Minecraft to kultowa już gra która podbiła serca fanów na całym świecie. Nic zatem dziwnego, że bardzo szybko pojawiły się plany stworzenia na podstawie klockowego świata pełnometrażowego filmu. Jednak jak przerobić grę, która nie ma nawet namiastki fabuły, a wszystko, co robimy, zależy wyłącznie od nas, na film? Jak widać da się, ale nie jest łatwo.
Fabuła w filmie o grze bez fabuły
Grupka przypadkowych bohaterów z naszego świata trafia do tajemniczego, kanciastego Overworldu. W świecie tym, muszą zmierzyć się z różnego rodzaju stworami i zasadami, znanymi graczom Minecrafta. Niedługo po pojawieniu się w nowym miejscu poznają Steve’a (Jack Black), który od lat ukrywa się w tym uniwersum, uciekając od rzeczywistości. Steve to typowy dorosły, który nigdy nie dorósł, a świat Minecrafta jest dla niego ucieczką do beztroski dzieciństwa. Steve staje się przewodnikiem bohaterów, wprowadzając ich w tajniki craftingu i przetrwania. Razem stają do walki ze złowrogą władczynią piglinów Małgosią (i nie, nie jest to tłumaczenie, w oryginale również mowa jest o Małgosi), która pragnie zniszczyć Overworld i zdusić wszelką wyobraźnię.
Jest… nieźle?
Mimo prostej, szablonowej fabuły, film nie jest tragiczny. Dzieciaki z seansu wyjdą zachwycone. Humor jest lekki, tempo żwawe, a finałowa scena akcji trzyma w napięciu. Film nieźle też oddaje charakterystyczny styl Minecrafta – świat jest kanciasty, przepełniony kolorami, nie zabrakło też znajomych bloków i różnego rodzaju smaczków dla fanów gry. Na pochwałę zasługują również bardzo taktowne mrugnięcia okiem do społeczności, jaka przez lata zebrała się wokół Minecrafta. Uhonorowanie zmarłego niedawno Youtubera Technoblade, popularni, związani z grą twórcy jako postacie poboczne czy nawet sami deweloperzy i twórcy Minecrafta grający w tle to coś, co nie każdy zauważy, ale pokazuje to ile serca i miłości zostało włożone w produkcję filmu. Bardzo dobrze stoi również gra aktorska. Jack Black jako Steve kradnie show swoim zwariowanym podejściem, chociaż niestety w końcówce filmu jego rola zostaje zepchnięta na dalszy plan, co odbiera trochę uroku całości. Jason Momoa jak zawsze wypada świetnie, szczególnie grając postać średnio inteligentną jaką jest Garret „Śmieciarzyna” Garrison. Dobrze też wypada Emma Myers w roli Natalie.
Estetyka Minecrafta została ogromnej mierze przeniesiona z zaskakującą starannością. Film nie tylko wygląda jak gra – często sprawia wrażenie, jakby nią był, wraz z narzędziami, mobami i mechaniką craftingu włączonymi w zabawny (choć raczej powierzchowny) sposób. Chemia między aktorami działa, a młodsi widzowie powinni docenić żarty i nawiązania. W filmie znajdują się też momenty wzruszeń które, choć nie zawsze w pełni rozwinięte, powinny trafić do serc dzieci.
Niewykorzystany potencjał
Nie wszystko jest jednak idealne. Scenariusz filmu jest schematyczny do bólu, kopiując schematy znane z LEGO Przygody czy Jumanji. Motywacje złoczyńcy – zniszczenie kreatywności – są banalne, a postacie drugoplanowe, takie jak Dawn czy dyrektor Marlene, są niesamowicie stereotypowe i służą głównie jako comic relief. Chociaż osobiste przemiany Garreta i Steve’a otrzymują trochę więcej uwagi (co należy pochwalić), szersze motywy są traktowane z lekką ręką, która nigdy nie dostarcza satysfakcjonującego zakończenia. Film zaledwie muska poważniejsze wątki, często pozostawiając niedosyt.
Live-action nie zawsze współgra ze stylem Minecrafta i czasami kłóci się z ogólną absurdalnością świata. Są momenty, w których film wydaje się tkwić między nieco realistyczną narracją a animowaną absurdalnością – i nigdy w pełni nie angażuje się w żadną z nich. Kolejnym mankamentem jest jakość wykorzystywanej grafiki komputerowej, która miejscami wygląda jak efekt pracy znudzonego nastolatka który bawi się w animację w swoim czasie wolnym, a nie wielomilionową produkcję.
Werdykt
Minecraft: film to lekka, przyjemna w oglądaniu produkcja, pełna znajomych schematów. Dla młodszych widzów i mniej wymagających fanów to wystarczy, aby świetnie bawić się w kinie. Jednak dla tych, którzy liczyli na odważniejsze, pełne wyobraźni podejście do jednej z najbardziej kreatywnych marek w historii gier wideo, będzie to raczej produkt stworzony na fali popularności marki, niż coś stworzonego przez gracza. Nawet bardziej emocjonalne zakończenie – zwłaszcza w ostatnich chwilach, gdy wszystko wraca do prawdziwego świata – wydaje się wykonane na szybko, i byle zakończyć jakoś film. Są tu przebłyski czegoś znaczącego, ale przez większość czasu produkcja trzyma się raczej powierzchownego ukazywania wątków. Mimo wszystko jest to produkcja, na której na pewno świetnie bawić się będą dzieci, a nawet starsi fani gry, o ile przymkną oko na niewielkie mankamenty i ogólną płytkość filmu.