Czy dobro wygra, jeżeli ty będziesz zły?
Początek od końca
W świecie fantasy bohaterem zazwyczaj jest rycerz, mag lub wybraniec. W Iratus: Lord of the Dead jest inaczej – tutaj sterujesz nekromantą, który właśnie uwolnił się z wiekowego więzienia. Twoim celem nie jest ratowanie świata, ale jego podbój. A twoją armią – nie ludzie, lecz ożywione zwłoki.
To odwrócenie schematu: grasz nie tym, kto broni, ale tym, kto depcze.
Mechanika grobu i kostnicy
Gra bazuje na systemie turowym przypominającym Darkest Dungeon. Twoi podopieczni – od szkieletów, przez banshee, po golemy z kości – walczą na liniach frontu, a ich skuteczność zależy od położenia, umiejętności i synergii.
Unikalny element to tworzenie armii z ciał wrogów – kości, mięso i organy stają się surowcami do budowy nowych jednostek. Nekromanta rośnie w siłę, ale jego los jest powiązany z sukcesami minionów. Każda walka to ryzyko straty – a tu strata oznacza konieczność powrotu do kostnicy i stworzenia nowej, jeszcze bardziej pokracznej służby.
Estetyka mroku i ironii
Iratus nie udaje heroicznej sagi. Styl graficzny jest ponury, pełen szarości, czerwieni i trupiej zieleni. Projekty jednostek balansują między groteską a horrorem. Ale całość przełamuje czarny humor – sam Iratus komentuje walki z ironią, a jego sarkazm nadaje grze charakter inny niż klasyczna powaga dark fantasy.
Muzyka, ciężka i złowroga, podkreśla atmosferę marszu armii nieumarłych. To nie dźwięki triumfu, ale powolne, nieuniknione nadejście śmierci.
Dlaczego warto?
Bo Iratus: Lord of the Dead to tytuł, który wziął sprawdzoną formułę i odwrócił ją na opak. Zamiast walczyć ze złem, stajesz się jego ucieleśnieniem. To gra trudna, wymagająca planowania, ale też satysfakcjonująca – bo każdy sukces to nie tylko zwycięstwo, ale i triumf nad samą konwencją gatunku.
To nie jest przygoda o ratowaniu świata. To historia o tym, jak łatwo można go pogrążyć w ciemności.
Werdykt: 8/10
Mroczna, złośliwa, wymagająca. Iratus: Lord of the Dead udowadnia, że nawet śmierć może być początkiem wielkiej strategii.