Esencja błędu | Historia, śmierć i ponowne narodziny glitch artu

0
593

Glitch art – niszczycielski bunt na wymuskany idealizm przefiltrowanego przez Photoshopa świata. Choć glitch budzi więcej skojarzeń z przedziwnymi błędami w grach komputerowych, czy nazwą gatunku muzyki kojarzonej przed dwudziestoma laty, to jeszcze nie tak dawno stanowił większy lub mniejszy wybuch w sztuce współczesnej.

Jak się to wszystko tak właściwie zaczęło? Czy to, co raz umarło, a żyje, nie umrze już nigdy?

Sztuka zapraszaO ironio, obraz przygotowany przy użyciu tej strony internetowej.


Glitch art – celowe wywoływanie błędu w plikach graficznych, w poszukiwaniu efektu estetycznego; tak poprzez różnorakie atakowanie kodu pliku, jak i wprowadzanie w błąd urządzenia, na którym oczekiwany obraz ma powstać. Innymi słowy – celowa destrukcja, wsadzanie palucha w mrówki zer i jedynek.


Zanim to jeszcze było modne

Błąd jest wpisany w ludzkie DNA. Nie możemy się go ustrzec.

Jak się okazuje, również pozornie idealne maszyny mogą zostać wprawione w sztuczne osłupienie, czego dobitnych przykładów możemy doświadczać od paruset lat – a szczególnie w XX wieku, kiedy psuć zaczęliśmy na własne życzenie.

Za początki wizualnego glitch artu można uznać filmy  Lena Lye (1901 – 1980), który malował bezpośrednio po kliszach filmowych swojego autorstwa. W moim subiektywnym odczuciu, efektem tego jest abstrakcyjny chaos. Można powiedzieć, że dostępne do obejrzenia po dziś dzień materiały niniejszego twórcy (przynajmniej z pogranicza filmu, nie mówiąc o innych jego dokonaniach) to psychodeliczny zbiór sztucznie wywołanego błędu na błędzie w odbiorze obrazu. A przecież na tym właśnie glitch się opiera – choć w zgoła innej formie.

Lata 60. XX wieku obfitowały w popularyzację ruchu Fluxus, a tym samym – w wysyp różnorakich performance’ów. Jednym z ówczesnych pionierów, poszukujących nietuzinkowych rozwiązań na rozdrożach multimediów i sztuki był niewątpliwie Nam June Paik. Jest on postacią wartą wspomnienia w obrębie tematyki glitch artu za sprawą wielu dzieł, w tym jego słynnego Magnet TV (1965).

MagnetTV
Magnet TV

Przy pomocy niewielkiego elektromagnesu umieszczonego bezpośrednio na telewizorze, tworzył on pole grawitacyjne oddziałujące na poziome linie znane z telewizorów kineskopowych. Te z kolei układały się w interesujące wzory, zależne od położenia wyżej wymienionego magnesu. Jest celowa manipulacja i błąd w obrazie? Jest.

Im dalej w las, tym było podobnych przejawów artystycznych więcej.

Prawdziwym przełomem i momentem definicji glitch artu okazały się być jednak narodziny ery komputerów domowych i konsol wczesnej generacji. Na przykład – Digital TV Dinner z roku 1978 – czyli zapis ze zmanipulowanej (dziś zapomnianej) konsoli Bally Astrocade.

Wraz z ekspansją cyfryzacji na coraz to dalsze kręgi rynku i świata, jak i zapotrzebowaniem na świeżość w świecie eksperymentalnej sztuki, rosła też obecność naszych usterkowych bohaterów.


U podstaw osiągnięcia błędów, glitch-artowi artyści modyfikują obraz przy pomocy takich aplikacji jak Notatnik, czy Audacity, by wprawić komputer w konsternację i wygenerować błąd. Dróg jest oczywiście znacznie więcej, ale ten przykład, mam nadzieję, dosyć jasno obrazuje, o co w tym wszystkim chodzi.


Nadeszło nowe milenium, pomimo licznych przepowiedni – świat nie zawalił nam się na głowy, dlatego trzeba było ludzkości kontynuować niekończącą się tułaczkę w poszukiwaniu nowych wrażeń.

Każdy ruch sztucznie kreowanej, postępującej “idealizacji” obrazów medialnych znajdował swoje odbicie w postępujących aktach świadomego wandalizmu – internet na przestrzeni ostatnich parunastu lat stał się prawdziwym rajem dla glitchowej awangardy błędu.

