W czasach, gdy kultura kulinarna coraz częściej sprowadzana jest do modnych trendów i viralowych przepisów z TikToka, film Babcie przypomina o tym, co w gotowaniu najważniejsze – uczucie, pamięć i historia. Babcie to nowa komedia obyczajowa oparta na prawdziwej historii. Opowiada o kuchni, stracie i rodzinnych więziach. Film pokazuje, jak gotowanie łączy pokolenia i pomaga leczyć serce. To wzruszająca, ale też lekka historia, która zostaje w pamięci.
Główny składnik – tradycja
Inspiracją do powstania filmu była prawdziwa historia restauracji Enoteca Maria na nowojorskim Staten Island, w której kuchnię prowadzą seniorki.
Joe Scaravella (Vince Vaughn) po śmierci ukochanej matki doświadcza pustki, której nic nie potrafi zapełnić. Jego mama nie tylko była filarem rodziny, ale też mistrzynią domowej kuchni, w której dominowały włoskie smaki. Aby uczcić jej pamięć i przywrócić smak dzieciństwa, Joe podejmuje nietypową decyzję – zakłada restaurację, w której gotują… babcie. Prawdziwe, włoskie nonny, które przychodzą każdego dnia i przygotowują potrawy tak, jak robiły to w rodzinnych domach – bez pośpiechu i wielką dumą. Tak powstaje Enoteca Maria – miejsce, w którym kuchnia staje się przestrzenią spotkań, wspomnień i wymiany pokoleniowej. Wszystkie bohaterki to Włoszki – z różnych regionów, z różnymi akcentami i podejściami do gotowania, ale łączy je jedno: miłość do tradycji i do ludzi.
Przez żołądek do serca
Siłą filmu są kobiece postaci. W tytułowe „nonnas” wcielają się m.in. Susan Sarandon, Lorraine Bracco, Talia Shire i Brenda Vaccaro. Każda z nich ma unikalną osobowość i kulinarne podejście, a wspólnie tworzą pełnokrwisty portret pokolenia, które pamięta wojny, emigracje, biedę, ale i rodzinne ciepło oraz dumę z tradycji. Kamera z czułością śledzi ich dłonie ugniatające ciasto, mieszające sosy, opowiadające historie – a każda potrawa to symbol pamięci i tożsamości. Film nie unika tematów poważnych – starość, samotność, brak miejsca w nowoczesnym społeczeństwie – ale pokazuje je z humorem i nadzieją. Reżyser pozwala swoim bohaterkom błyszczeć, dając im przestrzeń do opowiedzenia własnych historii.
Włoski temperament
Oprócz tego reżyser daje nam wyjątkowy pokaz włoskiego temperamentu. To element tak wyrazisty, że aż trudny do przeoczenia. Włoskie babcie w filmie tętnią życiem – nie tylko w kuchni, ale i w codziennych relacjach. Ich temperament nie przejawia się w krzyku czy przesadzie, ale w autentyczności. Są ekspresyjne, czasem uparte, zawsze bezpośrednie – i to właśnie sprawia, że tak dobrze się je ogląda. Ich rozmowy bywają żywe, pełne gestykulacji, anegdot i emocji, ale nigdy nie przekraczają granicy sztuczności. To kobiety, które mówią sercem – niezależnie od tego, czy dzielą się przepisem, wspomnieniem czy żartem. Nawet drobne sprzeczki mają tu ciepły wydźwięk – są jak przyprawy w gotowaniu: dodają charakteru, ale nie dominują całości.
Reżyser zgrabnie uchwycił ten specyficzny, południowy rytm – pełen emocji, ale też spokoju, który przychodzi z wiekiem. Dzięki temu bohaterki nie są karykaturą „włoskiej mamy”, lecz pełnokrwistymi postaciami. To właśnie ich energia – nie tylko kulinarna – sprawia, że film ma puls, smak i duszę. W ich obecności Joe, główny bohater, nie tylko odzyskuje sens życia – uczy się też, jak przeżywać je pełniej.
Smak i serce na ekranie
Warstwa wizualna Babć to prawdziwa uczta. Sceny w kuchni pełne są detali, kolorów, pary unoszącej się znad garnków, zbliżeń na domową pizzę czy misternie układane dania. Muzyka podkreśla domowy, ciepły klimat filmu, w którym czuć nie tylko zapach ziół i przypraw, ale też emocje. To film, który działa na zmysły – wywołuje uśmiech, wzrusza i, nie da się ukryć, pobudza apetyt.
Babcie to jeden z tych filmów, które nie epatują dramatyzmem, a mimo to zostają z widzem na długo. Ciepły, pełen autentyczności portret kobiet, które – choć na emeryturze – wciąż mają coś ważnego do przekazania. To też przypomnienie o tym, że tradycja nie jest czymś przestarzałym – wręcz przeciwnie, może być ratunkiem w świecie, który często zapomina o tym, co najważniejsze. Ten film nie tylko wzrusza i rozgrzewa serce, ale też przypomina, że czasem wystarczy talerz makaronu i historia opowiedziana przy kuchennym stole, by poczuć się naprawdę w domu.