Spokojnie mogę powiedzieć, że kreowanie własnych światów jest najlepszą rzeczą, jaką w życiu zrobiłam ze swoją pamięcią operacyjną – mówi Reliah, opowiadając o swoich planach, cybernekropunku, o produkcji kostiumów, biomechanice, LARPach, poezji, sesjach RPG, inspiracjach, samozaparciu… i o tym, jak się tworzy, oczywiście. Powraca nasza seria wywiadów poświęconych polskim artystom cyfrowym, czyli digital polskim okiem.
Piotr: Kilka razy natrafiłem na wzmiankę, że pracujesz nad własną powieścią graficzną. Zechcesz zdradzić coś więcej na jej temat?
Reliah: Pewnie. Wiem, że temat pozbawiony szczegółów mógł wydawać się enigmatyczny, ale w rzeczywistości był realizowany w ramach dyplomu magisterskiego, którym żegnałam się z wrocławskim ASP. Projekt Królowa jest – jak sama to określiłam – opowieścią audio-wizualną, łączy ilustrację z kompozycją audio. Na swój sposób jest też przygodą wewnątrz snu, od punktu A do punktu B, przez które przechodzą główna bohaterka oraz Duch Przewodnik, a wraz z nimi czytelnik.
Królowa ma na celu nakreślić niepokoje związane z życiem młodych kobiet oraz ich miejscem w społeczeństwie. Jednocześnie podejmuje próbę wskazania sposobu myślenia, który mógłby pomóc w radzeniu sobie z negatywnymi emocjami, wynikającymi ze stereotypów oraz przypadków nierównego traktowania. Swoją wizję przedstawiłam przy pomocy onirycznego obrazu, serią ilustracji inspirowanych szamanizmem ludów Eurazji, w których obcowanie ze światem duchów, między innymi poprzez sen lub trans, daje możliwość wyleczenia nie tylko ciała, ale i duszy.
Opowieść przybrała formę książki balansującej na granicy dwóch kategorii – komiksu i wydawnictwa artystycznego. Poza stronami tytułowymi, książka pozbawiona została tekstu. W kompozycji Królowej tekst pisany zastąpiłam słowem mówionym, a dokładniej – wielowarstwową ścieżką dźwiękową, przeznaczoną do odsłuchu na słuchawkach, towarzyszącą czytelnikowi do samego końca utworu. Liczę na to, że za jakiś czas będę miała możliwość zorganizować dodruk Królowej, by pokazać ją w szerszym gronie odbiorców.
Jakie są twoje artystyczne plany na ten rok?
Zdecydowanie chciałabym odpowiedzieć na kilka pomysłów zasugerowanych przez osoby śledzące moje artystyczne zmagania, bo, nie ukrywajmy, sporo roboty przede mną – żółtodziobem. Do pracy bardzo motywują mnie coraz częstsze zapytania o historie kryjące się za moimi ilustracjami, dlatego też zamierzam dać szansę krótkim komiksom oraz formom podobnym Królowej.
Artystycznie, poza rozwijaniem się w ilustrowaniu opowieści własnych, planuję podziałać jeszcze dźwiękiem i słowem pisanym, by jak najlepiej przedstawić bohaterów i wątki, które siedzą mi w głowie. Podobno jakiś blog ma powstać, podobno tak powiedziałam. Jeśli dobrze pójdzie, zacznę wreszcie komponować artbook-kompendium, poświęcone autorskiemu uniwersum, ujętemu z perspektywy klasycznego opowiadacza… Ale o tym cichutko, bo nie chcemy zapeszyć. Chociaż do tematu samego świata pewnie jeszcze wrócę.
No właśnie – nekromancja, cyberpunk, magia krwi, D&D… co Cię inspiruje najmocniej? Rozumiem, że twoje prace odnoszą się nie tylko do istniejących uniwersów, ale też do twojego własnego świata?
Od najmłodszych lat najlepiej działa na mnie żywa, spontaniczna narracja. Gatunek nie ma większego znaczenia, jeśli historia jest dobra, ale przyznam w sekrecie, że moje serce chyba jednak jest cybernetyczne. Właściwie, w ostatnim czasie moje osobiste projekty nie mają za wiele wspólnego z gotowymi, opracowanymi światami, nie jestem też zbyt dobra w fanart. Cieszą mnie zlecenia spływające z grup D&D, ale wciąż, to co inspiruje i kręci mnie najbardziej, to sesje storytellingowe rozgrywane z najbliższymi. Najlepiej z nielegalną częstotliwością. Spokojnie mogę powiedzieć, że kreowanie własnych światów jest najlepszą rzeczą, jaką w życiu zrobiłam ze swoją pamięcią operacyjną.
Niezależnie od tego, czy wchodzę w cyberpunk, czy fantasy, czy cokolwiek innego – niezmiennie inspirują mnie nietypowe mity, starożytne cywilizacje, szamanizm, ikonografia sakralna, wydumane i te zupełnie racjonalne teorie naukowe, ciało/tkanka/kości oraz, proszę się nie śmiać… poezja. Poza tym, koniecznie muzyka, muzyka i jeszcze raz muzyka.
Projekt dominujący moje obwody od kilku lat (od kilku lat również bezimienny) stanowi swoisty miks tego wszystkiego. Jest zawieszonym do góry nogami światem o postapokaliptycznych fundamentach, utrzymanym w cyberpunkowej estetyce definiowanej przez mity starożytnych oraz motywy biblijne, zabarwione brzydotą Pieśni Maldorora Lautreamonta, a także jawnymi odniesieniami do Mistrza i Małgorzaty Bułhakowa, przykładowo. Ponadto wyróżnione w zestawie: eksperymenty na pograniczu nauki i mistycyzmu, melancholia cybernekromantów, dotyk pozaziemskich wędrowców, biomechaniczne piękno, faraońskie klątwy oraz niebezpieczne zabawy z grawitacją. Brzmi jak koszmarek? Na szczęście osoby zaangażowane w projekt nie narzekają.