Większość z nas przechodzi gry we własnym tempie. Tutaj pokonamy trochę więcej potworów, tam pogawędzimy z pobocznymi NPC, żeby poznać lokalne plotki. Nie spieszymy się i tylko od nas zależy jak długo będziemy daną grę przechodzić. Są jednak ludzie, którzy za swój cel postawili sobie jak najszybsze ukończenie gry. Speedrunnerzy (z ang. speed – mknąć, pędzić oraz run – biec) nie spoczną, póki nie odkryją wszystkich tricków, pozwalających dotrzeć do mety w jak najkrótszym czasie. Jak to wszystko wygląda od zaplecza?
Speedrunning obecny jest w środowisku graczy praktycznie od zawsze. Wynika to bezpośrednio z tego, że ludzie grający w gry mają różne motywy. Nawiązując do jednego z moich poprzednich artykułów “Dlaczego gramy w gry?” jesteśmy w stanie określić ten rodzaj przyjemności jako “Hard Fun”. Pokonanie wyzwania, które stanowi jak najszybsze ukończenie danego tytułu to zazwyczaj bardzo trudne zadanie. Wymaga zarówno doskonałej znajomości samej przechodzonej gry, jak i niekonwencjonalnego myślenia, niezbędnego do tego, aby zaoszczędzić drogocenny czas. Oprócz tego, większość speedrunów nie obejdzie się bez zaawansowanych technicznie tricków, takich jak bezbłędnie wykonane sekwencje skoków czy idealne co do sekundy wyczucie czasu pozwalające na ominięcie niektórych przeszkód.
Kiedy kilka lat temu odkryłem speedrunning, byłem kompletnie zszokowany. Ukończyć Diablo II: Lord of Destruction w niecałe półtorej godziny? Star Wars Jedi Knight: Jedi Academy w 30 minut? Nagle okazywało się, że gry, których przejście zajmowało mi wiele dni, da się rozpracować i pokonać w kilka godzin, albo czasem nawet kilkadziesiąt minut. Obejrzawszy kilka streamów i filmików, cały czas będąc pod wrażeniem mojego odkrycia, postanowiłem sam spróbować speedrunnować. Wtedy też przekonałem się na własnej skórze jak skomplikowana to rzecz.
Waląc głową w mur
Jeśli komukolwiek wydaje się, że po obejrzeniu speedruna, albo przeczytaniu strategii jest w stanie samemu go powtórzyć to jest w wielkim błędzie. Co prawda, zazwyczaj zrozumienie i wykonanie ogólnych założeń nie jest zbyt trudne. Jednak diabeł tkwi w szczegółach. Przy mojej pierwszej próbie speedrunnowania Diablo II: LoD druidem, udało mi się przejść pierwszy akt w mniej więcej półtorej godziny – tyle ile profesjonaliście zajęło przejście całej gry. Potem z każdą kolejną próbą szło mi coraz lepiej. Aż do momentu, kiedy osiągnąłem na tym etapie wynik jednej godziny. Wydawało mi się, że co bym nie robił to i tak nie uda mi się przejść przez ten próg.
To właśnie wtedy zdałem sobie sprawę z tego jak bardzo techniczny jest to zadanie. Wyobraźcie sobie, że ktoś kiedyś zauważył, iż animacja blokowania ciosu tarczą jest o kilka klatek dłuższa niż otrzymanie pełnego uderzenia. Jest to o tyle ważne, że w trakcie całej gry będziemy uderzani setki razy, więc koniec końców trochę się tego dodatkowego czasu nazbiera. Ponadto, z pozoru losowo generowane mapy obszarów w Diablo II tak naprawdę nie są całkowicie losowe, a trzymają się pewnego schematu. Dlatego na początku każdego speedruna należy wyrzucić tarczę, aby nie tracić czasu na blokowanie oraz znać na pamięć schematy generowania map poszczególnych miejsc. Samo to, abstrahując od jakości naszego wykonania, pozwoli nam poprawić czas o kilka, czasem i nawet kilkanaście minut w zależności od etapu.
