Krakowskie potwory to nowy serial wyreżyserowany przez Kasię Adamik i Olgę Chajdas. Akcja została osadzona w przeważającej części w Krakowie. To historia, która powstała na kanwie pewnego mix-u gatunkowego złożonego z horroru, słowiańskiej mitologii i krakowskich legend. A zatem potencjał na zbudowanie wciągającej historii wydaje się być ogromny. Pytanie tylko, co poszło nie tak?
Wielką trudnością jest nieznęcanie się nad Krakowskimi potworami – czyli nowym polskim serialem od Netflixa. Żeby jednak nie było, że ta mini recenzja to sam hejt, skupmy się z początku na mocnych jego stronach. Na wstępie należy powiedzieć, że sama mitologia nie jest jakimś oryginalnym pomysłem, gdyż już nie raz była eksploatowana przez polskich twórców. Występują w niej jednak takie motywy czy też elementy, które aż proszą się o ekranizację. A zatem pomysł na stworzenie tego typu produkcji jest drogą idącą w dobrym kierunku. Drugą mocną stroną jest ciekawa obsada, która w znacznej mierze została skonstruowana na mało znanych twarzach. Cały team aktorski naprawdę daje radę i robi co może, aby ratować ten projekt. Moją uwagę przykuła Barbara Liberek (w serialu odgrywa postać Alex). Ta młoda i niezwykle utalentowana aktorka naprawdę robi co może, aby podnieść jakość serialu, w którym odgrywa pierwsze skrzypce. Wychodzi jej to momentami dość zgrabnie, zważywszy na to, że to jej pierwsza tak duża rola. I wreszcie trzecim mocnym członem Krakowskich potworów jest niezwykle klimatyczna ścieżka dźwiękowa, która buduje klimat mrocznego Krakowa i jego okolic.
Scenariuszowy niewypał
Jednym słowem można podsumować pierwszą część tej recenzji, że pomysł może i dobry. Gorzej niestety z wykonaniem. I właśnie w tym momencie wyczerpały się mocne strony Krakowskich potworów. Pierwszy podstawowy zarzut jaki należy poczynić to beznadziejny scenariusz, który jest głównym winowajcą całego tego bałaganu. Totalny brak spójności narracyjnej oraz drewniane dialogi aż biją po oczach. Problemy zaczynają się już na początku w pierwszych minutach pierwszego odcinka i niestety zostają z nami aż do samego końca. Mnogość podejmowanych wątków, które dodatkowo nakładają się na siebie powoduje duży chaos fabularny. Kiedy jedne wątki się zaczynają i to nawet całkiem dobrze, z czasem okazuje się, że nie znajdują sensownego zakończenia. Jeszcze inne są urywane w bezmyślny sposób. Wygląda to tak, jakby twórcy o nich zapomnieli w trakcie realizacji serialu.
Końcowy efekt postprodukcji
Trzeba też zwrócić uwagę na stronę techniczną. Istotnym filarem, który nie powala innowacyjnością, jest realizacja ujęć. Spodziewałem się czegoś więcej od Tomasza Naumniuka, człowieka odpowiedzialnego za realizację znakomitego serialu Wataha. Jeszcze większym problemem jest koszmarny montaż. Końcowy efekt wygląda trochę tak, jakby ktoś zebrał nagrane sceny i je po prostu ze sobą skleił bez większego namysłu. Przez takie właśnie działania serial nie tylko łamie konsekwentnie wszystkie reguły, jakie obowiązują przy montażu, ale również traci namiastkę jakości.
Jeszcze inną kwestią są efekty specjalne. Można o nich powiedzieć jedną rzecz, a mianowicie są wykonane poprawnie, ale zbyt wielkiego szału tutaj nie widzę. Pojawiające się potwory momentami są bardzo dziwaczne i sztuczne. Chociaż może właśnie tak miało to wyglądać. Każdy odbierze ten element w trochę inny sposób. Wszyscy mamy różne gusta, a jak wiadomo o nich się nie dyskutuje.
Czy Krakowskie potwory to serial godny uwagi?
W całościowym ujęciu muszę niestety powiedzieć, że serial Krakowskie potwory nie zdał egzaminu. Pomimo dość dobrego aktorstwa, świetnie zbudowanego klimatu okraszonego ciekawymi motywami muzycznymi mamy tutaj jeden główny problem, który przysłania całą resztę pozytywnych stron produkcji. Mowa oczywiście o potwornym scenariuszu, który kompletnie psuje całe to widowisko i jest absolutnie nie do wybronienia. No cóż, zapowiadało się całkiem nieźle, a wyszło jak zwykle. Nie pozostaje nam nic innego jak tylko czekać na kolejną tego typu polską produkcję fantasy. Oby była lepsza od swoich niezbyt udanych poprzedników, czego sobie i wam życzę.