Chodzenie do teatru staje się coraz bardziej popularne wśród Polaków. Znów, po okresie małego rozprężenia lat dziewięćdziesiątych doceniamy wyjątkowość teatralnych wydarzeń, a z kolei instytucje artystyczne zaczynają dopasowywać się do widza i nie rezygnują z grania na przykład w trakcie wakacji. Jednak szczególne miejsce w historii teatru zajmują premiery. Czy warto na nie chodzić?
Żale do premier
Wiele osób ignoruje tego typu wydarzenia, gdyż uważa, że wówczas aktorzy są bardziej spięci, nie grają tak jak umieją i atmosfera jest bardziej podniosła niż to warte. Co więcej, mnóstwo widzów skarży się wówczas na tłumy i problemy z widocznością. Premiery rządzą się swoimi prawami i mają ważne miejsce w całej przestrzeni teatralnej działalności. Zarzuty opierają się o lansowanie się na premierach i nie mają wiele wspólnego z samą grą. Jednak wiele osób odstrasza tłum, jaki zaczyna się przy okazji premiery interesować sztuką, podczas gdy naprawdę nie jest to zainteresowanie czyste i uczciwe. Czy słusznie?
Prestiż
Premiera to przede wszystkim jednak prestiż. Już od wielu lat repertuar teatrów jest tak układany, aby premiery zawierać w odpowiednich, wyjątkowych momentach. Premiera bardzo często jest bowiem czymś historycznym, czymś co sprawia, że ludzie zaczynają mówić o danym spektaklu. Nie wchodząc w szczegóły może być źródłem skandalu artystycznego – jak na przykład w przypadku spektaklu Śmierć i dziewczyna w Teatrze Polskim we Wrocławiu czy politycznej burzy po odegraniu słynnych Dziadów z 1968 roku. Choćby już z tego powodu bycie na premierze może być wyjątkowe. Nie mówiąc już o prawie do pierwszeństwa, które zawsze jest cenione.
Chodzenie na premiery ma swoje plusy i minusy. Dla tych, którzy dostrzegają więcej tych drugich są stratą czasu i zdecydowanie nie powinni zabierać na nich miejsca zwolennikom tych pierwszych, którzy z przyjemnością doświadczą czegoś niespotykanego i niepowtarzalnego.