Sami speedrunnerzy potwierdzają, że, aby brać się za ten rodzaj grania, trzeba mieć upartość osła i nerwy ze stali. Gotowość do poświęcenia wielu godzin na trenowanie jednej sekwencji, pozwalającej minimalnie polepszyć Twój czas, to cecha niezbędna. Im lepszym jesteś speedrunnerem tym mniejszy jest Twój progres w ujęciu nominalnym. Już nie poprawiasz swoich czasów o dziesięć minut, teraz poprawiasz je o dziesięć sekund. W zależności od gry dochodzi nawet do sytuacji gdzie najlepsze wyniki różnią się od siebie jedną dziesiątą sekundy. Dlatego zdobycie i utrzymanie rekordowego czasu może być nie lada wyzwaniem, a sam proces treningowy przypominać może walenie głową w mur.
Dla każdego coś dobrego
Kiedy mówimy o speedrunningu, czy jak to się czasem w Polsce mówi speedrunowaniu, należy wiedzieć, że każda gra posiada swoje własne kategorie. Mogą one dotyczyć wszystkiego – stopnia ukończenia, poziomu trudności, używanych narzędzi. Istnieją nawet kategorie “blindfolded”, gdzie podczas gry speedrunner ma zasłonięte oczy i musi przejść grę “na ślepo”. Co do zasady przyjmuje się jednak dwa podstawowe podziały:
- Any% – w tym przypadku liczy się nie stopień kompletności ukończenia gry, ale sam fakt jej przejścia. Nie musimy wykonywać zadań pobocznych, zbierać niepotrzebnych przedmiotów, znaczenie ma tylko to jak szybko dotrzemy do napisów końcowych.
- 100% – przeciwieństwo any%. Jeśli decydujemy się na 100% speedrun to zobligowani jesteśmy do całkowitego ukończenia gry, wraz ze wszystkimi misjami i ewentualnie sekretnymi lokacjami. Problemem może być określenie czym tak naprawdę jest cała gra. Często jest to kwestia umowna, opracowana przez społeczność zaangażowaną w speedrunnowanie danej gry.
Poza stopniem ukończenia należy także wspomnieć o kategorii glitchless. Została ona stworzona po to, aby wymusić na graczach faktycznie przechodzenie gry bez możliwości korzystania z tak zwanych glitchy. Glitch jest to pewna anomalia występująca podczas rozgrywki. Bardzo obrazowym przykładem są wczesne wersje gier z serii Pokemon, w których za pomocą odpowiednich sekwencji ruchów i interakcji można teleportować się na koniec gry, tym samym przechodząc ją praktycznie w kilka sekund. W kategorii glitchless wykorzystanie takich “luk w systemie” jest niedozwolone.
Świetna zabawa w szlachetnej sprawie
Na zakończenie chciałbym wspomnieć wydarzeniu mającym miejsce dwa razy do roku – Games Done Quick. Jest to akcja charytatywna, podczas której odbywają się setki speedrunów. Całe wydarzenie streamowane jest na platformie twitch.tv a dochód zbierany za pomocą donacji przekazywany jest na fundację Doctors Without Borders. Jest to świetna okazja, nie tylko do tego, żeby obejrzeć światowej klasy speedrunnerów w akcji, ale także, aby wspomóc potrzebujących. Więcej szczegółów znajdziecie na ich stronie – TUTAJ.
Mam nadzieję, że lektura tego artykułu zachęci kogoś do spróbowania swoich sił w opisywanej dziedzinie. Ja na pewno skorzystam z chwili wolnego czasu w święta i jeszcze raz powrócę do bicia własnych rekordów w Diablo II. Kto wie, może tym razem uda mi się skończyć tę grę jeszcze przed wigilijną kolacją… koniecznie przed czasem otwarcia prezentów! Wesołych świąt!