak nielogicznie, że i tak gracz będzie samodzielnie zapisywał swój postęp, nie chcąc tracić wielu minut, a czasem nawet godzin rozgrywki.
Ostatnią bolączką Zabójców Królów jest optymalizacja. Oto gra z 2011 roku, która na sprzęcie 11 lat nowszym potrafi się zawiesić lub zacząć klatkować, powodując, że dalsza rozgrywka jest niemożliwa.
Syndrom środkowej siostry
Wiedźmin 2: Zabójcy Królów to typowa środkowa siostra – nie jest brzydkim kaczątkiem serii, znacząco poprawiając elementy rozgrywki jak i graficzne względem pierwszej części, jednak nadal daleko Zabójcom Królów do Dzikiego Gonu. Ma swoje bolączki, problemy z działaniem i drętwe sterowanie, jednak w porównaniu z pierwszym Wiedźminem, którego ratuje jedynie fabuła, Zabójcy Królów to dalej świetna gra. „Dwójka” nie jest nawet blisko dorównania swojej młodszej siostrze, jednak nawet teraz, 13 lat po premierze, jest to pozycja warta ogrania.