Glitch art
Źródło

Dostrzec w tym wszystkim można pewną tęsknotę. Podobnie jak w przypadku nawrotu trendów z lat 80. XX wieku, glitch art i nurty z nim powiązane wyrażają (w moim mniemaniu) po części echo płaczliwego dziecka wśród pokolenia, które teraz studiuje lub zaczyna karierę zawodową.

Dziecka, które tęskni za niedoskonałościami produktów medialnych znanych z dzieciństwa. Bo, pozwolę sobie na ciut silniejszy subiektywizm, jest w nich coś nieuchwytnego – i nie mówię tu o tak zwanym pięknie brzydotya o specyficznej atmosferze.

Dodawszy wyżej wspomniane utęsknienie do takich zjawisk jak chociażby potrzeba wyrażenia buntu i niechęci do przerysowanych obrazów (jak jeszcze nie tak dawno temu brutalizm cyfrowy), jakimi karmią nas reklamy, telewizja, jak i rynek fotografii stockowej, trudno nie odnieść wrażenia, że popularyzacja tego nurtu była nieunikniona.


Glitch art a muzyka
Jak łatwo się domyślić, zjawisko będące obiektem rozważań w obrębie tego tekstu ma korzenie osadzone silnie w takich kierunkach muzycznych, patrz – glitch. Obecnie następuje renesans jego estetyki, rodząc muzyków szukających pomostu między zakłóceniem fali dźwiękowej, a przyjemnością odbioru. Stąd też liczne projekty eksperymentalne, których owocami stały się takie nurty, jak glitch hop, glitch pop, czy osiągające w ostatnich latach wzloty i upadki popularności vaporwave.


Docieramy jednak wraz z tymi słowy do lat najnowszych – glitchowa estetyka ‘wczesnodwutysięczna’ przeniknęła do mainstreamu przynajmniej w środowisku muzycznym, wypluwając codziennie wideoklipy pełne zakłóceń i tym podobnych, a sklep Google Play oferuje liczne aplikacje, pozwalające na nałożenie na zdjęcia filtrów imitujących glitche, co przecież wręcz przeczy glitch-artowej ideologii, jeśli rozumieć ją w sposób przytaczany wyżej.

Nurt muzyki popularnej jest jednak wartki i regularnie zmienia kurs, a niniejszy artykuł skupia się na walorach obrazu, nie dźwięku.

Jak więc prezentuje się kondycja glitch-artowych twórców w dniu obecnym?
Glitch
winter is coming – Felix フェリックス Rothschild

Całkiem dobrze, a przykładów nie trzeba szukać daleko.

Wprawiona za sprawą Aleksandry Pieńkosz i Zoe Stawskiej w życie inicjatywa Glitch Art is Dead, będąca fizycznym ucieleśnieniem ugrupowania (facebookowego i nie tylko) Glitch Artists Collective (57 349 członków w dniu publikacji artykułu) zdążyła zorganizować kilka wystaw – od Krakowa po USA.

Za stroną Rozdzielczość Chleba, na której możemy znaleźć publikacje poświęcone temu nurtowi:

Glitch art is dead to inicjatywa, którą stworzyły Aleksandra Pieńkosz i Zoe Stawska w odpowiedzi na niedobory w zrozumieniu nowych zjawisk wizualnych w sieci oraz z chęci przekroczenia granicy między cyfrowym a materialnym. Album zawiera prace z wystawy, która odbyła się w galerii Teatru Barakah w Krakowie jesienią 2015 roku. W wystawie wzięło udział 29 artystów i artystek z 14 krajów, prezentując 70 prac graficznych i 12 video artów; odbyły się także jednodniowe warsztaty glitchu. Prace zostały wyłonione na bazie otwartego naboru wśród członków grupy Glitch Artists Collective. Liczba i jakość zgłoszeń sprawiła, że inicjatywa zaczęła się rozrastać.

I myślę, że więcej dodawać nie trzeba – natomiast art book dostępny jest za darmo do pobrania pod tym linkiem. Jak każdy organizm w celu przetrwania, i glitch art musi zmieniać formę, szukać inspiracji i inspirować, by żyć. I, jak sądzę, pożyje – a czy w świadomości mniejszej, lub większej społeczności – to już mniej istotne.

Subiektywnym okiem autora:
Zaobserwowałem ewolucję w świecie tego starego-nowego nurtu. Podwaliny, które dały niszczycielskie moce pierwszych twórców glitch artu, stały się tylko pretekstem do rozwinięcia go w coś więcej. Teraz to już nie sam proces destrukcji obrazu jest najważniejszy, a raczej – poszukiwanie pewnej faktury, emocji w modyfikowanym dziele? Zobaczcie zresztą sami. Glitch art AD 2017 ma w sobie coś niezwykle hipnotyzującego.

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments