Eggsy od dwóch lat ciężko i wytrwale pracuje na rzecz agencji. Nie jest już nieokrzesanym chłopakiem z przedmieścia, ale nie zapomina skąd pochodzi. Jego związek z księżniczką Tilde kwitnie. Oczywiście nic nie może trwać wiecznie. Poppy, w którą wcieliła się Julianne Moore, to kolejny wróg zagrażający całemu światu, jest szefową największego kartelu narkotykowego. W azjatyckiej puszczy stworzyła swoją enklawę nawiązującą do lat pięćdziesiątych w USA. Silna i bezwzględna kobieta ma złowrogi plan. Co gorsza, ubezpieczyła się przed zagrożeniem ze strony Kingsmanów… eliminując niemal wszystkich członków organizacji. Galahad (taki pseudonim przyjął Eggsy) i Merlin wyruszają do Stanów, gdzie pod przykrywką producentów whisky Statesman ukrywają się ich koledzy po fachu.
Nowy Kingsman. Odcinanie kolejnego kuponu od pierwszej części?
Widzowie i krytycy są już przyzwyczajeni do pewnej tendencji w kinie. Producenci bardzo łatwo ulegają pokusie zarobienia pieniędzy na fanach pierwszego filmu. Sequele postrzegane są jako powtórki z rozrywki ubrane w nową fabułę i zwykle zbierają nieco gorsze recenzje. Mimo to co chwila na rynku filmowym pojawiają się coraz to nowsze serie filmowe, które najwyraźniej opłaca się produkować.
A może dobra zabawa z widzami?
Rzecz w tym, że w kinie typowo rozrywkowym wcale nie chodzi o oryginalność. Przeciwnie. Najlepsze komedie, kabarety, dowcipy i zabawne piosenki to takie, które są uniwersalne i rozbawią każdego. Dla przykładu, przejdźmy na chwilę (ale naprawdę na chwilkę, żeby się nie pokłócić) na tematy polityczne. Skeczy wyśmiewających kolejnych polityków jest co niemiara. W zasadzie z chwilą każdej zmiany władzy, komicy parodiują innych dyplomatów. Rzecz w tym, że po kilku dniach tych numerów już nikt nie pamięta.
Spójrzmy prawdzie w oczy. Najbardziej bawi nas to, co dobrze znamy i to co w jakimś stopniu jest nam bliskie. To zadanie świetnie spełniają filmy z serii Kingsman. Film jest oparty na jakże znanej nam wszystkim konwencji. Chłopak z niższych sfer dowiaduje się, że jest wart więcej, niż jest w stanie to sobie wyobrazić. Co więcej, ma do wykonania zadanie o ogromnym znaczeniu. Jako bohater powoli dojrzewa do swojej roli, a wszystkie sukcesy, które osiąga są składową strać niego samego i jego przyjaciół. Hobbit, Władca Pierścieni, Superman, Harry Potter, Gwiezdne Wojny… długo by wymieniać. Wszystkie te klasyki rozwijają mniej więcej ten sam motyw. Internet pełen jest ciągnących się infografik porównujących wymienione przeze mnie historie.
Dlaczego taka struktura opowieści jest tak popularna? W Kingsman: Złoty krąg kontynuuje historię Eggsy’ego. Chłopak co prawda jest pełnoprawnym członkiem tajnych służb, wciąż umawia się z Tildą, szwedzką księżniczką, ale podczas spotkań swojej organizacji prezentuje dosyć specyficzne podejście do manier, czym wyróżnia się w nowym środowisku. Mamy zatem bohatera biorącego udział w brawurowych akcjach, rozkochującego w sobie piękne kobiety, a jednocześnie takiego, z którym możemy się utożsamiać.
Nie byłoby zabawy bez dużej ilości dobrego humoru
A tego w Kingsmanie nie brakuje. Co prawda jest to humor specyficzny. Po pierwsze chodzi o wyraźne nawiązania do kina szpiegowskiego (nie tylko Bondów), po wtóre komiksowe ujęcie i tempo akcji stwarza w widzu poczucie absurdu i groteski. To połączenie sprawia, że nie nudzimy się podczas seansu.
Ryzykujcie
Bo bez ryzyka nie ma dobrej zabawy. Kiedy byłem w kinie na premierze Kingsman: Złoty Krąg niestety oglądałem go w towarzystwie tylko kilku widzów. Mam wrażenie, że byłoby ich więcej, gdybyśmy (krytycy i widzowie) nieco częściej ryzykowali pójście na film, pomimo stereotypu kontynuacji – i nie byłby to czas stracony.