15 lat ostatniej i 42 po pierwszej części z serii o Indianie Jonesie, ukochany archeolog wrócił do kin! Jedni szykowali się na sentymentalną podróż do świata żądnego przygód profesora, inni czuli się rozczarowani próbą zrobienia pieniędzy na kolejnym odgrzewaniu zakończonej sagi. Jak ostatecznie wypada Indiana Jones i artefakt przeznaczenia?
Harrison Ford
Bardziej niż nagrywanie kolejnej produkcji z serii, zaskoczył mnie fakt, że główną rolę wciąż odegrał Harrison Ford. Po seansie Indiana Jones i Królestwo Kryształowej Czaszki w 2008 roku można się było spodziewać kontynuacji, z filmowym synem Indiego — Muttem Williamsem (Shia Shaide LaBeouf). Czy jednak seria miałaby sens bez czarującego uśmiechu naszego ulubionego profesora? W najnowszej części młody wizerunek pojawia się w pierwszych dwudziestu paru minutach projekcji. Odmłodzony cyfrowo Harrison Ford troszeczkę podpada, swoją rozdzielczością odbiegając od reszty filmu. Na szczęście przez kolejne minuty, na ekranie, widnieje 80-letni aktor.
Starość
Długie lata minęły nie tylko od nagrania poprzedniej produkcji, ale również w życiu głównych bohaterów. Indiana Jones nie jest już pełnym sił odkrywcą, w którym kochają się studentki. Mężczyzna jest zrzędliwym, świeżo upieczonym emerytem, który przeżywa śmierć syna i rozwód z żoną. Obraz Indiego nie wydaje się wesoły. Lata lecą, ograniczając możliwości ciała i ducha, szczególnie smutna wydaje się samotność, która dopadła bohatera.
Czas na przygodę!
Szczęśliwie dla tego rodzajów filmów, Indiana nie musi długo czekać na przygodę. Wszystko zaczyna się, kiedy w jego codzienności pojawia się córka dawnego przyjaciela, jego chrześnica. Archeolog mimowolnie zostaje wplątany w niebezpieczną grę. Mimo wieku i narzekania na bóle stawów Indi wciąż jest bardzo aktywny. Mężczyzna nie odstaje podczas pościgów, chętnie pokazuje swoje umiejętności posługiwania się bronią, a także nurkuje, wspina się i robi wszystko to, czego oczekujemy od bohaterów kina akcji.
Artefakt
Jak w każdym filmie z tej serii, mamy siły zła, które chcą zdobyć magiczny przedmiot mający przynieść im władzę. Tym razem jest nim artefakt przeznaczenia, tablica zaprojektowana przez Archimedesa, która ma moc przenoszenia w czasie. Przedmiot jest szczególnie pożądany przez fizyka Jurgena Vollera (Mads Mikkelsen) który chce przenieść się w czasie, żeby doprowadzić do zwycięstwa nazistów w II wojnie światowej.
Zmiany
Sceptycy nowej części mieli rację, że po tylu latach trudno reanimować historię. Zmiana reżysera z Stevena Spielberga na Jamesa Mangolda i wiek Harrisona Forda nie do końca wróżyły sukces. Szczególną trudnością dla twórców było uwzględnienie kolosalnych zmian w sytuacji na świecie i mentalności ludzi. Wydarzenia z czasów około wojennych trudno przenieść do szalonych lat 80. Widzimy lądowanie na księżycu, fryzury w stylu afro, a w tle leci Rocketman. Indiana wydaje się nie nadążać za parciem w przód.
Klimat
Twórcy, chcąc zachować klimat serii, poszli w powielanie wątków z wcześniejszych filmów. Mamy więc węże, obrzydliwe robaki, pościgi i oczywiście złych nazistów. Film nie zachwyca. Nie sprawia też bólu. Budzi wspomnienia, czasami uśmiech. Miło było znowu zobaczyć Forda w kapeluszu, pokonać trasę oznaczoną na mapie i, co chyba najważniejsze, usłyszeć ukochaną melodię z tego klasyka.