Powiedzieć, że adaptacje gier wideo nie cieszą się zbytnią sympatią graczy to tak jakby nie powiedzieć nic. Co prawda za sprawą Fallout i The Last of Us pojawiło się jakieś nikłe światełko nadziei dla tego gatunku, ale to nadal wyjątek potwierdzający regułę. Ponarzekajmy sobie zatem trochę i powspominajmy te najgorsze filmy na podstawie gier wideo.
Street Fighter
Jeden z pierwszych filmów opartych na grach. Podobnie jak wiele innych produkcji z tamtego okresu, nie udało mu się nawet zbliżyć do legendarnego statusu oryginału. Obsadzenie Belga, Jean-Claude Van Damme’a, jako typowo amerykańskiego twardziela Guile’a było kontrowersyjnym posunięciem, które mogłoby zostać wybaczone, gdyby jakość filmu choćby zbliżała się do poziomu oryginalnej gry. Nawet kostiumy pozostawiały wiele do życzenia – lepsze można zobaczyć na konwentach. Po tym w najlepszym razie przeciętnym filmie, pamięć o nim przetrwała głównie dzięki wspomnianemu głównemu bohaterowi oraz rolom Kylie Minogue i Damiana Chapy, a zwłaszcza Raula Julii, który w roli złoczyńcy M. Bisona zaliczył swój ostatni występ na dużym ekranie.
Doom
Film naszego rodaka, Andrzeja Bartkowiaka, nie jest wcale zły, a tym bardziej nie można go zaliczyć do najgorszych adaptacji gier. Owszem, z pewnością nie jest wybitny – jest przeciętny, a większość fabuły szybko ulatuje z pamięci. To jednak można powiedzieć o wielu filmach. Za to nie każdy obraz może się pochwalić obsadą z takimi twardzielami jak The Rock i Karl Urban. No i niewiele filmów ma kultowe sceny, a końcowa scena Dooma jest hołdem dla gatunku FPS i gier jako takich. Mimo wszystko warte obejrzenia.
Far Cry
Mówi się, że to prawdopodobnie najlepsza adaptacja w dorobku Uwe Bolla. Far Cry jest przekomicznie niskobudżetowy, jak większość jego dzieł, ale zdaje się tym nie przejmować. Til Schweiger wciela się tu w kapitana łodzi, który zostaje wciągnięty w walkę z tajną organizacją, prowadzącą eksperymenty genetyczne w celu stworzenia superżołnierza. Udo Kier gra antagonistę i szalonego naukowca, a film stara się być tak strasznie na siłę zabawny, stając się jednym z tych „tak złych, że aż dobrych” filmów, wartych ponownego obejrzenia.
Max Payne
Opinie są podzielone. Obie strony zgadzają się, że adaptacja przygód nowojorskiego gliniarza to generalnie słaby lub co najwyżej przeciętny film. Niektórzy uważają, że pod względem wizualnym dobrze oddaje cierpienia Maxa Payne’a. Jednak to marne pocieszenie, skoro reszta filmu to tylko przeciętna opowieść detektywistyczna. Dzięki stylistyce i zdjęciom może być zaliczona do gatunku noir. Scenariusz znacząco odbiega od gry, niekoniecznie na lepsze, a aktorstwo Marka Wahlberga i Mili Kunis, która nie miała wiele do grania nie ratuje sytuacji. Brakuje szacunku i wierności względem oryginału.
Mortal Kombat: Annihilation
Prawie podwójny budżet w porównaniu do oryginału, a dochód prawie trzy razy mniejszy. Pod względem artystycznym jest znacznie gorzej. Trudno oczekiwać od sequela, którego punkt wyjścia jest absurdalny (połowa obsady nie wraca do kontynuacji?!), że utrzyma jakość oryginału. Nie oznacza to, że trzeba było zaserwować fanom taki fabularny i narracyjny bałagan oraz zrobić to samo w warstwie produkcyjnej. To może nie totalna katastrofa, ale film zaprzepaścił wszystko, co osiągnęła „jedynka”.