Piękny obraz, pusta treść – Frankenstein 2025

0
4

Najnowsza ekranizacja Frankensteina z 2025 roku budzi wiele emocji, choć niestety nie są to emocje, na jakie liczyli widzowie oczekujący wiernej, głębokiej reinterpretacji powieści Mary Shelley. Film, mimo imponującego budżetu i znanych nazwisk, pozostawia po sobie wrażenie niedosytu — zarówno fabularnego, jak i emocjonalnego

Reżyseria – mroczna wizja bez głębi

Reżyser Guillermo del Toro, twórca znany z niezwykle plastycznej wyobraźni, baśniowo-gotyckiej estetyki i umiejętności nadawania potworom ludzkich emocji. Tym większe zaskoczenie, że jego Frankenstein okazuje się dziełem wizualnie dopracowanym, ale fabularnie i emocjonalnie niekonsekwentnym. Del Toro próbuje połączyć klasyczną grozę z nowoczesną narracją. Jednak balans ten wypada chaotycznie. Wątki moralne i psychologiczne — zwykle jego najmocniejsza strona — zostały zepchnięte na drugi plan na rzecz efektownych, choć momentami przesadnie przestylizowanych scen. Sceny dramatyczne często tracą rytm, a kluczowe momenty są podawane zbyt szybko, przez co widz nie ma czasu, by w pełni przeżyć emocjonalne napięcie. W rezultacie film traci spójność, zwłaszcza w środkowej części, gdzie historia zaczyna wyraźnie zwalniać, by potem przyspieszyć w sposób równie nienaturalny.

Scenografia i kostiumy – wizualny majstersztyk

Choć Frankenstein rozczarowuje pod względem narracji, nie można odmówić mu jednego: to jeden z najlepiej zrealizowanych wizualnie filmów ostatnich lat. Scenografia, przygotowana z iście obsesyjną dbałością o detal, jest prawdziwym pokazem kunsztu. Del Toro — wierny swojej miłości do gotyckiej estetyki — połączył mroczny, steampunkowy klimat z nowoczesnymi, chłodnymi wnętrzami laboratoriów. W efekcie powstał świat pełen kontrastów, który równocześnie fascynuje, niepokoi i wciąga widza w każdą kolejną scenę. Równie imponujące są kostiumy, zaprojektowane z typową dla del Toro teatralną elegancją. Postaci noszą stroje łączące klasyczne, XIX-wieczne fasony z futurystycznymi materiałami i detalami, co nadaje filmowi unikalny, hybrydowy charakter. Ubrania bohaterów nie tylko definiują ich status i osobowość, ale często opowiadają część historii za nich — zwłaszcza w przypadku samego Stworzenia, którego kostium stanowi jeden z najciekawszych elementów całego filmu.

To właśnie kostiumy i scenografia najczęściej chwalono wśród krytyków, i trudno się dziwić: pod względem wizualnym produkcja osiąga poziom, jakiego wielu twórców mogłoby del Toro pozazdrościć. Gdyby fabuła dorównała tej warstwie artystycznej, Frankenstein mógłby stać się prawdziwie wybitnym dziełem.

Muzyka – poprawna, ale bez charakteru

Za muzykę do Frankensteina odpowiada Alexandre Desplat, kompozytor wielokrotnie nagradzany i znany z niezwykłej wrażliwości muzycznej. Tym większe zdziwienie budzi fakt, że jego ścieżka dźwiękowa w tym filmie wypada zaskakująco zachowawczo. Desplat stworzył kompozycje subtelne, pełne smyczkowych pasaży i charakterystycznych dla siebie delikatnych, melancholijnych tematów, jednak tym razem brakuje im wyrazistego motywu przewodniego, który mógłby nadać opowieści emocjonalnej głębi. Muzyka co prawda podkreśla atmosferę niepokoju i naukowego chłodu, ale rzadko wybija się ponad tło, pozostając bardziej ilustracyjna niż narracyjna. Brakuje tu dźwiękowej pamiętliwości, z której Desplat słynie — melodii, które zapadają w pamięć na długo po seansie.

Zakończenie – płytkie i rozczarowujące

Największym zawodem pozostaje jednak finał. Zamiast głębokiej refleksji nad odpowiedzialnością człowieka za stworzenie życia — jak u Shelley — otrzymujemy szybkie, pobieżne zamknięcie wątku, które zdaje się bardziej uspokajać widza niż zmuszać go do myślenia. To proste rozwiązanie obnaża powierzchowność całej konstrukcji fabularnej.

Podobał Ci się to, co robimy?
Wesprzyj nas i postaw nam kawę!
Wesprzyj nas
0 0 głosy
Article Rating
Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze Najwięcej głosów
Opinie w linii
Zobacz wszystkie komentarze